Przez pewien czas wydawało się, że poszczególni twórcy gier komputerowych będą mieli status porównywalny ze sławnymi reżyserami. Nazwiska takie jak Sid Meier miałyby taką samą rangę jak Steven Spielberg, a premiery gier przypominałby czerwony dywan, natomiast John Romero mógłby się chwalić swoim Ferrari i podrywać modelki na Dooma. Szybko okazało się to błędnym przypuszczeniem. Tylko nieliczni twórcy stali się na tyle sławni, że ich imiona stały się marką. Jedną z takich osób jest Roberta Williams. Jedna z założycielek sławnej firmy Sierra, która zasłynęła produkcją przygodówek. Były one bardzo różnorodne, od kryminalnych Police Questów, przez produkcje niby erotyczne (Larry, Softporn Adventure), skończywszy na horrorowym Gabriel Knight. Charakterystyczne, że wraz z końcem masowej popularności gier przygodowych sama Sierra w dużej mierze odeszła w zapomnienie.
Sama Roberta Williams najbardziej kojarzona jest z serią King’s Quest, ale jak przyznała w jednym z wywiadów, najmilej wspomina produkcję innej gry: Phantasmagorii. O niej zamierzam napisać teraz parę słów, gdyż warto przypomnieć jedną z najsłynniejszych gier swoich czasów. Mamy tutaj do czynienia z horrorem przygotowanym w konwencji filmu interaktywnego. Połowa lat 90-tych była szczytem popularności tej technologii, choć dopiero po 1995 w przemyśle pojawiły się wystarczające pieniądze, aby zatrudniać bardziej znanych aktorów, czyli głównie tych grających w filmach klasy B i serialach telewizyjnych z nielicznymi tylko wyjątkami. Pamiętajmy tutaj, że koncepcja filmu interaktywnego wypaliła się dosyć szybko i tylko nieliczne produkcje zapadły w pamięci graczy. Większość była bowiem zwyczajnie marna pod każdym względem, można je porównać do oglądania złego filmu, który nie śmieszy swoją nieporadnością. Aktorzy, których nie zatrudniono by do grania w telenoweli wraz ze scenariuszami pisanymi na kolanie sprawiały, że cały gatunek został bardzo szybko spisany na straty. Phantasmagoria, podobnie jak opisywany już tutaj Lost Express, jest akurat tytułem wybijającym się zdecydowanie ponad resztę tego typu produkcji.
Gra opowiada o małżeństwie Adrienne Delaney i Donalda Gordona. Razem kupili znajdującą się na dalekiej amerykańskiej prowincji posiadłość należącą kiedyś do sławnego iluzjonisty Zoltana Carnovascha. Otoczona jest ona parkiem i lasem, a najbliższa miejscowość, to ledwie kilka domków w większości nastawionych na przyjezdnych turystów. Sielska atmosfera miała pomóc Adrienne w jej pracy, gdyż jest ona pisarką powieści i to całkiem popularną. Donald zaś jest z zawodu fotografem i osiągnął pewne sukcesy, choć chyba nie tak znaną osobą, jak żona.
Gra zaczyna się od sielskiej sceny wspólnego śniadania w nowym domu. Trzeba go jeszcze uporządkować, usunąć stare przedmioty i oporządzić ogród. Nic nie zapowiada nadciągającej grozy. Gracz kierując Adrienne przystępuje do eksploracji posiadłości. Szybko okazuje się, że nie jest ona tak przyjaznym miejscem, za jakie wzięli je bohaterowie. Niektóre pomieszczenia są zamknięte, a Adrienne ma prekognicje dotyczące poszczególnych obiektów, które znajduje podczas swojej przechadzki. Gracz jest zmuszany coraz dalej badać pomieszczenia, chociaż szybko orientuje się, że nie jest to dobrym pomysłem. Tak jak na typowym horrorze zastanawiamy się, czemu ich bohaterowie głupio idą do piwnicy zamiast uciekać jak najdalej, tak tutaj kierujemy naszą bohaterkę do tejże piwnicy, gdzie doskonale wiemy, że czai się na nią zło. Owa złośliwość gry objawia się tym, że sami sprowadzamy na Adrienne i Donalda katastrofę.
Posiadłość Carnovascha jest dosyć posępna. Wypełniona jest obrazami, które przyprawiają o ciarki na plecach. Na tym jednak nie koniec, gdyż w holu głównym znajdziemy maszynę do przepowiadania przyszłości, która przekazuje nam coraz straszniejsze wieści, o tym, co się wydarzy. W trakcie poznawania okolicy kierowana przez nas Adrienne uwalnia tajemniczą istotę znajdującą się w ukrytej w posiadłości kaplicy. Opętuje ona Donalda, który zaczyna się zachowywać coraz dziwniej. Sama Adrienne dowiaduje się natomiast coraz więcej na temat Carnovascha i ta wiedza jest bardzo niepokojąca. Posiadał on pięć żon, które albo zginęły, albo zniknęły w tajemniczych okolicznościach. Stopniowo odkrywamy prawdę o Carnovaschu, jego rodzinie, jak i o istocie, którą nasza nieroztropność wypuściła z więzienia, a która teraz znajduje się w ukochanym głównej bohaterki.
W momencie wydania gra wzbudziła duże kontrowersje. Spowodowane to było dosyć dużą ilością scen przemocy, tortur, czy też seksu. Trzeba jednakże zaznaczyć, że zamieszanie w dużej mierze wynikało z tego, że była to jedna z pierwszych gier z aktorami, która mogła poszczycić się taką famą. Większość przemocy, choć spektakularna, to niczym nie odbiega od tego, co widać w serialach typu CSI, czy Supernatural. Także i seksu jest w Phantasmagorii jak na lekarstwo, choć trzeba od razu zaznaczyć, że pewne rzeczy, które dzieją się w grze, z oczywistych powodów, odbieramy inaczej, gdyż ich ofiarą poniekąd są sami gracze. Wypada także dodać, że nastrój grozy wywoływany jest nie tyle przez cieknącą z ekranu krew, a odpowiedni dobór muzyki i wygląd otoczenia, w którym czuć, że coś niepokojącego czai się w cieniu.
Ten sposób kreowania nastroju wymaga dobrej muzyki i trzeba przyznać, że Mark Seibert doskonale wykonał swoje zadanie. Jest ona wyraźnie inspirowana twórczością zespołu Goblin, którego można było usłyszeć w wielu włoskich horrorach na czele z Suspirią i Profondo Rosso Dario Argento. Mamy tutaj do czynienia z muzyką mającą wyraźne odniesienia do rocka progresywnego, ale też odpowiednio „gotycką” poprzez wykorzystaniu chóru gregoriańskiego. Wszystko gra bardzo dobrze i co ważne, odpowiednie melodie brzmią w odpowiednich momentach, tak, że całość się komponuje.
Skoro jednak mamy film interaktywny, to wypada coś powiedzieć o aktorstwie. Adrianne i Donald grani są przez wtedy rozpoczynającą romans parę: Victoria Morsell i David Homb. Od razu wypada zaznaczyć, że nie są oni zbyt dobrymi aktorami. Ich miejsce jest gdzieś w tle filmu klasy b. W całej grze zresztą ciężko wskazać dobrego aktora, ale trzeba też zaznaczyć, wszyscy aktorzy i aktorki są dobrze dopasowani do swoich ról. Efektem tego jest to, że nie drażnią oni i jesteśmy w stanie pominąć dziwną czasem mimikę poszczególnych postaci.
Równocześnie, pomimo tego, że gra była wydana aż na 7 płytach CD, jakość nagrań jest na tyle słaba, że nie jesteśmy w stanie dostrzec wielu szczegółów gry aktorskiej. Bardzo wyraźnie widać na przykładzie Phantasmagorii jak ogromny postęp wykonano w technice digitalizacji taśmy filmowej, szczególnie, jeżeli spojrzymy na takie tytuły jak Pandora Directive, czy Dark Forces 2.
W przypadku Phantasmagorii mamy do czynienia z bardzo dobrą opowieścią, która wciąga graczy. Nawet, jeżeli pominiemy kwestie technologiczne, to główna zasługa sukcesu produkcji był sprawnie napisany scenariusz. Uwzględnia on wiele opcji i pozwala z jednej strony na odpowiednio dużo swobody, jak i daje możliwość wprowadzenia satysfakcjonującego zakończenia. Trochę na wyrost możemy powiedzieć, że czym Lśnienie Kubricka było dla kina, tym Phantasmagoria była dla gier. Pomimo różnych drobnych niedociągnięć dalej jest to bardzo dobra produkcja, która zasłużenie zyskała sobie status klasyki.
I znowu będę się czepiał:
“Przez pewien czas wydawało się, że poszczególni twórcy gier komputerowych będą mieli status porównywalny ze sławnymi reżyserami. Nazwiska takie jak Sid Meier miałyby taką samą rangę jak Steven Spielberg, a premiery gier przypominałby czerwony dywan, natomiast John Romero mógłby się chwalić swoim Ferrari i podrywać modelki na Dooma. Szybko okazało się to błędnym przypuszczeniem. Tylko nieliczni twórcy stali się na tyle sławni, że ich imiona stały się marką”
American McGee, Peter Molyneux, Tim Schafer, Warren Spector, Will Wright, Jade Redmond, Michael Samyn, Cliff Belszenski, John Romero, Markus Persson, Edmund McMillen, Phil Fish, John Blow, Arnt Jensen, Tomasz Gop, Adrian Chmielarz, Ray Muzyka, David Cage, Al Lowe…
Tych wszystkich panów (i panią) wymieniłem pod wpływem chwili, nazwiska biorąc z głowy, nie posiłkując się Googlem, a jedynie własną pamięcią. Gdybym miał pogłówkować chwilę dłużej, to wymieniłbym pewnie cztery razy tyle nazwisk. Owszem, trudno ich uznać za równie popularnych, co hollywoodzcy reżyserzy, ale skoro za “markę” uznajesz Robertę Williams (której nazwisko kojarzysz ty, kojarzę [ledwo co] ja i może jeszcze czterech ludzi w naszym kraju), to powyższym nazwiskom tym bardziej się to należy. Więc teza mylna.
Zwracam uwage, ze mowimy o grzez z polowy lat 90-tych, wtedy Roberta Williams byla wielkim naziwskiem gwarantujacym wysoka sprzedarz gry. Wymieniles kilka nazwisk, z czescia ktorych bym polemizowal, ale zwracam uwage, ze jest to margines calego przemyslu nie odpowiadajacy nawet za najwieksze ovecnie suckcesy komercyjne, a takze opinie zawodowych krytykow. Mozna powiedziec, ze sa to “Jimowie Jarmushowie” i “Wesy Andersony” gier komputerowych, o ktorych wiedza wybrancy i sie nimi podniecaja, ale wiekszosc graczy wzruszy ramionami. Zreszta, wymieniles Adriana Chmielarza, ale czy 90% osob grajacych w Wiedzmina pamieta jakiekolwiek nazwisko zwiazane z tworzeniem tej gry? Jak reklamowany jest Cyberpunk? “Nowa gra studia Red”, a nie nowa gra X i Y, wiecej: najbardziej znanym naziwskiem powiazanym z jego produkcja jest… Tomasz Baginski.
To tak jak z RPGami, jest wielu znanych tworcow, ale wlasciwie tylko Gygax byl gwiazda. Fan gier zaraz wymieni rozne inne osoby, takie jak Peter Schweighofer, czy Mike Pondsmith, ale to sa nazwiska dla fanow.
“Zwracam uwage, ze mowimy o grzez z polowy lat 90-tych”
No w tekście nie ma o tym ani słowa.
“zwracam uwage, ze jest to margines calego przemyslu nie odpowiadajacy nawet za najwieksze ovecnie suckcesy komercyjne, a takze opinie zawodowych krytykow”
Muzyka odpowiada za Mass Effecta, jest medialną “twarzą” tej gry. Bleszenskiego zna każda osoba, która choć trochę interesuje się rynkiem, a to z powodu jego powinowactwa z Gears of War. Nie powiesz mi chyba, że GoW i ME nie zaliczają się do największych obecnie sukcesów komercyjnych? Dalaj – Jade Redmond kojarzona jednoznacznie z Assassin’s Creed (co prawda raczej z powodu tej afery z komiksem z Something Awful, ale jednak), Rihanna Pratchett to nazwisko pojawiające się zawsze w kontekście Mirror’s Edge. Stwierdzam zatem, że nie masz racji.
“Mozna powiedziec, ze sa to “Jimowie Jarmushowie” i “Wesy Andersony” gier komputerowych, o ktorych wiedza wybrancy i sie nimi podniecaja, ale wiekszosc graczy wzruszy ramionami.”
Nie zgadzam się. Rzuć okiem na komercyjne mainstreamowe serwisy o grach video – nazwiska twórców przewijają się w newsach i publicystyce praktycznie bez przerwy (w czasie boomu na Minecrafta Notch pojawiał się co chwila).
“Zreszta, wymieniles Adriana Chmielarza, ale czy 90% osob grajacych w Wiedzmina pamieta jakiekolwiek nazwisko zwiazane z tworzeniem tej gry?”
Adrian Chmielarz nie pracował przy Wiedźminie.
“Jak reklamowany jest Cyberpunk? “Nowa gra studia Red”, a nie nowa gra X i Y, wiecej: najbardziej znanym naziwskiem powiazanym z jego produkcja jest… Tomasz Baginski.”
To dlatego, że Tomasz Gop (kreowany jako “twarz” RED Studia) przeszedł do CI i CDPRED nie ma obecnie żadnego fizycznego awatara. Poza tym reklamowanie gier nazwiskiem jej “reżysera” o uznanym nazwisku jest powszechne – Peter Molyneux, Sid Meier, American McGee… Ich nazwiska pojawiają się wręcz w tytułach gier. Czemu miałby się tam znajdować, gdyby nie fakt, że są powszechnie znane i szanowane w szerokim środowisku graczy?
Innymi słowy – nie, nie masz racji. Mylisz się. Rzadko kiedy stawiam sprawę tak bezdyskusyjnie, bo na ogół większość rzeczy mocno zależy od interpretacji, ale w tym wypadku napisałeś głupotę i nie byłbym sobą, gdybym Ci jej nie wytknął.
No w tekście nie ma o tym ani słowa.
Kilkaktrotnie padaj rozne odniesienia do dat i permier innych gier. Jest to akurat dosyc latwe do wywnioskowania.
Stwierdzam zatem, że nie masz racji.
Nie zgadzam się. Rzuć okiem na komercyjne mainstreamowe serwisy o grach video – nazwiska twórców przewijają się w newsach i publicystyce praktycznie bez przerwy (w czasie boomu na Minecrafta Notch pojawiał się co chwila).
Stwierdzam, ze odnosisz pewne rzeczy, ktore sa zwiazane z pewnym wycinkiem rzeczywistosci do calosci. Portale i czasopisma o grach komputerowych w rzeczywistosci sa czytane przez maly wycinek graczy, ale ze wzgledu na globalizacje robi to wrazenie, czegos wiekszego. Dobrym przykladem jest Derek Smart, ktory byl bardzo znany w usenecie i okolicach, ale przecietny gracz w tamtych czasach nijak nie kojarzylby tego naziwska, a wtedy bylo latwiej o slawe, niz teraz. Wynika to troche z upadku czytelnictwa o komputerach, co wiaze sie z tym, ze wiekszosc graczy nie czyta niczego (ani portali, ani tym bardziej gazet) o grach. Stad tez wiekszosc nie kojarzy nazwisk tworcow, bo pojawiaja sie one dopiero w napisach koncowych, przez ktore sie przeskakuje.
Adrian Chmielarz nie pracował przy Wiedźminie.
Nie napisalem tego, wcielo mi jedno zdanie. Generalnie, czy ktokolwiek kojarzy Chmielarza poza osobami bardzo gleboko siedzacymi w “newsach”? On mial chwile slawy przy okazji swietnosci Metropolis, ale potem, po Katharsis, to nawet u nas malo kto kojarzy go.
Poza tym reklamowanie gier nazwiskiem jej “reżysera” o uznanym nazwisku jest powszechne – Peter Molyneux, Sid Meier, American McGee… Ich nazwiska pojawiają się wręcz w tytułach gier. Czemu miałby się tam znajdować, gdyby nie fakt, że są powszechnie znane i szanowane w szerokim środowisku graczy?
Tyle, ze to sa wyjatki. Nieliczne przyklady sukcesu odniesionego dawno temu i z tej trojki, to wlasciwie dziala tylko przy Meierze. Molyneux raczej nie pojawia sie na okladkach gier, chociaz ci co mieli wiedziec, wiedzieli, ze mamy do czynienia z jego gra. Zdobyli oni sobie pewien status, kiedy to bylo jeszcze mozliwe i wyrozniaja sie oni na tle bezimiennych tworcow calej plejady tytulow, ktore powstaja kazdego roku.
Innymi słowy – nie, nie masz racji. Mylisz się. Rzadko kiedy stawiam sprawę tak bezdyskusyjnie, bo na ogół większość rzeczy mocno zależy od interpretacji, ale w tym wypadku napisałeś głupotę i nie byłbym sobą, gdybym Ci jej nie wytknął.
Nie myle sie, tylko patrze na te kwestie z dystansem i nie oceniam rzeczywistosci na podstawie interesujacego mnie wycinka.
Miał być komentarz, wyszła notka:
http://mistycyzmpopkulturowy.blogspot.com/2013/02/przecietny-gracz-nie-istnieje.html