Obcy potajemnie spiskują czołówkami

Wszędzie te spodki, tylko gdzie filiżanki?
Wszędzie te spodki, tylko gdzie filiżanki?

Lata 90-te, to był czas teorii spiskowych i tajemnic. Telewizja i filmy żyły tym tematem i pojawiał się on także w grach komputerowych. Mamy takie filmy jak Conspiracy Theory z Melem Gibsonem. Bardzo często wątki te łączyły się z UFO, które to istoty odeszły od swej ETowatej dobroci i wróciły na pozycje tajemniczego zła. Z jednej strony na pewno wynikało to z popularności motywów około Alienowych, ale także miało związek ze znacznie większym dostępem do opowieści ludzi, którzy zostali przez obcych porwani. Poniekąd jest to powrót do różnych teorii z lat 40-tych, czy 50-tych o tajemniczych istotach, które to historie prowokowały ówczesnych pisarzy fantastyki do spisania kilku przedziwnych opowieści.

Jeżeli jednak spróbować wskazać, co sprawiło, że lata 90-te nagle stały się czasem spisków i UFO, to chyba najlepszą odpowiedzią są dwa seriale: V i Twin Peaks. O tym pierwszym już tutaj pisałem. Opowieść o Obcych, którzy podbijają Ziemię była bardzo popularna i co więcej, samą inwazję pokazywała jako wielki spisek. Był to niejako Heinleinowy Władca marionetek, ale unowocześniony na potrzeby lat 80-tych. Nie było już kontroli umysłów, zamiast tego była kontrola społeczeństwa. Twin Peaks natomiast, o ile V dało wroga, to od Lyncha i Frosta przyszedł nastrój tajemnicy. W serialu o przygodach agenta FBI w małym miasteczku udało się zmieścić najprzeróżniejsze niezwykłości i grozę. Szczególnie to drugie było przydatne dla telewizji, która obarczona różnymi ograniczeniami odnośnie pokazywania przemocy, teraz odkryła, jak to skutecznie ominąć, a zarazem nie powtarzać Twilight Zone.

Nic dziwnego w związku z tym, że pierwszy serial, który wprowadził na telewizyjne salony spiski czerpał pełnymi garściami z Twin Peaks. Chodzi o Archiwum X. Produkcja Chrisa Cartera była ogromnym sukcesem telewizji i w dużej mierze fenomenem kultury popularnej. Przygody agentów Muldera i Scully ściągały przed ekrany telewizorów ludzi, którzy pozwalali się wciągnąć tajemniczej historii. Serial łączył w sobie elementy różnych mitologii, legendy miejskich, a na czele był tajemniczy spisek obcych. Był on na tyle tajemniczy, że miejscami można było mieć wątpliwości, czy to nie jest tylko szaleństwo Muldera. Związki z Twin Peaks to nie tylko nastrój, ale także wiele elementów charakteryzacji postaci Muldera, który (szczególnie na początku) wyglądał niczym kopia Dale’a Coopera, który szukał mordercy Laury Palmer.

Czołówka Archiwum X jest przykładem tego, co jest w stanie uczynić odpowiednio dobrana melodia. Odpowiadający za muzykę Mark Snow stworzył kompozycję, która od samego początku wprowadza widza w nastrój niepokoju i tajemnicy. Wiele osób już tylko słysząc pierwsze nuty czuło od razu strach i zdenerwowanie. Nic dziwnego zresztą, że utwór ten stał się niezwykle popularny. Także i obraz jest doskonałym dopełnieniem tego co słyszymy. Na ekranie przewijają nam się zdjęcia spodków, dziwne mutacje, a wszystko kończy się dwoma bardzo charakterystycznymi elementami: zbliżeniem na oko, a potem ujęciem nieba, gdzie bardzo szybko przesuwają się chmury. Oczy zawsze są niepokojące, a zarazem skupiają spojrzenie. Wystarczy przypomnieć sobie ile razy widzieliśmy plakaty, gdzie oko, tudzież zagrożenie jego były kluczowym elementem. Tutaj także przychodzą na myśl ujęcia z Blade Runnera z testu V-K. Takie niebo natomiast jest pewnym obrazem kojarzonym z horrorami. Czas ucieka, a wszędzie zapada mrok.

Sukces Archiwum X sprawił, że i inne telewizje chciały mieć swój odpowiednik. W ten sposób powstało Dark Skies, które nawet dotarło do naszej telewizji. Serial ten próbował być w gruncie rzeczy trochę ambitniejszym Archiwum. Zamiast prostych strachów w naszych czasach twórcy planowali wielosezonową opowieść dziejącą się w kolejnych dekadach, a opowiadającą o walce z obcymi planującymi przejąć władzę nad światem. O ile moja pamięć mnie nie myli, to serial był całkiem fajny, ale miał kilka problemów, które skutecznie go zabiły. Po pierwsze, nie był Archiwum, a bardzo chciano, żeby nim był. Widzimy to doskonale po czołówce, która kopiuje nastrój i klimat znany nam z serialu Cartera. Także i muzyka do pewnego stopnia przypomina to, co tam słyszeliśmy – nie jest to zresztą dziwne biorąc pod uwagę, że przez jakiś czas pracował przy Dark Skies Mark Snow. W ostatecznym rozrachunku jednak melodia jest dominowana przez szybkie skrzypce znane nam z produkcji sensacyjnych. Drugim problemem tego serialu było to, że w jakimś stopniu zbyt mocno opierał się na tym, że widzowie będą oglądali wszystkie odcinki. Wpadnięcie w środek sezonu oznaczało, że nic się nie zrozumie z tego, co się dzieje. Problem komponowania takich historii, o którym już tutaj pisałem, okazał się dla twórców nie do przeskoczenia.

Na swój sposób najciekawszą produkcją inspirowaną Archiwum był jednak kanadyjski Czynnik Psi. Wyprodukowany przez brata Dana Aykroyda serial był bardzo specyficzny. W pierwszym sezonie twórcy pokazywali całą opowieść jako swego rodzaju para dokument. Mieliśmy wywiady z ludźmi, kamerę z ręki, oraz element najdziwniejszy: prowadzącego, który niczym w Strefie 11 zapraszał widzów do obejrzenia tajemnicy. Całość nadspodziewanie dobrze się sprzedała i udało się twórcom zrobić aż 4 sezony. Fabuła w bardzo wielu miejscach była pokręcona i w pewnym momencie można było się pogubić, o co chodzi. Punkt wyjścia był jednak prosty, mamy organizacje zajmującą się badaniem zjawisk niezwykłych. Coś tajemniczego się dzieje i nasza ekipa bohaterów jedzie to sprawdzić.

Czołówka tego serialu mówi nam właściwie wszystko. Od samego początku widać, że twórcy inspirowali się Archiwum. Pierwsze nuty melodii są odpowiednio tajemnicze (potem przechodzi to już raczej w parodię tajemniczości), a obok tego mamy obrazy, które spokojnie mogłyby się pojawić u Cartera. Trudno coś więcej napisać, gdyż wszystko jest jasne i oczywiste. Czynnik Psi nie udaje, że jest czymś innym, to jest kanadyjskie Archiwum, acz chyba bardziej dosłowne sądząc z ilości potworów na ekranie w czołówce. Ten serial o dziwo także do nas zawitał, ale zdecydowanie nie zawojował ekranów.

Skoro jednak wspomniałem Strefę 11, to przypomnijmy, my też mieliśmy nasze Archiwum

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *