Na chwilę przerywam pisanie o Inwazjach, do którego tematu niedługo wrócę, ale teraz proponuje pierwszą część przeglądu wartych uwagi reżyserów, którzy dopiero zaczynają karierę. Ostatnie lata pokazują (Duncan Jones, czy Rian Johnson), że jest całkiem spore grono dobrze zapowiadających się twórców kina. Pomiędzy wspomnianymi i innymi, którym studia już teraz całkiem chętnie dają nie tylko duże pieniądze, ale też i projekty związane z dużym ryzykiem, jest jeszcze kilku mniej znanych autorów. Takich, którzy, choć już pokazali przysłowiowy pazur, to jeszcze daleka przed nimi droga, aż zostaną szerzej docenieni.
Za takich reżyserów zdecydowanie należy uznać Michaela i Petera Spierigów. Pochodzący z Australii bliźniacy urodzeni w 1976 roku nie są amatorami. Mają w swoim dorobku trzy filmy, w których ich rola nie ograniczała się tylko do reżyserii. Sami napisali scenariusze do wszystkich swoich produkcji, dwa filmy wyprodukowali, we wszystkich odpowiadali za efekty specjalne, a w najnowszym dziele Peter napisał muzykę. Mamy w związku z tym do czynienia z twórcami w jakimś stopniu w pełni kontrolującymi przygotowywane przez siebie filmy.
Karierę zaczynali od kręcenia reklam i teledysków aż w 2003 roku na ekrany kin (głównie festiwalowych) trafił ich pierwszy pełnometrażowy film Undead (polski tytuł Zombie z Berkeley). Produkcja niskobudżetowa, nakręcona z funduszy zebranych przez Spierigów i ich rodzinę zdobyła sobie pewne uznanie. Jest to mały, prosty film o zombie. Oto na małe australijskie miasteczko spadają meteoryty zamieniające każdego, kto wejdzie w kontakt z nimi w krwiożerczych nieumarłych. Bohaterami jest zwyciężczyni lokalnego konkursu miss, tubylec – wędkarz, który już wcześniej miał kontakt z zombie, stąd też teraz posiada odpowiedni arsenał broni, aby z nimi walczyć, policjant frustrat i policjantka astmatyczka, której to pierwszy dzień w pracy, oraz para australijskich odpowiedników rednecków (ona w zaawansowanej ciąży).
Akcja filmu dzieje się w małym miasteczku i jego okolicach. Budżet był bardzo niewielki, stąd wiele efektów specjalnych wygląda raczej tandetnie. Film nie jest też odpowiednio doświetlony (do tego dodać należy niezbyt fortunny wybór filtrów), a aktorzy raczej nie są zbyt dobrzy. W niektórych sytuacjach to pasuje, w innych przeszkadza. Zarazem Spierigom udało się stworzyć lekki i radosny film, który ma odpowiednią ilość zaskakujących scen i motywów. Część jest klarownym nawiązaniem do klasyków gatunku z filmami Romero na czele, inne są własnym żartem.
Pewne powodzenie Undead sprawiło, że Spierigowie dostali prawdziwe pieniądze na kolejny film. Skoro za pierwszym razem na warsztat wzięli zombie, to teraz przyszła pora na wampiry, ale pewne elementy tych bardziej mózgo-lubiących nieumarłych się pojawiają. Oto doszło do rozprzestrzenienia się zarazy zamieniającej ludzi w wampiry. Powstało nowe społeczeństwo, gdzie światem rządzą krwiopijcy. Miasta zostały przebudowane, podobnie i budynki. Także przerobiono samochody tak, aby chroniły one właścicieli przed działaniem morderczego słońca. Na czele wampirzej społeczności znajduje się korporacja-bank, która zarządza całą dostępną krwią. W specjalnych bunkrach przetrzymywani są ludzie, z których systematycznie wytacza się krew. Jest jednak jeden problem… ludzi jest coraz mniej, a co za tym idzie i krwi zaczyna brakować. Wygłodzeni krwiopijcy zaczynają przeistaczać się w istoty o wiele bardziej przypominające nietoperze niż homo sapiens.
Główny bohater, wampir z problemami etycznymi (próbuje sił w weganizmie, tzn. piciu krwi zwierzęcej, ale nie jest ona odpowiednio życiodajna) jest naukowcem pracującym nad stworzeniem sztucznej krwi. Syntetyku, który nareszcie uwolni wampiry od ludzi, a tych ostatnich od trzymania w klatkach. Film nie kryje swoich związków z kinem klasy B. Kiedy trzeba, ciała eksplodują strugami krwi, źli są odpowiednio demoniczni, a całość zrobiona jest w pewnej konwencji niepoważnego horroru. Zarazem film nie obraża inteligencji widzów. Fabuła jest wewnętrznie spójna, a i po seansie można nawet zadać sobie pytania o różne wątki i kwestie poruszone w produkcji.
Zwraca uwagę także starannie stworzony świat. Chodzi tutaj o na przykład przemyślane samochody, którymi poruszają się wampiry, czy też o pełen ciekawostek bar z różnymi typami krwi. Poza wyraźną poprawą, jeżeli chodzi o kwestie techniczne, udało się także do Daybreakers zatrudnić znanych aktorów, główną rolę gra Ethan Hawke, głównym złym jest zaś Sam Neill, a całkiem ważną postać odgrywa Willem Dafoe.
Pomimo tego, że film nakręcono w 2007 roku, to czekał on aż do 2009 na premierę. Na kolejny film Spierigów przyszło nam czekać do 2014, kiedy to wypuszczono Predestination. Film oparty na uznanym opowiadaniu Roberta A. Heinleina opowiada o policjancie ścigającym w czasie terrorystę. Korzystając ze specjalnego urządzenia, skacze w przeszłość, łapiąc „temporalnych bandytów” (TimeCop!), a teraz ściga niebezpiecznego terrorystę. W otwierającej film scenie widzimy jego porażkę, gdy nie zdoławszy powstrzymać eksplozji, większość jego ciała zostaje poparzona. Na szczęście dla niego udaje mu się wrócić do bazy, po czym dostaje swoje ostatnie zadanie. Zamiast dalej polować na terrorystę, ma zająć się rekrutacją swojego następcę w służbie. Kandydat jest już wybrany.
Film bardzo starannie unika scen, czy sekwencji, które wymagałaby rozbudowanych efektów specjalnych. Widać, że twórcy doskonale potrafią przy minimalnych środkach pokazywać różne czasy, ale też i miejsca. Co więcej, w filmie pojawia się cała masa drobiazgów, czy wskazówek, o co w nim chodzi. Są to czasem rzeczy, których widz normalnie nie dostrzega, co tym bardziej się chwali, bo pokazuje przywiązanie do szczegółu u twórców. W roli głównego bohatera zatrudniono ponownie Ethana Hawke, ale tym razem cały film kradnie mu Sarah Snook. Świetnie poradziła sobie z wymagającą rolą i aż dziwne, że aż dotąd była tak mało znana!
Spierigowie są na początku kariery. Wciąż się uczą i zmieniają pewne rzeczy w podejściu, w sposobie pracy, a przy tym utrzymują przywiązanie do szczegółu w swoich filmach. Trudno powiedzieć, co przyniesie im przyszłość, zapowiadają na razie w wywiadach film o spadkobierczyni twórcy winchestera, która to opowieść brzmi co najmniej ciekawie!
Poza przeglądem dodam też, że w ostatni weekend, a dokładnie w sobotę 28 listopada w Warszawie miała miejsce pierwsze impreza pod tytułem Targi Fantastyczne. Organizatorzy są całkiem znani w fandomie fantastycznym, więc nie ma co ich tutaj przedstawiać. Sama impreza została umieszczona w budynku znajdującym się obok ronda Babka, czyli w miejscu zdecydowanie dobrze skomunikowanym z resztą Warszawy.
Jak to często w przypadku pierwszej imprezy były pewne niedociągnięcia (brak banera/dużego napisu informującego, że tak, w tym budynku są Targi), ale wszystko to raczej drobiazgi względem udanego przedsięwzięcia. Jak sama nazwa wskazuje, było to miejsce do wydawania pieniędzy i przypuszczam, że każdy, kto wszedł, mógł spokojnie wydać ciężko zarobione złotówki na książki (jacyś „bandyci” wykupili mi Księżniczkę Marsa od Solarisu!), stroje, biżuterie i inne takie tam. Stoiska były rozlokowane w miarę możliwości lokalowych. Był też program „nietargowy”, ale ze względu na ograniczenia czasowe nie widziałem ani urywka jego, więc nie będę oceniać.
Targi to dobra impreza, o dosyć specyficznym zabarwieniu (taki konwent bez prelekcji), który jak wszystko na to wskazuje, zagości na dłużej w kalendarzu imprez związanych z fantastyką. Szorstkość tego krótkiego tekstu wynika z udawanej obiektywności związanej z tym, że znam dobrze organizatorów 🙂
Na koniec garść zdjęć z Targów.