Przemoc, pięść i Tokyo oczami twórcy Tetsuo (Tokyo Fist)

Od pierwszego ujęcia widać, że mamy do czynienia z filmem reżysera Tetsuo
Od pierwszego ujęcia widać, że mamy do czynienia z filmem reżysera Tetsuo
 
 
 
 

Shinja Tsukamoto jest jednym z moich ulubionych reżyserów. Najwięcej osób kojarzy go z trylogią Tetsuo (patrz tu i tu), ale jego twórczość nie ogranicza się do filmów o ludziach zamieniających się w maszyny. W swoim dorobku ma też i inne produkcje dotyczące różnych aspektów życia. W większości są to jednak bardzo surrealistyczne filmy, częstokroć przedstawiające świat w krzywym zwierciadle. Nie są one przystępne dla każdego widza, ale Tsukamoto ma wierne grono fanów. Jednym z lepiej ocenianych jest filmów jest nakręcony w 1995 roku Tokyo Fist. Opowiada on dziwną i pokręconą historię.

Tsuda Yoshiharu, grany przez samego Tsukamoto, jest komiwojażerem ubezpieczeń. Chodzi od firmy do firmy i przekonuje prezesów do podpisania kontraktu z jego pracodawcą. Praca ta jest męcząca i niewdzięczna, a jej negatywny wpływ na samopoczucie bohater odbija się na jego małżeństwie z Hizuru. Widać, że nie jest on w stanie zapewnić jej poczucia bezpieczeństwa i spełnienia, którego ona chce i oczekuje. Co więcej jego chorobliwa wręcz zazdrość sprawia, że nie jest on w stanie zaakceptować jej samodzielności. Oburza się, kiedy pokazuje mu ona gazetę firmową, w której jest jej zdjęcie w roli modelki. Można powiedzieć, że Tsuda najchętniej zamknąłby Hizuru w domu i jej z niego nie wypuszczał. Oprócz postępującego rozpadu związku Tsuda powoli wpada w paranoje związaną ze stanem swojego zdrowia. Podejrzewa u siebie śmiertelną chorobę, a jego myśli wzmacnia fakt, że jego ojciec umiera w szpitalu, będąc całkowicie odcięty od rzeczywistości.

Szpital zawsze jest przerażającym miejscem.
Szpital zawsze jest przerażającym miejscem.

Film z taką historią mógłby bardzo szybko zmierzać w stronę typowego filmu obyczajowego, ale Tsukamoto ma inne plany. Tsuda pewnego razu spotyka w pracy swojego dawnego kolegę z czasów szkolnych, Kojimę Takuji. Jest on teraz podrzędnym bokserem, w którym wszyscy widzą wielki talent, ale nikt nie dostrzega woli walki. Od początku można przeczuwać, że to spotkanie będzie miało duże znaczenie dla obydwu bohaterów. Tsuda jednak nie chce się wdawać we wspomnienia z dawno niewidzianym kolegą, tylko próbuje od niego uciec.

Na dłuższą metę mu się to nie uda, gdyż Kojima dowiaduje się, gdzie on mieszka i na miejscu spotyka Hizuru. Zaprasza go ona do mieszkania na rozmowę do czasu aż Tsuda wróci do domu. Można powiedzieć, że od początku Kojimie źle z oczu patrzy. Prezentowany jest on w dosyć demoniczny – zły – sposób, ale widz nie wie, dlaczego. Jego spotkanie z Hizuru kończy się źle. Podczas którejś kolejnej wizyty, pod nieobecność Tsudy, dobiera się on do Hiruzu, ta jednak jest pewna siebie nie pozwala mu na cokolwiek. Tsuda podejrzewa jednak, że doszło pomiędzy nimi do czegoś, tym bardziej, że Kojima przez telefon daje mu do zrozumienia, że ukochana Tsudy nie była mu wierna. Nie słucha zapewnień Hizuru, że nic się nie stało, zamiast tego podejmuje się konfrontacji z Kojimą.

Ekran w ekranie, a my zamknięci w klatce (tudzież w windzie).
Ekran w ekranie, a my zamknięci w klatce (tudzież w windzie).

Jej efekt jest opłakany, nagle Kojima z podrzędnego boksera zamienia się w maszynę zagłady. Kilkoma ciosami zamienia twarzy Tsudy w krwawą miazgę na oczach Hizuru. Upokorzony Tsuda nie jest w stanie do siebie dojść, a Hizuru odkrywa, że nie jest w stanie z nim i jego napadami zazdrości wytrzymać. Z czasem odchodzi od naszego bohatera i przenosi się do Kojimy, robi sobie tatuaże i kolczyki najróżniejszego typu. Zmienia się w kobietę siły. Poprzez swój masochizm tworzy z siebie zaprzeczenie wszystkiego, czego Tsuda oczekiwał od żony. Także i Tsuda się zmienia, postanawia ćwiczyć boks, w tej samej szkole, do której uczęszcza Kojima. Poddaje się wręcz szaleńczemu rygorowi ćwiczeń.

Z czasem odkrywamy, że w tle jest znacznie więcej. Brak spełnienia Hizuru wynika z buntu przeciwko przedmiotowemu traktowaniu. Chce być równa otaczającym ją mężczyznom. Do tego stopnia, że chce się z nimi bić. Kojima boi się sukcesu, osiągnięcia czegokolwiek w tym szczęścia z Hizuru. Tsuda natomiast boi się skonfrontować się ze swoją przeszłością, ale też i być normalnym. Wszystko ma swój początek w dalekiej przeszłości czasów szkolnych. Z tragedią, której Tsuda i Kojima byli świadkami i złamaniem obietnicy zemsty. Kojima był najbliższy jej wypełnienia, ale nie umiał stanąć na wysokości zadania.

Przemoc i krew.
Przemoc i krew.

Cała trójka zmierza do autodestrukcji, ale też uwolnienia się poprzez ból, krew i cierpienie. Ich celem jest zderzenie się i poprzez wzajemne zadawanie sobie obrażeń uwolnienie się ze swoich fobii i problemów. W eksplozji krwi kończy się film. Widać tutaj podobne podejście jak w przypadku Tetsuo, tylko wyrażone w trochę innej formie. Nie mamy tutaj żadnych przedziwnych istot. Jest jednak podobna praca kamery, skaczącej i nerwowej. Jest też ten film bardzo nieprzyjaznym przedstawieniem Tokyo. Miasto stanowi jednego z bohaterów opowieści. Cały czas czającego się w tle i przypominającego o swej zimnej, wrogiej człowiekowi naturze.

Tokyo Fist jest filmem niezwykle wręcz brutalnym. To jest Rocky kręcony przez wielbiciela krwi. Strumienie czerwonego płynu zalewają ekran, twarze zmieniają się w miazgi. Wszystko jest skrajnie nierealne i przesadzone. Do tego trzeba dodać mocno przesadzoną, nawet jak na standardy japońskie, grę aktorów. W bardzo wielu scenach są oni wręcz karykaturami. Sprawia to, że opowieść wygląda niczym zły sen, koszmar o upadku. O muzyce Chu Ishikawy można mówić w samych superlatywach. Hałaśliwy industrial atakuje uszy w sposób równie mocny, co obraz.

Tokyo Fist jest wciągającą opowieścią, acz nie dla wszystkich widzów. Powinno się spodobać fanom Tetsuo i innych tego typu produkcji. Jednakże osoba oczekująca w pełni racjonalnej fabuły mocno się zdziwi. Filmowi Tsukamoto bliżej jest do twórczości Davida Lyncha, aniżeli klasycznym historiom o miłosnym trójkącie. Moim zdaniem warto go obejrzeć i pomimo swojej brutalności, wydaje mi się, że Tokyo Fist jest bardziej przystępne dla przeciętnego odbiorcy od Tetsuo, czy innych produkcji reżyserowanych przez Tsukamoto.

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *