W 1927 roku czytelnicy „Amazing Stories Annual” mieli okazje ponownie udać się na Marsa. Edgar Rice Burroughs tym razem zaproponował trochę inną historię, niż te dotychczas przez niego zaprezentowane. Początkowo rozważał, aby nowa powieść nazywała się A Weird Adventure on Mars albo Vad Varo of Barsoom. Wybór odpowiedniego tytułu nie był jednak jego największym problemem. Tym był brak chętnych do zakupienia książki do publikacji. Kilka wydawnictw odmówiło, jak niektórzy twierdzą, ze względu na satyryczny obraz religijnych fundamentalistów, jaki znajdujemy na kartach powieści. Dopiero po dłuższych staraniach udało mu się sprzedać powieść Hugo Gernsbackowi, dosyć kontrowersyjnemu wydawcy, o którym opinie po dziś dzień są mocno podzielone. Burroughs dostał za nią także znacznie mniej pieniędzy, niż wcześniej otrzymywał za swoje utwory. Gernsback odpowiada także za ostateczny tytuł powieści, czyli The Master Mind of Mars. Najpierw mieliśmy publikacje w czasopiśmie „Amazing Stories Annual”. Był to początkowo jednorazowy dodatek do „Amazing Stories” wydawanego w dosyć nietypowym formacie mniej więcej A4 (dokładnie 216×298 mm). Ze względu na sukces „Annual” wkrótce potem Gernsback zaczął wydawać „Amazing Stories Quaterly”. W każdym razie była to dosyć nietypowa forma publikacji, ale już wkrótce, czyli w 1928 roku ukazała się bardziej przystępna, książkowa wersja The Master Mind of Mars.
Ktoś mógłby zacząć podejrzewać, że za tymi problemami kryje się słaba powieść, ale na szczęście dla czytelnika tak nie jest. Co nie zmienia tego, że Edgar Rice Burroughs miał ewidentnie pewien problem z fabułą powieści. John Carter został pozostawiony wraz z Dejah Thoris w szczęśliwym związku małżeńskim. Ich dzieciom także się poszczęściło i nagle się okazało, że nie ma kogo wyznaczyć jako poszukiwacza ukochanej. Zabrakło oczywiście także ukochanej. W tym miejscu objawia się szalona pomysłowość Burroughsa. Skoro John Carter dotarł na Marsa, to, czemu miałby być on jedynym, któremu ten wyczyn się udał?
W ten sposób poznajemy Ulyssesa Paxtona, kapitana piechoty US Army, który brał udział w pierwszej wojnie światowej. W przedmowie, która wprowadza czytelnika do opowieści Paxton relacjonuje, że był wielkim wielbicielem powieści o Johnie Carterze, przy czym w przeciwieństwie do wielu innych ludzi, on akurat wierzył, że opisują one prawdziwe wydarzenia. Pierwszy raz miał okazje je czytać, kiedy był na ćwiczeniach wojskowych przed wyruszeniem do Francji. Wymienia on tutaj Księżniczkę Marsa, choć z treści powieści jasnym jest, że czytał i kolejne części. Po długim oczekiwaniu jego oddział w końcu wyruszył na front. Wtedy, ale i wcześniej też, Paxton miał w zwyczaju marzyć o tym, żeby trafić na Marsa, podobnie jak John Carter. Od razu zaznaczmy, że te jego myśli nie wynikały z chęci uniknięcia walki. Wręcz przeciwnie, jemu pasowało pole bitwy, gardził jedynie nudnymi dniami w okopach. Był on dzielnym żołnierzem i wkrótce został mianowany kapitanem. Wtedy jednak czekało go nieszczęście. W trakcie bitwy został ranny – pocisk urwał mu nogi – i leżał umierając otoczony martwymi żołnierzami, jego podwładnymi. Wtedy to spojrzał na niebo. Pośród gwiazd dostrzegł Czerwoną planetę i jego myśli skierowały się ku niej i jej mieszkańców. W następnej chwili trafił na Barsoom.
Nasz bohater budzi się na placu twierdzy tajemniczego starca Ras Thavasa, którego ratuje od ataku szalonego wielkoluda. Paxton początkowo nie wie, co się dzieje, ale podobnie jak Carter, od razu wie, że przebywa na Marsie. Dzięki uratowaniu życia Paxton zdobywa w osobie Thavasa możnego protektora, który zresztą nadaje mu odpowiednie dla Barsoom imię: Vad Varo. Przybysz na planetę dostaje ofertę nie do odrzucenia, zostanie asystentem Ras Thavasa i pomoże w jego pracy. Okazuje się, że ten nie mógł zaufać żadnemu mieszkańcowi Marsa, gdyż natura jego działalności jest zbyt przerażająca. Zajmuje się on przeszczepianiem ciał i organów. Klient przybywając do jego zamku może wybrać pasujące mu ciało i przeszczepić swój umysł do niego. Ras Thavas potrzebuje tutaj Paxtona, gdyż sam jest bardzo wiekowy, natomiast nie ufa nikomu innemu, aby wyjawić mu sekret całej procedury. Dlatego też uczy Paxtona jak ożywiać zamrożone zwłoki, oraz jak przeszczepiać organy i umysły.
W trakcie jednej z takich operacji Paxton jest świadkiem jak Jeddara (formą żeńska od Jeddak) Phundahl imieniem Xaxa kupuje od Ras Thavasa ciało pięknej dziewczyny imieniem Valla Dia. Ich umysły zostają zamienione, nim to jednak ma miejsce Paxton widząc Vallę zakochuje się w niej, ale zdecydowanie gardzi Xaxą. Po dłuższym okresie pracy w laboratorium udaje się naszemu bohaterowi przekonać Ras Thavasa do przeprowadzenia różnych nietypowych eksperymentów. Jednym z nich było ożywienie Valla Dia w ciele Xaxy. W trakcie wielu rozmów z nią utwierdza się on w swoim uczuciu do dziewczyny. W końcu uznaje, że jest gotowy odzyskać dla niej jej własne ciało. W tym celu musi jednak zebrać odpowiednią drużynę. W jej skład wchodził Dar Tarus, młody żołnierz z dworu Xaxy, który został pozbawiony ciała przez starszego arystokratę. Ten postanowił to uczynić, aby zdobyć miłość pięknej dziewczyny żyjącej na dworze. Drugim członkiem drużyny był sławny zabójca Gor Hajus, któremu raz jeden nie wyszło i trafił do magazynów ciał Ras Thavasa. Trzecim towarzyszem Paxtona był Hovan Du. Był on ofiarą eksperymentów Ras Thavasa i to tych bardzie makabrycznych. Przeszczepił on połowę mózgu człowieka do ciała białej małpy i vice versa. Tak się złożyło, że umysł Hovana Du był silniejszy w ciele małpy i potrafił je kontrolować. Miał pewne problemy z mówieniem, ale pozostawał jednak w głębi Czerwonym Marsjaninem, a nie małpą.
Taka drużyna udaje się do Phundahl, gdzie lawiruje pomiędzy różnymi grupami wpływu, ale także odkrywa sekret panującej w mieście religii, w której centrum znajduje się bóg Tur. Wszystko to razem z dużą ilością przemocy, paroma efektownymi pomysłami, takimi jak equilibrimotory – pas wypełniony ósmym promieniem unoszący człowieka i małym silnikiem pozwalającym sterować i poruszać się – zapełnia karty powieści wystarczającą ilością wydarzeń, aby zająć czytelnika.
W powieści mamy do czynienia z podobnym jak to miało miejsce w Bogach Marsa zdystansowanym spojrzeniem na religię. Przy czym o ile w tamtej powieści była ona bardziej straszna, tak tutaj jest zdecydowanie groteskowa i śmieszna. Okazuje się, że w pałacu w Phundahl znajduje się wielka rzeźba, która reprezentuje osobę Tura i poprzez nią wydawał on odpowiednie dyspozycje wiernym. Mamy także do czynienia z zagmatwaną teologią, która wyraźnie rozróżnia pomiędzy „Tur jest Turem”, a „Tur jest Turem” (w oryginale: Tur is Tur). Zarazem widać, że Burroughs z pewną ironią przedstawia mieszkańców Toonol, którzy reprezentują do bólu racjonalne podejście do życia i z pogardą odrzucają groteskową religię z Phundahl.
Sama powieść jest przyjemna w lekturze. Trochę drażni, że parę wątków zostało. Jednym z nich jest wewnętrzna polityka Toonol i tamtejsze spory o władzę. Z drugiej strony trzeba przyznać, że chociaż eksperymenty i badania Ras Thavasa są li tylko pretekstem dla fabuły, to widać, że Burroughs dobrze je wykorzystał. Są one dobrze osadzone w fabule, a sam Ras Thavas jest jednym z ciekawszych negatywnych bohaterów, jakich stworzył w cyklu, tym bardziej, że jest zdecydowanie dla niego nietypową postacią. Nie kieruje się on żądzą zdobycia pięknej kobiety, albo władzy, a jedynie chce móc dalej prowadzić swoje badania. Także i Xaxa, która wyrasta w powieści na główną złą bohaterkę jest dosyć ciekawa. Nie jest to jedyna zła kobieta w cyklu, wystarczy wspomnieć o Issus, czy Sarkojy, ale w przeciwieństwie do nich jej cele są ściśle wyznaczone. Chce być piękna i młoda jak najdłużej. Nie poszukuje nieokreślonej władzy, czy potęgi. Wystarczy jej piękno podrasowane odpowiednią operacją plastyczną.
W każdym razie warto zajrzeć, chociaż powieść nie jest najlepsza z cyklu, a i na pewno warto wcześniej poczytać trylogie o Carterze i Dejah, ale pomimo drobnych wad jest to bardzo przyjemna, sprawnie napisana powieść, w której cały czas coś się dzieje.
ps, okładki za ERBZine i holenderską stroną na jego temat.