Minęły dwa lata od premiery Synthetic Men of Mars i w 1941 roku Edgar Rice Burroughs ponownie zaprosił czytelników na Barsoom. Tym razem formuła publikacji powieści była trochę inna niż miało to miejsce w poprzednich utworach z cyklu. Zamiast jednej książki podzielonej na części, z których każda była publikowana w jakimś czasopiśmie, tym razem oficjalnie mieliśmy mieć do czynienia z czterema różnymi opowiadaniami. Opublikowane zostały w czasopiśmie „Amazing Stories” i chyba dla każdego w trakcie lektury jasnym stało się, że mamy do pewnego stopnia do czynienia ze swego rodzaju oszustwem. Pomimo deklaracji, że chodzi o zbiór opowiadań, tak na prawdę mamy do czynienia z dokładnie taką samą powieścią, jak miało to miejsce przy poprzednich częściach z cyklu. Cała zmiana ogranicza się do tego, że w trakcie lektury mamy podzieloną opowieść na cztery, kompletnie niesamodzielne, części. Różnica także polegała na tym, że Burroughs tworzył powieść jeszcze w trakcie cyklu wydawniczego, a nie jak miał wcześniej w zwyczaju, oddawał wydawcy gotową całość.
Co ciekawe na edycję książkową przyszło Llana of Gathol czekać bardzo długo, bo aż 7 lat. Wynikało to z ograniczeń w dostępie do papieru w czasie trwania Wojny. Zarazem jest to ostatnia książka z cyklu o Barsoom, która wyszła za życia Edgara Rice’a Burroughsa. Kiedy czytelnik rozpocznie lekturę, od zwyczajowego wstępu, szybko dostrzeże, że chyba miała to być ostatnia opowieść napisana przez niego o przygodach Cartera. Historia zaczyna się od pobytu Burroughsa na Hawajach, gdzie rzeczywiście w owym czasie się udał. Pewnego razu z drzemki obudził go przybywający na Ziemię John Carter. Zaskoczenie było spore, gdyż minęło trochę czasu od poprzedniego ich spotkania. Następnym krokiem było opowiedzenie przez dzielnego kapitana Burroughsowi o swoich przygodach i tę właśnie historię przyjdzie nam czytać w powieści. Tutaj też jest jednak ten pewien niepokojący element wprowadzenia. Burroughs prosi Cartera, aby ten także po śmierci przybywał na Ziemie informować o tym, co dzieje się na Marsie. Skoro już jego samego wtedy nie będzie, to kieruje kroki Cartera do swoich dzieci. One będą mu wierzyć i zapiszą jego przygody, aby przekazać reszcie mieszkańców Ziemi.
Pewien nietypowy, kończący pewien okres, nastrój nie ogranicza się tylko do tego wstępu. Sama powieść ma wiele powtórzeń z poprzednich części cyklu. Także i pojawiają się odniesienia, a nawet bohaterowie, o których czytelnicy już pewno dawno temu zapomnieli. Podczas lektury odnosi się wyraźnie wrażenie zamykania, czy też domykania historii. Takie ostatnie pożegnanie. Osobnym elementem jest też to, że jest to najbardziej humorystyczna, czy też autoironiczna powieść z cyklu. Mamy tutaj z jednej strony żarty ze zbyt honorowych bohaterów, w jakich do pewnego stopnia specjalizował się Burroughs. Mamy też prawie komediowe przedstawienie różnych niezwykłych odkryć, których na Barsoom pełno. Według specjalistów, ten lżejszy ton był charakterystyczny dla późnego okresu twórczości Burroughsa. W czasie wojny zdarzało mu się pisać utwory bardzo zabawne, lecz częstokroć niezwykle brutalne i w gruncie rzeczy pesymistyczne.
O czym jednak opowiada powieść i kim jest tytułowa Llana? Bohaterem tym razem ponownie jest John Carter, który postanowił udać się na przejażdżkę (czy też raczej przelot) po okolicy. Tak podróżując zbliżył się do opuszczonego miasta Horz. Przed upadkiem cywilizacji Białych Marsjan było to jedno z piękniejszych miast, lecz teraz – podobnie jak i inne ich osiedla – opuszczone i zniszczone jest pamiątką po wspaniałej przeszłości. John Carter, od kiedy był na Marsie, to zawsze chciał je zwiedzić, ale nigdy nie było okazji. Teraz takowa nie tylko się nadarzyła, ale też były obiektywne powody, aby w nim wylądować. Okazało się, że jeden człowiek walczy tam z grupą Zielonych ludzi marsa. Carter, jak to przystało na bohatera, zaraz rzucił się do walki i zaatakował owych posiadających cztery ręce przeciwników. Dopiero w trakcie walki zorientował się, że pomaga nie Czerwonemu Marsjaninowi, a jednemu z Białych. Orovarianie, bo tak nazywa się ta grupa Białych Marsjan, są potomkami pierwotnych mieszkańców planety, którzy po upadku ich cywilizacji ukryli się w podziemiach tego miasta. O ile z Zielonymi Marsjanami Carter poradził sobie bez problemu, to potem zaczęły się dla niego duże kłopoty. Okazało się bowiem, że w Horz przetrwała całkiem pokaźna grupa Orovarian. Udało im się dzięki życiu w całkowitym ukryciu. Społeczność ta jest odseparowana od całej reszty Barsoom, aż do tego stopnia, że nie posiadają oni w praktyce żadnej technologii. Tamtejszy Jeddak, nie wiedząc, z kim ma do czynienia, podjął decyzje o uwięzieniu Cartera i zamknięciu go w lochach znajdujących się głęboko pod powierzchnią planety. Razem z Ziemianinem trafił do nich także Pan Dan Che, czyli ten właśnie Orovarianin, któremu Carter pomógł. Obiecał on, że stawią się następnego dnia na procesie, w trakcie którego najpewniej zostaną skazani na śmierć.
Carterowi taki los się nie uśmiecha, więc przy użyciu różnych sposobów próbował on przekonać towarzysza swojej niedoli do próby ucieczki. O jej szansach najlepiej świadczy to, że owe lochy, to niekończący się labirynt korytarzy, które nigdy nie zostały zbadane. W planach przekonania do współpracy Pan Dan Che bardzo pomogło Carterowi posiadanie przez niego przenośnego zestawu do marsjańskich szachów, czyli Jetan. Był to specjalny zestaw, w którym figury księżniczek były bardzo starannymi rzeźbami, z jednej strony Dejah Thoris, a z drugiej tytułowej Llany z Gathol. Była ona córką Tary z Helium i Gahana z Gathol, czyli wnuczką Cartera i Dejah. Jak to zwykle u Burroughsa Pan Dan Che z miejsca zakochał się w dziewczynie i teoretyczna możliwość jej spotkania skruszyła jego opory wobec złamania obietnicy i ucieczki. Oczywiście są pewne komplikacje, ale to nic w porównaniu do tego, co czeka ich w trakcie próby wydostania się z lochów. Okazuje się, że są one zamieszkałe i to nie tylko przez ulsio – marsjański szczury – ale też znacznie groźniejszą istotę. Szalonego Lum Tar O, kiedyś członka społeczności Orovarian, który w wyniku różnych wydarzeń został z niej wykluczony.
Lum Tar O nie tylko mieszka w podziemiach, ale także porywa innych Orovarian, których hipnotyzuje, a następnie, kiedy brakuje mu jedzenia konsumuje. Ma ze sobą cały czas wiele ciał uśpionych Marsjan, z którymi rozmawia i żyje. Próbuje też pokonać Cartera i Pan Dan Che, ale mu się to nie udaje. Po jego śmierci uśpieni Marsjanie się budzą, aż tu nagle, ku zaskoczeniu Cartera, z jednej ze skrzyń znajdujących się w pomieszczeniach Lum Tar O, wychodzi Llana z Gathol. Opowie ona następnie swoją straszną przygodę, jak to musiała uciekać przed Hin Abtolem, Czerwonym Marsjaninem z ludu zwanego Panar, który używał tytułu świadczącego o pewnej megalomanii: Jeddak Jeddaków Północy. Chciał on ją za żonę, lecz Llana zdecydowanie tego nie chciała. W wyniku różnych przygód trafiła do podziemi Horz.
Opowieść zabierze naszych bohaterów dalej do miasta Czarnych Marsjan (tzn. Pierworodnych Marsa), groźnych piratów zamieszkujących miasto Kamtol. Carter, jako jeniec, spotyka tam Jad-hana, brata znanej nam z A Fighting Man of Mars Janai. Nie jest jednak łatwo uciec z Kamtol, gdyż tamtejszy jeddak, Doxus, dzięki niejakiemu Myr-Lo kontroluje urządzenie, które potrafi zabijać na odległość. Każdy mieszkaniec miasta zostaje niejako zeskanowany i jego aura jest zapisana w specjalnej maszynie. Na wezwanie można z niej wysłać sygnał, który unicestwi ewentualnego uciekiniera, ale także kogoś, kto by spiskował przeciwko Doxusowi.
Kiedy w końcu uda się im uciec z miasta, czekają ich kolejne przygody. W wyniku różnych przypadków rozdzielają się, a Carter – pod przykryciem – dostaje się do wojsk Hin Abtola oblegających Gathol. Tam też dowiaduje się, że jego armia składa się z porwanych Czerwonych Marsjan, którzy w większości byli zamrożeni, tak, iż nie trzeba było marnować na nich jedzenia. W trakcie wojny byli oni rozmrażani i wysyłani na front. Carter trafia do Panar, gdzie także w wyniku różnych zrządzeń losu znajduje się Llana. Dzięki niezwykłej odwadze i waleczności udaje im się uciec z miasta Panar, ale na tym nie koniec przygód.
Trafiają bowiem do miasta Invak znajdującego się pośród jednego z lasów Barsoom. Jego mieszkańcy dzięki specjalnej pigułce są niewidoczni, co zdecydowanie utrudnia jakiekolwiek próby ucieczki z miasta. Na dodatek Carter postawiony jest w bardzo niewygodnej sytuacji. Jedna z mieszkanek Invak, Rojas, zakochuje się w nim. Z jednej strony chce on skorzystać z jej pomocy w ucieczce, ale z drugiej jest wierny swojej ukochanej, wspaniałej Dejah Thoris.
Jak widać w powieści wiele się dzieje. Akcji jest dużo, ale też i Burroughs wręcz popisuje się coraz to nowymi, niesamowitymi pomysłami. Llana of Gathol może nie jest najlepszą powieścią z cyklu, ale zdecydowanie można uznać ją za jedną z bogatszych w niezwykłości. W wielu przypadkach sama jedna przygoda wystarczyłaby za całą powieść, a tutaj jest jedynie fragmentem większej całości. Można miejscami odnieść wrażenie, że Burroughs miał więcej pomysłów niż cierpliwości, aby je umieszczać w dłuższej historii. Zamiast tego napisał książkę, która miejscami wręcz przytłacza pomysłowością i niezwykłością. Co ciekawe, pomimo tego, że powstała ona 30 lat po pierwszym utworze z cyklu, nie widać zmęczenia Burrougsa, jeżeli chodzi o styl pisania. Wielu autorów pod koniec kariery nie przywiązuje wagi do tego, jak pisze. Burroughs zachowuje swój fascynujący „wysoki” język i styl. Llana of Gathol czyta się szybko i tylko szkoda, że to już jest przed ostatnia powieść o Barsoom!
Wszystkie ilustracje, jak zwykle, pochodzą ze wspaniałego ERBzine.
Ps, podobno w najnowszym numerze czasopisma “Coś na progu” będzie można przeczytać Mastermind of Mars!