Hugo i jego magiczna porażka

Plakat nieomalże jak z dramatu obyczajowego o przemocy w rodzinie.
Plakat nieomalże jak z dramatu obyczajowego o przemocy w rodzinie.
 
 

Z pewnym opóźnieniem udało mi się obejrzeć bodajże najbardziej nagradzany film Martina Scorsese, czyli Hugo i jego niezwykły wynalazek. Jest to jeden z kilku filmów z sezonu 2011/2012, który poświęcony był magii kina, a i Francji. Innym był chociażby Oscarowy Artysta. Zaznaczmy od razu, że chociaż Hugo zdobył wiele nagród, a i pojawił się na wielu listach najlepszych filmów roku, to jednak okazał się on zarazem dosyć poważną porażką kasową.

 
 

Film opowiada o małym chłopcu, sierocie, Hugo Cabaret, który mieszka na terenie paryskiej stacji kolejowej. Żyje on w tunelach, które łączą poszczególne zegary stacji, którymi się opiekuje. Naprawia je i ustawia odpowiedni czas. Robi to w ukryciu, bowiem oficjalnie zajmuje się tym jego zaginiony wujek. Nigdy do końca nie jest przedstawione, w jaki sposób Hugo zdobywa jedzenie, albo, co się dzieje z pensją jego wujka. W każdym razie sam Hugo musi się ukrywać przed Inspektorem kolejowym, weteranem pierwszej wojny światowej i jego dobermanem. Pewnego razu Hugo próbuje ukraść mechaniczną mysz należącą do właściciela sklepu z zabawkami. Zostaje jednak przez niego złapany i wraz z utratą całej garści różnych mechanicznych części zegarkowych, traci także notes, gdzie opisany jest tajemniczy automaton. Chodzi tutaj o nakręcanego robota, który wykonuje wcześniej zaprogramowaną czynność.

Hugo straciwszy te rzeczy zdobywa jednak przyjaciółkę w postaci Isabelle. Jest ona radosną inteligentną dziewczyną, która postanawia pomóc naszemu bohaterowi. Razem udaje im się częściowo odbudować maszynę. Okazuje się, że ojciec Hugo wyniósł ją ze spalonego muzeum i razem ze swoim synem próbowali ją odbudować. Nie wiadomo było skąd pochodzi, ani co robi. Hugo z nieznanych powodów uważał, że w tej maszynie ukryta jest jakaś wiadomość od ojca. Skąd jednak zalęgła mu się ta myśl nie wiadomo. Nie wiadomo też, w jaki sposób udaje się Hugonowi odbudować maszynę, chociaż stracił notes z informacjami na temat jej konstrukcji.

Ali G In Da Uniform In Da Station
Ali G In Da Uniform In Da Station

W każdym razie, kiedy w końcu udało się parze bohaterów uruchomić automatona, to ten narysował dziwny rysunek. Przedstawia on twarz księżyca z rakietą wbitą w oko. Podpisany on jest jako Georges Méliès. Nie trzeba specjalnej wiedzy o kinie, aby kojarzyć to nazwisko jednego z czołowych jego twórców. Okazuje się, że Isabelle go zna. Mélièsem jest właśnie jej wujek, czyli właściciel sklepu z zabawkami, który odebrał Hugo notes. Dalsza intryga opiera się na prostym schemacie poznawania, kim naprawdę jest Méliès, o którego karierze w kinie żadne z dzieci nie wiedziało. Potem mamy dalszy etap w postaci uzmysławiania Mélièsowi, że jest on wielkim twórcą.

Trzeba przyznać, że fabuła filmu jest dosyć przewidywalna. Niestety nie jest też prowadzona równomiernie. Zamiast tego mamy do czynienia ze skakaniem opowieści. Raz szybciej, raz wolniej jest prowadzona narracja, przy czym nie ma to żadnego uzasadnienia. Jest to w gruncie rzeczy dosyć denerwujące. Poza tym teoretycznie widzowie oglądając film mają być świadkami rozwoju poszczególnych bohaterów, ich przemiany. Niestety należy raczej powiedzieć, że w Hugo oni po prostu są. Kiedy natomiast wreszcie mamy do czynienia z przemianą, to jest ona przedstawiona w sposób dosyć toporny. Pomimo tego, że trzeba przyznać, że film jest całkiem dobrze zagrany. Główna zasługa tutaj Bena Kingsleya w roli Mélièsa. Jest on straszny wtedy, kiedy trzeba, miły wtedy, kiedy potrzeba.

Wyciąć wszystkie sceny, w których nie ma na ekranie Christophera Lee i film byłby zdecydowanie lepszy.
Wyciąć wszystkie sceny, w których nie ma na ekranie Christophera Lee i film byłby zdecydowanie lepszy.

Przy okazji premiery filmu bardzo mocno podkreślano, że jest to pierwszy raz, jak Scorsese nakręcił film na kamerze cyfrowej i to na dodatek w 3D. Po obejrzeniu Hugona chce się dodać, że miejmy nadzieje, że po raz ostatni. Bardzo mocno podczas seansu widać wszystkie problemy z technologią 3D, czyli to, że najczęściej łączy się ona z bardzo marnej jakości efektami specjalnymi. W momencie pozbawienia efektu przestrzeni wszystkie niedomagania efektów stają się bardzo wyraźne. Drugim problemem jest to, że widać, iż twórcy stanęli w rozkroku pomiędzy bardzo daleko idącą ingerencją w kolory i cienie, a filmem realistycznym. Niestety rozkrok ten przeszkadza i odwraca uwagę widza. Trzecim zaś i zasadniczym problemem, jest sprawa dosyć oczywista. Niestety podczas oglądania filmu, kiedy widać słabą jakość materiału wyjściowego, to jest coś bardzo złego. Nie można tego tłumaczyć złym transferem z taśmy filmowej na cyfrę, czy innymi tego typu rzeczami. Niestety, kamery cyfrowe i matryce, jako te słabsze urządzenia do obrazowania, mają swoje bardzo duże ograniczenia.

Inaczej rzecz ujmując, po pierwsze trzeba umieć z nich korzystać, a po drugie, wiedzieć, kiedy lepiej z nich zrezygnować. O tym, że Robert Richardson jest dobrym operatorem nie trzeba nikogo przekonywać. Wystarczy spojrzeć na Django, który na wyraźne żądanie Tarantino nakręcono na taśmie filmowej. Film ten jest piękny i jest świetnym przykładem potęgi taśmy filmowej. Hugo niestety jest brzydki i chyba należy do najbardziej spektakularnych anty-reklam cyfrowej rewolucji w kinie.

Trochę narzekam na Hugo. Nie jest tak jednak, że jest to zły film. Jest on raczej bardzo przeciętną produkcją. Niczym specjalnie godnym zapamiętania. Jak wielu widzów oczekiwałem czegoś znacznie lepszego, zamiast tego dostałem kolejną wydmuszkę kinową. W trakcie seansu historia opowiadana przez Scorsese mnie nie uwiodła. Wydaje mi się, że nie do końca przemyślano, co ma być tym, co zainteresuje widzów. Na pewno nie jest tym fabuła, której brakuje wielu informacji, a bohaterowie ani nie są „umowni”, ani „realistyczni”. Wszystko zakończone jest sztucznym i wymuszonym happy endem. Gdzieś po drodze Scorsese zgubił się w technikaliach, a wraz z nim i kino. Jak ktoś nie ma co robić, to może zaryzykować seans, lecz lepiej jest spędzić czas oglądając o wiele ciekawsze i ładniejsze filmy Mélièsa.

 
 
 
 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *