Gry komputerowe, to obecnie dosyć konserwatywny gatunek rozrywki. Przyjęte konwencje utrzymują się na rynku długo i właściwie wiele gier jest do siebie bardzo podobnych. Na myśl tutaj przychodzą dwie serie: Call of Duty i Medal of Honor, które są na tyle do siebie podobne, że czasem można pomylić je między sobą. Kiedyś jednak tak nie było. Twórcy gier mieli więcej pomysłów i tworzyli naprawdę nietypowe produkcje. Jednym z takich szalonych pomysłów było Interstate 76.
Sama nazwa powinna nam wiele powiedzieć o tym, z czym mamy do czynienia. Interstate, czyli droga międzystanowa wskazuje na grę o jeździe samochodem. Może jakiś symulator? Natomiast 76 odnosić się musi do roku, kiedy dzieje się gra. Tego typu retro ściganki były bardzo popularne kiedyś, o czym świadczy chociażby GP Legends, czyli symulator wyścigów formuły 1 w wersji z 1967 roku. Bardzo realistyczny i w związku, z czym bardzo trudny. Idąc tym tropem tytuł omawianej gry powinien nas prowadzić do wyścigów ulicznych w 1976 roku. Data ta jednak ma dodatkowe znaczenie. Jeżeli ktoś głębiej siedzi w popkulturze i historii, to szybko zwróci uwagę, że lata 70-te to specyficzny czas dla jazdy samochodem. Kryzys paliwowy, powoli zbliżająca się apokalipsa Mad Maxa…
Takie skojarzenia są dobre, Interstate 76 opowiada bowiem o świecie lekko zwichrowanych lat 70-tych. Rząd Stanów Zjednoczonych Ameryki nie jest w stanie utrzymać porządku na autostradach. Stąd też pojawiła się grupa ludzi, która chce powstrzymać przestępczość i zwrócić je zwykłym ludziom. Jedną z takich osób jest Jade Champion, która razem z niejakim Taurusem poruszają się po Ameryce w swoich zmodyfikowanych samochodach polując na tych, którzy łamią prawo. Owe modyfikacje wprowadzone przez nich w pojazdach poza lepszym silnikiem, lepszymi hamulcami i tym podobnymi rzeczami uwzględniają także dołączenie różnego rodzaju broni, od karabinów po wyrzutnie rakiet. W tym względzie gra przypomina inną wiekową produkcję, czyli Quarantine i jej kontynuacje. W tamtej grze jednak poruszaliśmy się po świecie przypominającym trochę skrzyżowanie Dredda z Mad Maxem 3, w przypadku Interstate 76 mamy zdecydowanie inną stylistykę.
Pewnego dnia Jade ścigając tajemniczego bandytę, który rekrutuje przestępców, aby stworzyć z nich armie, zostaje przez tegoż zabita. Skoro historia zaczyna się od śmierci, to musi się pojawić mściciel. Nim okazuje się zrekrutowany przez Taurusa brat Jade imieniem Groove. Był on dotąd nieświadomy tego, co się dzieje na autostradach i tego, czym się zajmowała jego siostra. W związku z tym najpierw musi on przejść szybki kurs jazdy samochodem z bronią w ręku, aby potem móc wyrównać rachunki z mordercą Jade.
Grając w Interstate 76 mamy do czynienia z symulatorem jazdy samochodem, dosyć wiernie oddającym realia prowadzenia pojazdu. Do tego mamy dołączone różnorakie uzbrojenie. Możemy strzelać z dział, zostawiać miny, czy też spuszczać olej, tak, że za nami powstaje śliska plama. Sterowanie jest dosyć proste i łatwo się w nim zorientować. Jest to o tyle wygodne, że całą grę przejdzie nam przejść korzystając tylko i wyłącznie z samochodów. Producenci nie dali nam możliwości z niego wyjścia, co zresztą wytłumaczone jest wewnątrz opowieści stwierdzeniem, że Jade zginęła, właśnie dlatego, że wyszła z samochodu.
Gra jest dosyć realistyczna i miejscami bardzo trudna. Nie tylko ze względu na przeciwników, którzy przeważnie mają lepszą broń niż gracz, ale także ze względu na lokacje. Przychodzi nam podróżować po normalnych ulicach, ale od czasu do czasu nie wszystko znajduje się na swoim miejscu. Musimy na przykład przeskoczyć z jednego wzgórza na drugie korzystając z podjazdu z zawalonego mostu. Bardzo łatwo w takiej sytuacji tak o uderzenie w skalną ścianę, albo też wylądowanie na dachu, co automatycznie kończy rozgrywkę. System uszkodzeń na szczęście nie jest do końca realistyczny i możemy przeżyć trafienie rakietą w nasz samochód. Inaczej byłaby to wręcz przesadnie trudna gra. Trzeba jednak tutaj dodać, że pomimo takiego ułatwienia system ten jest dosyć szczegółowy. Tak samochód gracza, jak i pojazdy przeciwników, mają po kilka punktów obrażeń. Można uszkodzić jakąś konkretną część, czy chociażby urwać koło, co automatycznie wpływa na jakość prowadzenia pojazdu. Na szczęście wszystkie uszkodzenia może naprawić drużynowy mechanik imieniem Skeeter. Jest to typowy redneck, który zna się na samochodach. Robi wrażenie trochę powolnego, ale jeżeli da się mu odpowiednie części, to zrobi z nimi cuda.
Cała gra jest mocno osadzona w stylistyce lat 70-tych. Począwszy od wyglądu świata i mody, a skończywszy na muzyce. Ścieżka dźwiękowa jest jedną z przyjemniejszych, jakie można spotkać w grach komputerowych i widać, że bardzo starannie się do niej przyłożono. Jednak tym, po czym można poznać, że Interstate ’76 jest produkcją ludzi z fantazją jest czołówka. Mamy oto zaraz po właściwym intro czołówkę wziętą niczym z seriali z lat 70-tych. W tej sekwencji poznajemy bohaterów gry, ale też dowiadujemy się, że są oni grani przez aktorów o tak charakterystycznych nazwiskach jak Everett Mann (Groove Champion), czy Willard Dicot III (Skeeter). Wszystko jest utrzymane w odpowiednim duchu i miejscami można odnieść wrażenie, że cały pomysł świetnie pasowałby do konwencji serialu sensacyjnego w stylu Dukes of Hazard.
Przy grach komputerowych wypada czasem wspomnieć o grafice. W tym przypadku jest ona dosyć prosta, gdyż Interstate’76 korzysta z silnika MechWarrior 2. W związku z tym gra, choć jest zrobiona w 3D, to nie ma zbyt wielu tekstur. Ograniczają się one właściwie tylko do kilku bazowych elementów. Reszta jest robiona przy użyciu samych kolorowych brył. Tego typu rozwiązanie, choć początkowo może dziwić, sprawdza się nadzwyczaj dobrze. Szczególnie, jeżeli patrzy się na grę z perspektywy lat. O ile zdecydowanie dzisiaj grafika nie zachwyca, to dzięki jej sterylności, nie przeszkadza. Dzięki temu możemy spokojnie bawić się na drogach Ameryki. W rzeczywistości bowiem, nie ma nic gorszego niż złej jakości tekstury, które czasem potrafią utrudnić rozpoznawanie elementów świata przedstawionego.
Czy warto kupić Interstate 76? Według mnie tak, jest to miła i przyjemna gra. Jedna z lepszych ściagnek z bronią i chociaż pod wieloma względami się ona zestarzała, to nie można odmówić uroku, a twórcom staranności w jej tworzeniu.
“Gry komputerowe, to obecnie dosyć konserwatywny gatunek rozrywki. Przyjęte konwencje utrzymują się na rynku długo i właściwie wiele gier jest do siebie bardzo podobnych. Na myśl tutaj przychodzą dwie serie: Call of Duty i Medal of Honor, które są na tyle do siebie podobne, że czasem można pomylić je między sobą. ”
Ojojojoj, nie zgodziłbym się z tobą. Moda na indie, szał na Kickstartera i mnóstwo pionierskich eksperymentów sprawiają, że obecnie mamy naprawdę wielką różnorodność. Zwykliśmy narzekać na obecny rynek gier video, ale przecież pod względem oryginalności jest znacznie lepiej, niż te pięć, siedem lat temu.Przywołujesz przykład Call of Duty i Medal of Honor, który już od dawna jest anachroniczny – MoH stracił swoją pozycję lidera i zszedł na drugi plan kosztem CoD i, trochę Bettlefielda. Popatrz, jak było jeszcze kilka lat temu, gdzie wojennych strzelanek było jak nasrał. Dziś ostały się już właściwie tylko te trzy serie. IMHO diagnoza postawiona w notce może nie do końca błędna, ale mocno, bardzo mocno naciągana.
Moda na Indie, jak i samo Indie, to dalej jest margines tego przemyslu. Wystarczy poczytac wywiady z tworcami tych gier, ktorzy raczej nie sa zbyt optymistycznie nastawieni do rozwoju tego, hm, nurtu. Chcialbym sie mylic, ale poki co indie spelnia taka sama role, co tradycyjne gry shareware’owe (Exile, Space Empires i podobne). One tez odnosily sukcesy, ale w calosciowym rozrachunku byly malo wazne.
Kickstarter zas jest poki co zapowiedzia rewolucji, ktora poki co jest tylko w telewizji, a nie na ulicach. Sami tworcy sa zreszta ostrozni, jezeli chodzi o przyszlosc finansowania przez Kickstartera. Zwracaja uwage, ze dalej to nie sa porownywalne srodki z budzetami “prawdziwych gier”, bo ile to 3 miliony dolarow?
Przyklad z Cod i MoH wzial sie z tego, ze sa to chyba nabardziej spektakularnie podobne do siebie gry.