Co by było, gdyby ktoś zrobił znane, lubiane i pierwsze Grand Theft Auto na komputery ośmiobitowe? Powstałoby zapewnie Retro City Rampage. Może moja prosta odpowiedź kogoś rozśmieszy, ale mam nadzieje, że przynajmniej część osób zaciekawi. Czym bowiem jest Retro City Rampage? Jest szeroko rozumianą grą indie, która wzbudziła duże zainteresowanie. Podobnie jak miało to miejsce w przypadku Hotline Miami z zapowiedziami i premierą gry wiązano wielkie nadzieje. Oto mieliśmy mieć kontakt z rozrywką dla starszych graczy, a zarazem ze świetnym pokazem siły i witalności gier indie. Coś, co jest niejako marzeniem wielu, acz rzadko spełnionym.
Jak wygląda rzeczywistość? Czy autor gry – bo w praktyce tylko jedna osoba ją stworzyła – Brian Provinciano, spełnił oczekiwania graczy? Zacznijmy może od początku. Wcielamy się w grze w postać drobnego przestępcy, który zostaje zatrudniony przez geniusza zbrodni do pomocy w jego wielce skomplikowanym skoku na bank. Jeżeli ktoś oglądał Mrocznego rycerza ten szybko dostrzeże, że początek obydwu opowieści jest bardzo podobny. Zresztą i sama gra informuje, że jest to jeden z bardziej ogranych obecnie motywów. Widzimy wszystkie elementy przygotowań, wybuchy i strzelaniny. Skok jednak się nie udaje, a nasz bohater zostaje wysłany do innej misji, po drodze zabija cztery przerośnięte żółwie wywijające mieczami i inną bronią (tak, te!). Nim będzie mu dane dotrzeć na miejsce kolejnego przestępstwa zdarzy się coś, co zmieni jego plany. Rozbija się bowiem koło niego niebieska budka telefoniczna (nie mylić z TARDIS, tu chodzi o inną budkę – tę z Bill & Ted’s Excellent Adventure). Któżby nie chciał z niej skorzystać i wyruszyć w podróż przez świat? W celu spełnienia naszych marzeń wyrzucamy z budki osoby w niej znajdujące się, ale niestety okazuje się, że na tym nie koniec problemów. Maszyna jest uszkodzona. Na szczęście pod budkę podjeżdża siwowłosy szalony naukowiec prowadzący swojego DeLoreana i oferuje pomoc graczowi, którego uznaje za bohatera ratującego ludzkość.
Jeżeli czytelniku w tym momencie nie czujesz klimatu Retro City Rampage, to chyba gra nie jest tworzona z myślą o tobie. Jest ona pełna nawiązań do seriali, filmów, ale też i starych gier na komputery 8-bitowe. Wiele rzeczy, czy misji staje się zrozumiałych tylko wtedy, jeżeli miało się większy kontakt z popkulturą tamtej dekady. Są też nawiązania do nowszych produkcji, acz nie zawsze są one tak dosłownie zarysowane. Mamy tutaj do czynienia z mocno absurdalną parodią i żartem, który jednak bardzo często jest tylko dla wtajemniczonych.
Także i sama rozgrywka jest w wielu miejscach podporządkowana szerszemu planowi sentymentu i fascynacji dawnymi czasy. Gra zaczęła swoją egzystencję od próby stworzenia Grand Theft Auto III na NESa. Z czasem Brian Provinchiano postanowił rozszerzyć zabawę i spróbować zrobić coś większego. Pomimo tego główny tryb rozgrywki dalej wywodzi się z GTA. Grę obserwujemy z góry, nasz bohater może bić przechodniów, strzelać do nich z różnego rodzaju broni, albo kraść samochody, czy motocykle. Gra jak widać jest bardzo prostym przeniesieniem struktury GTA, acz należy dodać, że jest to mocno uproszczony model. Nawet w stosunku do pierwszej gry z tej popularnej serii. Trzeba jednak przyznać, że pomimo tych uproszczeń, zachowuje ona podobny stopień szalonej rozrywki, z jaką mieliśmy do czynienia w pierwszych częściach tego cyklu. Wszystko jest w oprawie graficznej wyglądającej, jakby żywcem wziętej z Commodore 64, a i muzyka jest dopasowana do tego, z czym kojarzą się nam 8-mio bitowce.
Jednakże gra nie ogranicza się tylko do jazdy samochodem. Aby naprawić naszą budkę telefoniczną musimy wykonywać różnorakie misje. W ich ramach będziemy czasem przenosić się do typowych platformówek i skakać niczym Mario. Będziemy też mieli czasem do czynienia z pływaniem, gdzie będziemy omijać różne przeszkody, także w duchu starych platformówek. Znajdzie się tu także miejsce na klasyczne wyścigi samochodowe w duchu Pit Stop, z możliwością włączenia opcji 3D, jeżeli mamy odpowiednie okulary (nie te nowe, a te z dwiema foliami w różnych kolorach). Mamy związku z tym do czynienia z grą dającą wiele różnych możliwości i form zabawy. Zawsze jednak odwołującą się do tego, co już kiedyś było. Czasem owe misje, czy zadania są trudne i wymagają od gracza wiele wysiłku. Na szczęście śmierć nie stanowi problemu. Nie kończy gry, tylko wraca się do poprzedniej planszy. Niby tracimy w ten sposób cały zdobyty arsenał, ale odzyskanie go nie stanowi większego problemu.
Czy Retro City Rampage jest warte zainteresowania? Tak i nie. Gra ma potencjał, bardzo wiele ciekawych pomysłów i dobrych dowcipów. Daje dużo zabawy i pozwala na chwile spojrzeć z sentymentem na przeszłość. Niestety nie jest bez wad. Najpoważniejszą jest chyba to, że jest czasem zwyczajnie nudna. Z jednej strony za długa na grę bez przerwy przez kilkanaście godzin, a z drugiej widać, że nie było pomysłu, aby ją pociągnąć zbyt długo. Stąd też mam wątpliwość, czy jest warta swojej pudełkowej ceny, ale na promocji wydaje mi się, że warto kupić. W przerwie pomiędzy bardziej wymagającymi produkcjami można się chwilę pobawić w retro-przygodę.