Category: Recenzje książek

3 do 10

Pozostając w XIX wieku i proto-fantastyce, to wypada mi wspomnieć o dwóch jeszcze autorach z tamtego czasu. Pierwszym jest Juliusz Verne i jego 20000 mil podmorskiej żeglugi. Jest to chyba najbardziej znana powieść Verne’a, której fabułę znają nawet ci, którzy nigdy nie mieli książki w ręku. Opowiada o grupie osób porwanych przez tajemniczego kapitana Nemo, dowódcę łodzi podwodnej, który grasuje po morzach i oceanach.

2222Choć głównego negatywnego bohatera wszyscy znają, a i sam Nautilus jest nazwą dla wszystkich jasną, to relatywnie mało osób czytało samą powieść. Problem ten zresztą dotyczy całej twórczości Verne’a, która według niektórych się źle zestarzała. Część osób nie wie przy okazji, że nie wiele brakowało, a Nemo byłby naszym krajanem. W pierwotnej wersji powieści był on Polakiem mszczącym się na Rosjanach. Wydawca Verna miał jednak zbyt dużo interesów z Rosją i przekonał Verne’a do zmiany nacji pochodzenia Nemo, a także wroga, którego on nienawidził. W ten sposób stał się on Hindusem atakującym Anglię. Tutaj nie było już problemu biznesowego.

Co ciekawe zresztą, Verne bardzo długo był relatywnie nieznany w świecie anglosaskim. Wiązało się to z bardzo złej jakości tłumaczeniami. Mniej więcej na poziomie pierwszych tłumaczeń Sienkiewicza, gdzie w trylogii „Czołem” w zdaniu „Czołem mości panowie”, tłumacz oddał jako „Forehead”. Zresztą, jako pewną ciekawostkę wspomnę, że Verne miał dużego pecha do tłumaczy. Dopiero po wielu latach Verne’a odkryto wraz z lepszymi tłumaczeniami.

20000 mil jest powieścią ciekawą, ale pod wieloma względami trudną. Ważna jest dla mnie ze względów bardzo osobistych, natomiast już dziecięciem będąc dostrzegałem jej główne wady. Niestety Verne wykorzystał ją do przedstawienia czytelnikom bardzo szczegółowej ówczesnej wiedzy o morzach i oceanach. Miejscami książka staje się wręcz podręcznikiem biologii morskiej. Jednakże pomimo tej wady nie sposób odmówić wielkiej roli, jaką powieść ta miała dla rozwoju literatury. Kolekcja motywów, jak też i samo bardzo staranne oddanie technologicznych możliwości stworzenia takiego świata sprawia, że nie można obok niej przejść obojętnie. Jeżeli jednak ktoś chce przeczytać dobrą powieść Verne’a to powinien raczej sięgnąć po Tajemniczą wyspę, aniżeli katować się 20000 mil.

Zrobię tutaj zresztą małe oszustwo, bo XIX wiek zasługuje na kilka dodatkowych uwag odnośnie literatury. Chodzi tu między innymi o arcyważną Księżniczkę Marsa, o której tutaj wiele pisałem, więc nie ma sensu się powtarzać (ciekawi mogą kliknąć). Książka, która świetnie się czyta pomimo tego, że ma już ponad sto lat! Choć formalnie wydana już w wieku XX, to skoro miało to miejsce przed wojną, to można ją spokojnie zaliczyć do wieku poprzedniego.

Drugim utworem w ramach mojego oszustwa są opowiadania o Sherlocku Holmesie. O ile powieści z tym bohaterem są dosyć specyficzne, a i dzisiaj wzbudzałyby szaleńcze krzyki wojowników z nietolerancją, tak opowiadania są tym, w czym Arthur Conan Doyle najlepiej sobie radził. Nie chodzi tyle o brak kontrowersyjności, co raczej o znacznie lepszą konstrukcje historii. Dalej czyta się je świetnie, choć w gruncie rzeczy nie mamy do czynienia z kryminałami w rozumieniu współczesnym. Zagadek, które sam czytelnik mógłby rozwiązać tutaj raczej nie ma. Jest natomiast ciekawy bohater i sprytnie prowadzona opowieść.

222Będąc niejako przy historii możemy przejść do kolejnej książki. Tym razem będzie to historia czysta, czyli Żywoty Cezarów Swetoniusza. Powodów dla umieszczenia akurat tego tekstu tutaj jest kilka. Chociaż dzieło Swetoniusza było bardzo ważne dla późniejszej literatury i historiografii, to wspominam o nim, dlatego, że jest to wspaniała historia o władzy, seksie i przemocy. Podczas lektury każdy znajdzie coś dla siebie, co uzna za ciekawe, czy też interesujące. Mamy miłość i oddanie, ale też skandale. Tu nie chodzi nawet o takie słynne rybki Tyberiusza, ale o całościowe ujęcie ludzi, którzy byli kiedyś panami świata.

Swetoniuszowi niewątpliwie pomaga to, że zebrał on w swoim dziele wiele plotek i opowieści opowiadanych w tajemnicy, a następnie wymieszał to z dokumentami, do których miał dostęp. Nie jest to historia skandalizująca sensu stricte, za taką raczej należy uznać Historię sekretną Prokopiusza. Ludzie chcący dowiedzieć się czegoś więcej o możliwych bezeceństwach raczej sięgnął tam. W przypadku Swetoniusza mamy raczej próbę zebrania wszystkich informacji w jednym miejscu, co jednak prowadzi do tego, że dowiadujemy się wielu sprośności.

Pomimo jednak takiego mojego raczej chaotycznego omówienia, Swetoniusz pisze w sposób jasny i przejrzysty. Jest on zrozumiały dla każdego, nawet dla osób niezbyt zorientowanych w wydarzeniach. Poza tym, oprócz tytułowych Cezarów mamy też całkiem spore grono pobocznych postaci, które są warte uwagi. Choćby Helwidiusz Prisk, o którym (a raczej, o którego głowie) Mikołaj Juliusz Wachowicz napisał swego czasu opowiadanie.

Część osób zdziwi się, czemu akurat Swetoniusz trafia do tej 10ki, a nie na przykład Liudprand z Cremony, czy Wincenty Kadłubek, ale odpowiedź jest prosta. O ile ci dwaj wspominani autorzy stworzyli arcyciekawe opowieści. Ich dzieła pełne są intrygujących pomysłów, ale to właśnie Żywoty Cezarów były lekturą, bez której nie sięgałbym dalej w mroczne zakamarki przeszłości w poszukiwaniu przyjemnych lektur na zimowe wieczory.

Ostatnią zaś książką, którą tutaj wymienię jest Ciemna Strona Mocy Timothy’ego Zahna. Autor jest sumiennym amerykańskim rzemieślnikiem produkującym kolejne powieści z bardzo dużą regularnością. Ciemna Strona Mocy, to druga część tak zwanej trylogii Thrawna, czy też jak oficjalnie się ją określa, trylogii imperialnej. Są to powieści osadzone w świecie Gwiezdnych wojen, które w dużej mierze zmieniły to, czym są Gwiezdne wojny dzisiaj. Wraz z grą X-wing i grą RPG z pamiętanego z sentymentem filmu stworzyły prawdziwe medialne monstrum. Wiele osób nie pamięta, że pomimo powstawania różnych filmów telewizyjnych i seriali, Gwiezdne wojny przestały pod koniec lat 80-tych być modne. Dopiero wspominane gry, jak i właśnie powieści Zahna przypomniały ludziom, że coś takiego jak saga Lucasa jest.

Dlaczego wspominam tutaj akurat o Ciemnej Stronie Mocy? Bo według mnie jest to najlepsza powieść tak trylogii, jak i w ogóle najlepsza powieść osadzona w świecie Gwiezdnych wojen. Zahn umiejętnie poprowadził bohaterów znanych z filmów, jak też i wprowadził całą grupę nowych postaci, które są na tyle interesujące i dobrze skonstruowane, że na stałe weszły do tego uniwersum. Począwszy od Mary Jade, aż po wspominanego Thrawna, nie sposób nie dostrzec, że Zahnowi udało się odcisnąć bardzo mocne piętno na świecie wymyślonym przez Lucasa.

Jednakże nawet nie to sprawia, że jego powieść jest ważna. W dużej mierze za to odpowiada to, że w jego powieści Gwiezdne wojny spoważniały. To już nie była prosta opowieść o dobrych walczących ze złymi. Bardzo wyraźnie zostało poprowadzone, że mamy pozytywnych bohaterów, ale walczą oni raczej z „szarymi”, aniżeli z czarnymi bohaterami. O ile pierwsza część, czyli Dziedzic Imperium jest typowym wprowadzeniem, a Ostatni rozkaz trochę zbyt szybkim zakończeniem opowieści, tak to właśnie w Ciemnej Stronie Zahn umieścił najciekawsze wątki, które dzięki odpowiedniej ilości stron mogły zostać odpowiednio dobrze wykorzystane i zaprezentowane.

The End.

Druga partia 10

Poprzednią część zakończyliśmy na powieści Roberta A. Heinleina, a i tę rozpoczniemy od jego książki. Tym razem dosyć kontrowersyjnej i pod wieloma względami problematycznej. Time Enough for Love powstało już po wielkim sukcesie Stranger in a Strange Land. Była to powieść autora uznanego, acz pod wieloma względami zaznaczała już pewną przemianę pisarza. Heinlein parę lat wcześniej bardzo ciężko zachorował i parę lat zajęło mu, aż ponownie mógł napisać tak zwaną wielką powieść. Najpierw było I Will Fear No Evil, dosyć nietypowa fantazja właściwie erotyczna tego autora. Potem przyszła pora na Time Enough, które to było pod wieloma względami kontynuacją wcześniejszej twórczości Heinleina. Począwszy od przywrócenia do życia Lazarusa Longa, bohatera  Methuselah’s Children, a skończywszy na wielu wyraźnych odniesieniach do tak zwanej „historii przyszłości”, czyli cyklu opowiadań o rozwoju ludzkości i drodze do gwiazd.

Książka pomiędzy frytką i skrzydełkiem.
Książka pomiędzy frytką i skrzydełkiem.

Time Enough to zapis rozmowy Lazarusa Longa z człowiekiem, który za wszelką cenę nie chce dopuścić do tego, aby Long umarł. Problemem Lazarusa jest to, że życie mu się zwyczajnie znudziło, ale na prośby odpowiada opowiadając o swoim życiu. Na powieść składa się kilka mniejszych historyjek, które łączą pewne idee i wątki. Głównym jest miłość i to, jaki ma ona wpływ na życie człowieka. Long, który przeżył kilkaset lat, jest doskonałym materiałem do takich pytań. Zakochiwał się, odkochiwał, stąd powstaje pytanie, czy jest wieczna miłość? Jakie są dla niej warunki?

Opowieść przerwana jest dwoma wypisami z różnymi cytatami z Lazarusa Longa. Doczekały się one zresztą samodzielnego wydania, nie bez powodu. Są to krótkie myśli i hasła, częstokroć pełne humoru, czasem dotyczące spraw poważnych, jak tego, że można mieć pokój, albo wolność, ale nigdy obydwie te rzeczy naraz. Kiedy indziej może to być uwaga, że drobne można znaleźć pod siedzeniem.

Wspomniałem, że jest to też powieść kontrowersyjna. Wynika to w dużej mierze z dosyć ekstremalnego podejścia Heinleina do spraw seksu. Upraszczając, uważał on, że jeżeli efektem związku nie będzie człowiek nazwijmy to wybrakowany, to znaczy dziecko nie będzie miało wad genetycznych, to wszystko jest dopuszczalne. Stąd też kazirodztwo nie było dla niego problemem, oczywiście pod warunkiem zgody obydwu stron. Wątek ten w pewnym momencie zaczyna dominować w powieści i wiele osób przestawało czytać w tym momencie.

Idąc dalej fantastyką, po dwóch autorach amerykańskich przejdźmy do Polski. Janusz A. Zajdel nie jest uznawany za wybitnego pisarza. Jego język jest raczej suchy i poniekąd można w nim dostrzec nie tyle literata, co fizyka, który z jakichś powodów zamiast pisać podręcznik naukowy, wziął się za opowiadanie historii. Mi jednak, co może o mnie źle świadczyć, akurat sposób prowadzenia przez Zajdla opowieści bardzo pasuje. Co więcej, także tematyka sprawia, że uważam, iż warto sięgnąć po jego twórczość. Choć najbardziej popularną przez niego napisaną książką jest Limes inferior, to w mojej ocenie najciekawsza jest Paradyzja.

Tutaj pozwolę sobie na małą dygresję. Mówiąc o fantastyce bardzo często dzieli się ją na taką, która jest dobrze napisana i taką, która dobrze przewiduje przyszłość. Ta druga najszybciej się dezaktualizuje i staje się przestarzała. Stąd może to właśnie autorzy nielubiani przez Stanisława Lema w jego groteskowej publicystyce na temat fantastyki, zostali zapamiętani i dalej uznawani są za klasyków. Przypadek Zajdla jest natomiast dosyć specyficzny. Pomimo tego, że jego powieści zostały wydane ponad 30 lat temu, to jego pomysły odnośnie przyszłości dalej zachowują aktualność. Jest to rzecz zdecydowanie rzadko spotykana, tym bardziej warto odnotować, że wymyślone przez niego obiekty i przedmioty są w dużej mierze elementem naszej rzeczywistości.

Każda fontanna jest dobra do czytania.
Każda fontanna jest dobra do czytania.

Paradyzja jest opowieścią o grupie ludzi zamkniętej w ramach totalitarnego społeczeństwa. Grupa statków połączona została ze sobą tworząc mały światek, gdzie wszystko i wszyscy znajdują się pod kontrolą ze strony władzy. Kontrola ta dotyczy tak przedmiotów dostępnych w handlu, jak też i tego, co można mówić. Wszystko jest podsłuchiwane i analizowane, ludzie są pozbawiani prywatności, co sprawia, że ciężko mówić o jakimkolwiek buncie przeciwko władzy.

To, na czym skupia się Zajdel, to mechanizm kontroli i sposoby na jej omijanie. To nie jest powieść o ludziach, a o państwie i tym, w jaki sposób jednostka może się wobec niego ustawić. W dużej mierze jest to książka pesymistyczna, a co gorsza, jak wspominałem, dalej aktualna. Pewną ciekawostką może być to, że Zajdel, choć w oczywisty sposób swoją twórczością uderzał w reżim PZPR, to w praktyce nie miał problemów z cenzurą (drobne zmiany nazw i skrótów).

Idąc dalej wątkiem polskim, nie wypada nie wspomnieć o pisarzu, który pod wieloma względami był proto-fantastą. Bolesław Prus wielokrotnie wykorzystywał wynalazki raczej bliższe fantastyce naukowej, aniżeli ówczesnej nauce, tworząc swoje opowieści. Były one częstym elementem jego krótszych form literackich, ale także pojawiały się w bodajże najlepszej jego powieści, czyli Lalce. Nie jednak fantastyczność jest powodem, dla której umieszczam tutaj tę książkę. Przyczyna jest dosyć prosta, podobnie jak Mackiewicz, Prus jest ożywczo brutalny i szczery w odniesieniu do człowieka.

Lalka jest książką pokazującą wszystkie wady, problemy i trudne kwestie. Każdy jest krytykowany i pokazywane są wyraźnie słabości szlachty, ale też i tak zwanej inteligencji. Mamy krytykę wszystkich warstw społeczeństwa, a bohater, z którym wielu się utożsamia, także nie jest bez winy. Wręcz przeciwnie, bardzo wiele można mu zarzucić.

Owa brutalna szczerość w opisywaniu rzeczywistości sprawiła, że całkiem niedawno Lalce zarzucono antysemityzm. Argumentacja, jak to zwykle bywa, opierała się na wyrwanych zdaniach z kontekstu, stwierdzaniu, że zdanie bohatera jest równoznaczne z opinią autora, jak też na ignorancji i niewiedzy na temat XIX wieku i panujących w nim stosunków. Tak to jednak często jest, kiedy tworzy się baśniową przeszłość, a później styka się z mniej ładnym jej obrazem.

Już niedługo koniec cyklu.

Książek liczba 10

Na facebooku dostałem od komentującej tu regularnie Pani Recydywy zaproszenie do zabawy w wymienianie 10 książek, które z jakiś powodów uważam za ważne. Po pewnym zastanowieniu się i przemyśleniu kwestii zdecydowałem jednakże, że zamiast pisać na mało uczęszczanym przez kogokolwiek moim profilu w tym portalu społecznościowym, lepiej będzie wykorzystać hasło do napisania krótkiej, acz treściwej notki na blogu. Tekst się lekko rozrósł, więc będzie umieszczony w częściach. W każdym razie wybór 10 książek nie jest trudny, ale wymaga pewnego zastanowienia. O ile początkowo planowałem umieścić na liście komiksy, to jednak zdecydowałem, że doczekają się one osobnej listy. Jest to jednak wyraźnie odmienne medium i nie ma co mieszać materii.

Od razu też dodam, że takowa 10 książek nie tyle zawsze będzie subiektywna, co oddaje nastrój chwili. Oczywistym jest, że obiektywnie 10 najważniejszych książek, to byłaby lista zawierająca w sobie Biblie, Homera, Wergiliusza, domieszkę Koranu, Gilgamesza, Powieść o róży i całe multum eposów z Indii, dalekiego wschodu i może dla dodania pewnego polotu także coś z tradycyjnych opowieści Indian amerykańskich (mogą być eposy wielkich cywilizacji, jak też i przypowieści o tricksterze-kojocie).

Tutaj jednak nie ma to większego sensu, bo mam nadzieje, że każdy podświadomie zdaje sobie sprawę z tego, jak funkcjonuje kultura. W każdym razie po takim wstępie możemy przejść do omawiania poszczególnych utworów.

Czytelnik u czekolady
Czytelnik u czekolady

Zaczniemy jakże daleko od popkultury i fantastyki. Polska, jak wiadomo, była krajem wieloetnicznym i wielo religijnym, przy czym w dużej mierze za ten stan rzeczy odpowiadało przyłączenie do niej Wielkiego Księstwa Litewskiego. W XX wieku wielu pisarzy odwoływało się do tej tradycji specyficznego organizmu polityczno-kulturowego. Najlepiej, czy też może najbardziej dojrzale odwoływał się do niego Józef Mackiewicz. Pisarz niezwykle wręcz polityczny, w którego zwalczanie dosyć brutalnymi metodami zaangażowali się tak różni ludzie jak Jan Nowak Jeziorański, Władysław Bartoszewski i Adam Michnik. Ilość przeróżnych oskarżeń podnoszonych przeciwko niemu wręcz zaskakuje i pomimo obalenia wielu z nich dalej nazwisko Mackiewicza wiąże się z pewnymi kontrowersjami.

Nie ulega jednak wątpliwości, że był to pisarz wybitny. Najbardziej z jego dorobku lubię Sprawę półkownika Miasojedowa i kontynuację tejże pod postacią Sprawy Klary Miasojedow. W rzeczywistości jest to jedna powieść o ludziach wrzuconych w wir historii. Punktem wyjścia jest prawdziwa historia skazania półkownika żandarmerii Miasojedowa za szpiegostwo na rzecz Niemiec w czasie pierwszej wojny światowej. Powieść zaczyna się od krótkiej notki prasowej, a potem poznajemy, w jaki sposób Miasojedow poprzez różne banalne rzeczy sprawił, że ten wyrok zapadł. Nie był on szpiegiem, ani nie robił niczego podejrzanego, lecz z perspektywy czasu jego czyny okazały się brzemienne w skutkach. Jest to powieść o tym, że los i przypadek rządzi życiem człowieka.

Opowieść o Klarze, jego małżonce, jest historią równie tragiczną. Skazana za domniemane winy męża na Sybir, potem otaczana złośliwymi plotkami i oskarżeniami, a na końcu tracąca wszystko, co udało jej się odbudować, w wyniku kolejnej wielkiej wojny. W ten sposób kontynuowana jest opowieść o tragicznych losach jednostki, która nie ma wpływu na to, co z nią robi los.

Pozostając przy smutnych historiach, kolejnym tytułem do wymienienia jest Noir K. W. Jetera. Autor ten pojawiał się już tutaj przy okazji Dr Adder, jak też i Farewell Horizontal. Noir jest jego bodajże najbardziej przewrotną powieścią. Bohaterem jest prywatny detektyw McNihil, operujący w świecie cyberpunkowej przyszłości. Jest on jednak człowiekiem, który nie chce żyć w otaczającej go rzeczywistości, w związku z tym za duże pieniądze zrobił sobie operacje sprawiającą, że zamiast niej, wydaje mu się, że żyje w świecie filmów i książek z gatunku noir. Zamiast groteskowo ubranej „punkowej” prostytutki widzi on femme fatale, a zamiast rozbitej rakiety ma przed oczami samolot z silnikami śmigłowymi.

Czytelnik na drogiej pseudo kawie.
Czytelnik na drogiej pseudo kawie.

Powieść jest niby o śledztwie, lecz w rzeczy samej z jednej strony o chorym świecie, a z drugiej o samym detektywie. Ceną za jego operacje było wydanie pieniędzy z odszkodowania po śmierci żony, w związku, z czym nie mógł spłacić jej długów i została ona zombie-niewolnikiem korporacji, której winna była pieniądze. Owo pośmiertne spłacanie długów to zaledwie jeden z wielu pomysłów autora, który buduje świat, przy którym typowy cyberpunk, to radosna wizja rozwoju społeczeństwa. Noir było swego czasu bardzo kontrowersyjne, a wszystko dzięki temu, że nasz detektyw zajmuje się ściganiem ludzi łamiących prawa autorskie, a karą za to jest w tym świecie rzecz gorsza od śmierci – wieczne cierpienie. Odpowiednia część układu nerwowego, gdzie znajduje się świadomość i receptory bólu, jest wmontowywana w urządzenie wybrane przez prawowitego właściciela praw autorskich. Może to być na przykład toster.

Dodajmy od razu, że Noir jest osadzone w większym świecie wymyślonym przez Jetera. Pojawia się tam Adder, ale też można znaleźć pewne fabularne odniesienia do pisanych przezeń horrorów z Mantis na czele. Warto od razu zaznaczyć, że Noir zdecydowanie nie jest idealne. Książka urywa się dosyć nagle, a wiele pomysłów aż prosi się o rozwinięcie, pomimo tego, jest to ważna książka, która niejako podsumowuje twórczość Jetera w fantastyce.

Nie ma powodu jednak, aby tak depresyjnie podchodzić do tematu. Mamy też bardziej radosne książki, które nie wzbudzają takich smutnych myśli. Chodzi mi tutaj o opisywaną na stronie powieść Heinleina Glory Road. Zabawna, ironiczna historia weterana trafiającego do świata fantazji jest przykładem książki, która ma wiele płaszczyzn rozumienia. Z jednej strony jest radosny żart (Heinlein pisał, że była to najłatwiejsza dla niego do napisania powieść), a z drugiej pełna celnych uwag o życiu i o relacjach pomiędzy kobietą, a mężczyzną.

Na tym kończymy pierwszą część, kolejne będą niedługo. Ta da.

Szok przyszłości z szokiem z druiej strony lustra (Gattaca+Galaxy Magazine+wystawa o Alicji w Zachęcie)

Dzisiaj będzie w dwóch częściach, acz w jakimś małym stopniu powiązanych ze sobą. Najpierw popkultura, a potem sztuka wysoka pasożytująca na popkulturze i to w sposób niestrawny.

Oglądając wyreżyserowany i napisany przez Andrew Niccola film Gattaca łatwo jest dać się wciągnąć w fascynującą opowieść. Mamy oto piękny przykład historii o walce jednostki przeciwko ograniczającym ją regułom. Warto zaznaczyć, że przedstawiony świat daleki jest od totalitaryzmu, ale de facto z nim właśnie mamy do czynienia. Jednakże w przeciwieństwie do prostych wizji, gdzie kontrola i władza opiera się na sile fizycznej i kontroli poprzez inwigilacje, tutaj mamy siłę wynikającą z nauki i ze sprowadzania świata, jak i społeczeństwa do prostych reguł zgodnych z bardzo prostackim rozumieniem tego, co dobre, oraz tego, co naukowe.

Oto w przyszłości panować będzie eugenika. O tym, co dana osoba będzie mogła robić w życiu właściwie decyduje to, jakie geny posiada. Cały mechanizm jest dosyć prosty i w gruncie rzeczy bardzo wielu osobom by się

Zaskakująco udany plakat, jak na twarze.
Zaskakująco udany plakat, jak na twarze.

coś takiego podobało. System władzy, gdzie to predyspozycje danego człowieka decydują o jego przyszłości, jest poniekąd przecież sprawiedliwy. W dużej mierze to właśnie dzięki temu, że nie tylko w momencie, kiedy wyprodukowano film, ale i teraz, taka wizja wydaje się realna, zawdzięczał on swój relatywny sukces (acz nie finansowy). Warto pamiętać, że różne koncepcje eugeniczne są dalej popularne i można na nie trafić w wielu miejscach. Poglądy polityczne nie grają tutaj większej roli, gdyż wiara w przypisane człowiekowi umiejętności jest w gruncie rzeczy dosyć powszechna i różnica ewentualnie polega na sposobie wyrażania takiej ideologii.

Z drugiej strony kultura opiera się w dużej mierze na opowieściach o buncie przeciwko regułom i ogółowi społeczeństwa. Konflikt jednostki z resztą ludzi jest stałym motywem i możemy go znaleźć w bardzo różnorodnych produkcjach. Dobrym przykładem może być choćby Rocky z Sylvestrem Stallonem, gdzie nie tylko mamy starcie podrzędnego boksera z wielką gwiazdą, ale też i przykład walki jednostki z ludźmi, którzy w nią nie wierzą. W systemie eugenicznym Rocky byłby od razu skreślony, jako nienadający się do walki i zwycięstwa.

Stąd też nie jest dziwnym, że Gattaca opowiada o człowieku, który buntuje się przeciwko zasadom. Bohater nie ma odpowiedniego genomu, ale chce polecieć w kosmos. W tym celu podszywa się pod kogoś innego, a aby cała operacja się udała poddaje się dosyć nieprzyjemnym operacjom plastycznym. Całość zabiegów ma sprawić, że będzie w stanie oszukać system i zabezpieczenia.

Mamy jak widać dwa główne elementy opowieści, czyli z jednej strony niespełnienie wymogów do podróży w kosmos, oraz sposób na ominięcie tego przez operacje plastyczne. Pewną ciekawostką będzie jednak, że w czasopiśmie Galaxy, o którym juz tutaj wspominałem przy okazji Demolished Man Alfreda Bestera, znajdziemy bardzo intrygujące opowiadanie poniekąd związane z poruszanym tutaj tematem. Opublikowano je w lutowym numerze z 1952 roku, a jego autorem był Alfred Coppel, zaś tytuł to Double Standard. Opowiadanie jest krótkie, ale zdecydowanie niezwykle ciekawe, choć może nie do końca ze względu na walory literackie.

Strona tytułowa. Rysunki nie były najlepszą stroną Galaxy...
Strona tytułowa. Rysunki nie były najlepszą stroną Galaxy…

Jego bohater chce udać się do gwiazd. Cały czas marzy o podróży między planetarnej, a i nie jest w tym osamotniony. Wielu ludzi ma takie pragnienia także i teraz. Różnica jest jednak taka, że w jego czasach taka podróż jest możliwa. Trzeba jednak w tym celu spełnić wiele różnych warunków. Zdanie ma tutaj także Eugenics Board, czyli Rada Eugeniczna. Decyduje ona o przydziale do podróży na Marsa i daje odpowiednią zgodę osobom, które mają posłużyć do płodzenia mieszkańców planety. Z tekstu opowiadania jasnym jest, że podanie bohatera, tak jak i jego przyjaciela Kane’a zostało odrzucone. Jednakże o ile Kane jest w jakiejś mierze pogodzony z tym, to nasz bohater podszywa się pod Kim Hall i z tym imieniem postanawia ominąć system. W tym celu poprzez nielegalną „operację plastyczną” zmienia swój wygląd. Używam tutaj cudzysłowu, gdyż nie chodzi o żadne wycinanie kości, czy inne podobne sprawy, a o pokrycie całego ciała bohatera specjalną sztuczną skórą i ciałem (plastic flesh).

Widzimy dosyć wyraźnie, że mamy tutaj do czynienia z bardzo podobną opowieścią. Oczywiście w Gattace jest ona bardziej skomplikowana, gdyż tam mamy do czynienia z dwu godzinnym filmem, a w przypadku opowiadania Coppela, ma ono ledwie siedem stron. Nie zmienia to jednak tego, że pewne związki są dosyć oczywiste. Nie widziałem jak dotąd nikogo, kto by poruszył kwestię związku obydwu tych opowieści, stąd też poniekąd tym tekstem przypominam się o pamięć o Coppelu. Jego opowiadanie może dzisiaj z pewnych powodów budzić uśmiech na twarzy, ale warto do niego zajrzeć, jeżeli lubi się film Nicolliego.

 

Jak zapowiadałem dzisiejszy wpis będzie dwuczęściowy. Druga będzie zdecydowanie krótsza. Zachęta postanowiła uczcić Lewisa Carrolla i jego znaną bohaterkę Alicję. W tym celu przygotowano wystawę w samej Zachęcie, jak i zewnętrzną instalację artystyczną umieszczoną w parku Saskim. Całość wydaje się, że była w jakiejś mierze skierowana do rodziców z dziećmi o czym świadczy to, że z okazji dnia dziecka kuratorka wystawy, Maria Świerżewska-Franczak miała je oprowadzać. Możemy w związku z tym powiedzieć, że oto sztuka próbuje wyciągnąć swoje palce do następnego pokolenia.

Tutaj przypomniało mi się zdanie wyrażone w „artykule profetycznym” w dyskutowanym powyżej numerze Galaxy, gdzie Robert A. Heinlein stwierdza, że oszustwo sztuki nowoczesnej zostanie w przyszłości odkryte, a ona wyrzucona na śmietnik. O jakże się Heinlein mylił. Wystawa przygotowana w budynku Zachęcie, to trzy pomieszczenia, gdzie w gruncie rzeczy nic nie ma. Strasznie współczuje rodzicom i dzieciom, które poszłyby na to coś i jeszcze na dodatek za to zapłaciły.

W środku mamy dwie instalacje, jedna to kamera gdzie możemy oglądać obrazek z książki o przygodach Alicji, a druga to pomieszczenie z lampkami, gdzie na stole kręcą się przyczepione do silniczków karty, a w tle gra muzyka. Nie dostrzegłem nawet, aby zachowany był rytm. Poza tym mamy jedno pomieszczenie z fatalnie oświetlonymi grafikami i drugie, gdzie znajdziemy stół, w którym można leżeć i pomalowane na brązowo szyby. Nie daj się czytelniku zwieść, że to sztuka wysoka i głęboka, a ty jako widz do niej nie dorosłeś. To zwykła hochsztaplerka, gdzie udajemy, że pokazujemy coś lepszego, niż jest w rzeczywistości.

Sytuację ratuje część umieszczona w parku, gdzie wchodzimy do krótkiego tunelu. Tam przechodząc przezeń uruchamiamy różnorodne dźwięki i melodie. Jest to fajne i ciekawe, acz trochę krótkie. W związku z tym, jeżeli ktoś chce się uAlicznić niech bierze darmową wejściówkę do instalacji w parku, a to coś, czym Zachęta raczy w swoim budynku zwyczajnie zignoruje.

Zniszczenie i telepaci (Demolished Man)

Galaxy miało intrygujących rysowników.
Galaxy miało intrygujących rysowników.

Demolished Man Alfreda Bestera jest jednym z klasyków literatury fantastyczno naukowej. Zarazem, jak przystało na prawdziwie klasyczny utwór, pomimo upływu czasu, nie zestarzał się on. Chociaż wiele motywów wykorzystanych przez Bestera stało się stałym elementem kolejnych utworów pisanych przez innych pisarzy, to Demolished Man nie straciło nic ze swojej świeżości. Duża w tym zasługa nie tylko talentu tego pisarza, ale co ważne, umiejętnego przekraczania ram gatunkowych. Z czym bowiem mamy do czynienia podczas lektury powieści? Z jednej strony jest to opowieść o telepatach, z drugiej mamy sprawnie napisany kryminał, a z trzeciej jest to opowieść o żądzach. O tym, co kieruje człowiekiem.

Bohaterów mamy wielu, a i dosyć rozczłonkowany sposób prowadzenia narracji widoczny jest od pierwszej strony, gdzie poznajemy świat. Wprowadzenie jest zrobione poprzez przedstawienie kilku obrazów z rozwoju ludzkości, z jednej strony podróży kosmicznych, a z drugiej odkrycia telepatii. Równocześnie jednak podkreślane jest, że nie to jest tematem powieści. Regularnie, w sposób przypominający Sprawę pułkownika Miasojedowa Józefa Mackiewicza, narrator przypomina nam, że ktoś zostanie Zniszczony (Demolished). Znaczenie tego słowa czytelnik właściwie pozna dopiero po przeczytaniu całego utworu, choć pewne wskazówki znajdą się po drodze.

Historia jest dosyć prosta, Ben Reich, szef koncernu Monarch Utilities & Resources cierpi na koszmary. Śni mu się tajemniczy człowiek bez twarzy, co mu nie daje spokoju. Chce się go pozbyć i uznaje, że tą osobą może być tylko Craye D’Courtney, szef konkurencyjnej korporacji. Co gorsza, firma Reicha jest w ciężkiej sytuacji, gdzie jedyną nadzieją dla niej może być połączenie sił z D’Courtney’em. Inaczej Monarch zbankrutuje. Dlatego też Reich uznaje, że ma dwa wyjścia i najpierw próbuje tego bardziej pokojowego. Wysyła zakodowaną wiadomość z ofertą połączenia spółek, lecz odpowiedź go nie daje mu satysfakcji. W związku z tym postanawia wcielić drugi pomysł w życie, czyli zabić D’Courtney’a i wtedy, korzystając z osłabienia firmy, przejąć ją. Powstaje jednak zasadniczy problem, jak dokonać zbrodni w świecie, gdzie mamy ludzi mogących czytać w myślach. Chociaż dowody uzyskane w ten sposób nie są do końca używalne w sądach, to mogą być pomocą w śledztwie. Stąd też Reich przygotowuje starannie plan, który zagwarantuje mu wykonanie zbrodni doskonałej.

Człowiek bez twarzy.
Człowiek bez twarzy.

O tym opowiada jedna trzecia powieści, natomiast druga tercja to prezentacja śledztwa. Kieruje nim Lincoln Powell, telepata pierwszej kategorii. To określenie ma duże znaczenie, gdyż Bester nie tylko wprowadził ten typ postaci na karty powieści, ale starannie wykreował całą społeczność. Mamy tutaj gildie telepatów, która działa mając na celu poprawę umiejętności, jak i dbanie o moralność członków i członkiń. Poza tym telepaci są dzieleni na kategorie, gdzie Jedynki są najlepsze, a każda kolejna liczba oznacza, że jest on wyraźnie słabszy. Śledztwo jest długie i bardzo skomplikowane, co wynika z tego, że plan Reich jest bardzo przemyślany.

Powieść czyta się bardzo dobrze, co zawdzięczamy nie tylko intrydze, ale także bardzo ciekawym postaciom drugoplanowym. Po zakończonej lekturze pamiętamy bardzo wiele z nich, także takie, które pojawiły się tylko w jednej, czy dwóch scenach. Bester postarał się, aby posiadały one cechy charakterystyczne, dzięki którym zapadają one w pamięć. Także główni bohaterowie nie są papierowi i pomimo tego, że Reich jest mordercą, to nie traktujemy go jak wcielenia zła. Podobnie i Powell, choć jest stróżem prawa, to patrzymy na niego podejrzliwie. To jest akurat tym bardziej ważne, że to na ich konflikcie zbudowana jest cała powieść. Jest to o tyle ciekawe, że gdyby spotkali się oni w innych okolicznościach, to być może byliby przyjaciółmi. Tak jednak, ze względu na zaistniałą sytuację nie jest. Ich walka jest bardzo osobista, acz poniekąd fair. Ma to być starcie umysłów i przedsiębiorczości, gdzie dobro i zło jest drugorzędną sprawą. Owa moralna dwuznaczność jest tym silniejsze, że sama Gildia musi budzić pewne wątpliwości.

Człowiek cierpiący na bezsenność
Człowiek cierpiący na bezsenność

Obecne są w niej pewne elementy eugeniki, gdzie miłość jest nawet nie tyle zbędna, co nawet przeszkadza. Ważne jest płodzenie odpowiednich dzieci, a to, że koniec końców sprawi się ból i cierpienie małżonkowi nie ma znaczenia. Oprócz tego uprawnienia telepatów wyraźnie prowadzą ku państwu totalitarnemu. Powstaje oczywiste pytanie, czy dla powstrzymania przestępczości wprowadzenie tak inwazyjnej grupy, jaką są telepaci, jest uzasadnione? Wydaje się, że Bester daje odpowiedź twierdzącą. Stąd też nie dziwi, że JMS pisząc Babylon 5 dał właśnie jego imię i nazwisko demonicznemu telepacie z korpusu psioników. Grający go Walter Koenig stworzył wspaniałą kreację. W powieści widać, że choć na telepatach ciąży wielka odpowiedzialność, są oni zdecydowanie uprzywilejowani w społeczeństwie. Chyba, że złamią zasady, to wtedy Gildia nie ma miłosierdzia. Za przewinienia karze wygnaniem z grupy, co dla telepatów bardzo zżytych z taką formą komunikacji jest straszną rzeczą.

W dużej mierze trzeba powiedzieć, że przez umieszczenie tej kwestii w tle sporu dwóch bohaterów, którzy tą kwestią wcale się nie interesują, sprawia, że jest ona w gruncie rzeczy bardziej wyraźna. Częstokroć coś ukrytego jest w rzeczywistości zdecydowanie bardziej widoczne, dzięki ukrywaniu. Czytelnik nastawiony jest na inną powieść, niż koniec końców otrzymuje.

Trzeba dodać, że Bester bawił się pisząc tę powieść nie tylko słowem, ale i stroną wizualną. Przykładowo litery and w nazwiskach bohaterów zastępowane są ligaturą/znakiem pisarskim &. Podobnie wykorzystywane jest też @, czy $. Poza tym rozmowy telepatów przybierają formę poukładanych słów na stronie. Kolejność ich czytania nie jest zawsze oczywista, gdyż koncepcja zakłada, że dzięki takiej formie prezentacji uda się oddać nietypową formę komunikacji pełną dwuznacznych symboli i znaczeń.

Demolished Man jest bardzo przyjemny w lekturze i zdecydowanie warto rzucić na niego okiem. W Polsce jest jeszcze dostępne wydanie Solarisu, acz z tytułem wręcz strasznym: Człowiek do przeróbki. Osoby znające angielski poza licznymi wydaniami książkowymi mogą też sięgnąć do archiwalnych numerów Galaxy, gdzie w 1952 powieść po raz pierwszy się ukazała w trzech kolejnych numerach (1, 2 i 3).