Musiało minąć trochę czasu, aż Burroughs postanowił wrócić na Marsa. W tym czasie wydał wiele innych powieści i miał już markę taką, o której wielu innych pisarzy by marzyło. Wszystko, co pisał, schodziło na przysłowiowym pniu. Powrót na Marsa tym razem miał wiele znaczeń. Zacznijmy jednak od początku, od lutego do marca 1922 roku na łamach “Argosy All-Story Weekly” ukazało się sześć części nowej przygody dziejącej się na Marsie i jeszcze w tym samym roku została ona wydana w formie książkowej. Jest to chyba najdłuższa część serii o Barsoom, o ile inne mają mniej więcej po 300 stron, to ta ma ich aż 400. Mamy do czynienia z książką większą nie tylko, jeżeli chodzi o ilość stron, ale także o skale przedsięwzięcia. Zarazem przy pracy nad nią powstał pewien zbiór materiałów dodatkowych, które ułatwiał Burroughsowi pracę. Stworzył niejako słownik architektury i geografii planety, który miał mu pomagać przy pisaniu i pozwolić na w miarę konsekwentny opis świata. Chessmen of Mars, czyli na nasze Szachy Marsa stanowi definitywnie jedną z ambitniejszych powieści tego autora.
W jej przypadku mamy do czynienia nie tylko z powrotem do cyklu, ale także do formuły znanej nam z pierwszych trzech części. Oto powieść zaczyna się od pojawienia się przed autorem, czyli Burroughsem, samego Johna Cartera. Tłumaczy mu, że mógł tego dokonać dzięki Kar Komakowi, jednemu z Lotharian, który zdradził swoich ziomków i przyłączył się do Carthorisa. Przekazał on Carterowi wiedze na temat możliwości umysłu, jaka została zdobyta przez Lotharian, w tym możliwość przesyłania obrazu danej osoby na odległość. Carter przybywszy na Ziemię wdaje się w miłą rozmowę z Burroughsem i razem siadają do szachów. Nie są to jednak normalne szachy, a ich marsjańska wersja, której zasady Carter przekazuje. Wspomina, że Jetan, bo tak ta gra się nazywa, miała znaczącą rolę w przygodach jego córki.
Jest ona główną bohaterką kobiecą opowieści. Tara z Helium jest młoda, ale już ma wskazanego przyszłego męża, Djora Kantosa syna Kantosa Kana znanego nam z poprzednich części przyjaciela i towarzysza przygód Johna Cartera. Wydaje się jednak, że ich przyszłemu związkowi brakuje jakiegoś uczucia, choć są oni sobie bliscy, to relacje pomiędzy nimi dalekie są od uczucia, które łączy Cartera z Dejah. Pewnego razu do Helium przybywa Gahan z Gathol. Gathol jest jednym z mniejszych miast, jednakże dzięki kopalniom diamentów ma wystarczająco dużo bogactw, aby móc w stanie zapewnić sobie bezpieczeństwo. Chodzi mi tutaj nie o kupowanie pokoju, a o odpowiednie wyćwiczenie i uzbrojenie armii. Gahan jest natomiast Jedem tego miasta, pewnym siebie, przy czym jest to uczucie w pełni uzasadnione, gdyż dzięki swej dzielności zaskarbił sobie lojalność własnych poddanych.
Zarazem, kiedy Gahan przybywa do Helium odbywa się bal, na którym poza nim zjawia się oczywiście Tara, Gahan, ale też Djor. Normalnie w jego trakcie Tara powinna zatańczyć z Djorem, lecz w wyniku pewnego zamieszania, a także jego zdecydowanie większego zainteresowania osobą Olvia Marthis córką Jeda Hastor, a za razem przyjaciółką Tary, tańczy ona z Gahanem. Dochodzi wtedy do pewnego spięcia. Gahan nie dość, że wyznaje Tarze, że ją kocha, to jeszcze stwierdza, że widzi w jej oczach, że nie jest on jej obojętny. Tego typu impertynencja bardzo nie spodobała się księżniczce Helium i w dosyć ostentacyjny sposób opuściła ona bal. Potem rodzina próbowała załagodzić sytuacje, ale Tara była zbyt zdecydowana i zdenerwowana. W związku z tym korzystając z okazji postanowiła odpocząć. Jako osoba żyjąca dosyć aktywnie postanowiła wziąć swój statek i polatać nim po okolicy. Chciała miedzy innymi wznieść się ponad poziom chmur, gdyż rodzice jak dotąd nie pozwalali jej tego czynić. Niestety ta zabawa okazuje się brzemienna w skutkach. Akurat tego dnia miała miejsce jedna z największych burz, jakie Barsoom widział. Statek dziewczyny został porwany i rzucony daleko poza okolice. Z Helium, kiedy tylko odkryto nieobecność księżniczki wysłano ekipy ratunkowe. Także i Gahan postanawia odszukać dziewczynę, której wyznał miłość. Jego też spotka jednak pech, gdyż zostanie porwany z pokładu statku, kiedy będzie ratować jednego ze swoich ludzi i wpadnie w odmęty burzy.
Prędzej, czy później obydwoje trafiają w ręce tajemniczych Kaladanów. Nie mamy tu do czynienia z normalnymi Marsjanami, a bardzo odległym gatunkiem istot, które można określić mianem krabów z głowami bliskimi ludzkim. Ze względu na rozmiary nie byłyby one groźne, gdyby nie to, że operują one na Rykorach. Ci wyglądają w miarę humanoidalnie, tylko nie posiadają głów, więc jedzenie wpychają bezpośrednio w przełyk. Mają jakieś podstawowe funkcje myślowe zachowane, więc same z siebie są w stanie jeść, ale właściwie tylko tyle. W momencie, kiedy Kaladan przejmuje kontrole nad Rykorem wprowadza on coś w rodzaju macki w jego system nerwowy. Dzięki temu czuje wszystko, co jego służący.
Tara zostaje uznana tutaj za abominacje praw natury i zapada decyzja o jej konsumpcji. Sprawa wygląda tak, że Kaladanowi jedzą zbędne Rykory. Warto tutaj dodać, że posiadają oni do pewnego stopnia wspólną wiedzę o przeszłości, a także i wspólne marzenie odnośnie przyszłości ich rasy. Celem jest przekształcenie się w wielki mózg, który będzie mógł już tylko myśleć. Nie będzie miał żadnych innych potrzeb życiowych.
Gahanowi udaje się uratować Tarę z rąk Kaladanów, w dużej mierze dzięki pomocy Gheka, jednego ze skazanych na niełaskę Kaladanów. Razem trafiają do miasta Manator. Miasto to znajduje się na obrzeżach cywilizacji Czerwonych Marsjan. Nie posiadają oni na przykład latających statków. Jedną z ich rozrywek jest wysyłanie pojmanych jeńców do gry w marsjańskie szachy. Jetan w tym wydaniu jest jednak specyficzny, gdyż odbywa się na ogromnej planszy, a każdy z niewolników jest żywą figurą. Zamiast prostego zbijania mamy do czynienia za każdym razem z pojedynkiem na śmierć i życie. Nasi bohaterowie pojmani przez Jeda Manatora O-Tara muszą się uwolnić i robią to w sposób bardzo sprawny, a zarazem ciekawy. Pewnym interesującym elementem opisu miasta Manator jest tamtejsza tradycja wypychania zwłok zmarłych. Są one rozstawione po całym zajmowanym przez nie terenie niczym rzeźby.
Warto odnotować, że Burrougs świetnie zdał egzamin pisząc tak dużą i różnorodną powieść. Poszczególne jej elementy doskonale wpisują się w ogólną koncepcję opowieści. Nie mamy wrażenia, że Jetan jest tylko prostym wypełniaczem fabuły. Podobnie Kaladanowie, choć ich relacje z Rykorami są zdecydowanie mało prawdopodobne, to są opisani w sposób ciekawy i na tyle konsekwentny, że nie ma się wrażenia, że jest to wypełniacz stron. Jest to zdecydowanie jedna z lepszych powieści cyklu, tym bardziej, że doskonale pokazuje pewien warsztat autora. Odpowiednie przygotowanie pozwala tworzyć dowolną opowieść, choć każdej przydaje się to „coś” niezwykłego. W tym wypadku mamy aż dwie niezwykłe grupy, które wzbudzają ciekawość i zainteresowanie czytelnika, a także pozwalają utrzymać fabułę w ryzach. Pewną jednak wadą, nie tyle Szachów, co reszty cyklu, jest brak więcej informacji na temat Kaladanów. Jest to zdecydowanie jeden z ciekawszych konceptów autora.
Chessmen of Mars na gutenbergu.
Ilustracje za cudownym ERBzine.
Całkowicie OT: bardzo podoba mi się się nowy wygląd twojego bloga.
Jako zapewne jedna z 10 osob w Polsce, ktora przeczytala Chessmen of Mars, nie mam nic przeciwko off topom 🙂
Dziekuje za mile slowa odnosnie wygladu, acz pewnie bede sie jeszce nim bawic i moze juz w piatek bedzie kolejna wersja “skorki” 🙂
Tło jest ok ale z linkami mogłoby być lepiej. Co do książki – masz chyba rację. Ale te pozostałe 9 osób nie zostawiło żadnego komentarza.