White on white translucent black capes
Back on the rack
Lata 70-te w brytyjskiej muzyce są zdominowane przez dwa wielkie wydarzenia. Pierwszym była omawiana tutaj już płyta, czy też raczej persona wykreowana przez Davida Bowiego: Ziggy Stardust. Młodzi ludzie byli bardzo zżyci ze swoim bohaterem. Jego wybujała seksualność, przedziwne stroje i zarazem mroczne piosenki miały duży wpływ na młodzież. Parę lat później pojawiło się drugie wydarzenie, czy też raczej zjawisko, jakim było Sex Pistols. Zespół będący czymś pomiędzy szczerym wyrażeniem przez młodych mieszkańców Wysp swoich frustracji i problemów życiowo-egzystencjalnych, a starannie wyreżyserowanym przez Malcolma McLarena spektaklem medialnym. Trudno powiedzieć na ile szczerym piosenkarzem był Johnny Rotten, a na ile był aktorem odgrywającym przypisaną mu rolę. Jednakże to nie muzyka, czy ideologia, było największym dokonaniem Sex Pistols. Tak na prawdę należy im dziękować najbardziej za to, że wielu młodych ludzi zostało przez nich zainspirowanych do założenia własnych zespołów. Podejście jakie wypromowali Rotten i koledzy, czyli nie ważne, czy umiem grać, ważne, że chce, sprawiło iż scena muzyczna została wręcz zalana przez bardzo różnorodnych twórców. Wielu z nich odgrywało potem dużą rolę w muzyce na Wyspach. Wystarczy wspomnieć o Siouxsie Sioux, byłej groupie Sex Pistols, która została wokalistą jednego z bardziej znanych zespołów lat 80-tych, czyli Siouxsie and the Banshees. Podobnież i Sisters of Mercy u swojego zaczynu miało anarchię w Wielkiej Brytanii.
O ile jednak Andrew Eldrich nigdy nie potrafił śpiewać (co sam przyznaje), to zespół, o którym będę tutaj wspominać od początku był muzycznie dobry. Nawet na debiutanckiej płycie słychać, że doskonale znają się oni na swoim rzemiośle. Mam na myśli założony w 1978 roku w Northampton Bauhaus. Owo dosyć mroczne, posępne i smutne miasto miało odpowiednią doń muzykę. Co ważne jednak, choć na decyzje o założeniu zespołu wpłyną dosyć proletariacki Sex Pistols, to wszyscy w nim grający, poza wokalistą Peterem Murphym, pokończyli różne uczelnie artystyczne.
Moim celem nie jest jednak pisanie o samym zespole. Jest to temat na osobną notkę. Chce się tutaj skupić na jednym ich utworze. Jeżeli nawet czytelnik nigdy nie słyszał o Bauhaus, to, jeżeli widział choć kilka filmów, gdzie pojawiają się wampiry, czy też wątki wampiryczne, to dziwnym byłoby, gdyby choć raz nie usłyszał choćby jednego ich utworu. Wszystko jednak musi być opisane po kolei. W rok po założeniu zespół przygotował swój pierwszy singiel. Nie pasował on do standardowego wyobrażenia singla, który powinien mieć około 3 minut. Bauhaus dosyć szaleńczo postanowił pojawić się na rynku muzycznym przy pomocy długiego, bo trwającego 9 minut i 30 parę sekund utworu. Także i temat piosenki był dosyć nietypowy.
Bela Lugosi’s dead
The bats have left the bell tower
The victims have been bled
Tekst piosenki został napisany przez basistę Bauhaus, Davida J. Zainspirowała go historia, czy też raczej legenda Beli Lugosi (stąd też tytuł: Bela Lugosi’s Dead). Ten węgierski aktor po wielu latach tułaczki dosyć przypadkowo został zatrudniony jako Dracula w pierwszej oficjalnej ekranizacji powieści Brama Stokera. Wyreżyserowany przez Teda Browninga film okazał się niesamowitym sukcesem i to w dużej mierze dzięki roli Lugosiego. Nie tyle chodzi o jego pulchną i dobroduszną twarz, co o akcent. Wyrazisty i zapadający w pamięć powracał potem wielokrotnie jako typowy dla wampira z Transylwanii. Jego wersja Draculi stała się jednym ze wzorów dla pokazywania postaci wampira w filmach. Późniejsza interpretacja Lee, choć też bardzo ciekawa, nie zdominowała w takim stopniu wyobrażeń widzów. Lugosi jednak okazał się ofiarą własnego sukcesu. Podobnie jak wielu innych aktorów przypisano mu konkretny typ bohatera i gatunek filmowy, z którego nie był w stanie się wydostać. Do końca życia grał już tylko w horrorach, które były coraz bardziej tandetne i niskobudżetowe, aż skończył grywając w filmach Eda Wooda.
Red velvet lines the black box
Bela Lugosi’s dead
Undead undead undead
Zarazem pojawiła się legenda jakoby zatracił się on w swoim wampirycznym emploi do tego stopnia, że zaczął sypiać w trumnie w charakterystycznej szacie. Skąd się wzięła ta opowieść trudno powiedzieć, ale prawdopodobnie jej źródła należy szukać w tym, że został złożony do trumny w płaszczu Draculi. Wtedy też powstał pewien makabryczny żart wypowiedziany przez innego słynnego aktora z Węgier, Petera Lorre, który wraz z Borisem Karloffem przyszedł się pożegnać ze swoim zmarłym przyjacielem. Razem spojrzeli do trumny i Lorre zafrapowanym głosem spytał się swojego wyższego kolegi: Czy nie powinniśmy go przebić kołkiem, tak na wszelki wypadek? Na zakończenie tej dygresji dodajmy, że i Karloff miał nietypowy pogrzeb, koło jego trumny wystawiono zdjęcie przedstawiające jego najsłynniejszą kreacje, czyli potwora Frankensteina. Tyle, że na nim nie był on, ale jeden z aktorów, który zastąpił go po latach w tej roli.
The virginal brides file past his tomb
Strewn with time’s dead flowers
Bereft in deathly bloom
Alone in a darkened room
Napisawszy tekst piosenki David J pokazał go kolegom z zespołu i wtedy Daniel Ash, gitarzysta zaczął grać dosyć monotonną partię gitarową. Do tego doszła równie monotonna perkusja Kevina Haskinsa udająca niejako bicie serca. Tak powoli rodziła się piosenka, aż po kilku minutach zabrzmiał zimny i pochodzący z daleka głos Petera Murphy’ego. Nijak do tego utworu nie da się tańczyć, chyba, że niczym bohaterowie komiksu Achewood.
Z tym to utworem zespół udał się do Johna Peela, który wtedy był swego rodzaju muzycznym bogiem i poprosili, aby puścił on go w swojej audycji. Peel spojrzał na długość utworu, spojrzał na Bauhaus i chyba z politowania powiedział do nich, że ok, ale tylko jeden raz. Ten jeden raz wystarczył, aby narodziła się legenda. Z lokalnego zespołu powstała grupa, która nie tylko uważana jest za prekursorów, czy też twórców rocka gotyckiego (przy czym oni sami, choć nie tak spektakularnie jak Sisters of Mercy, odcinają się od tego przypisania). Każdy kolejny singiel, jak i płyta pokazywała, że nie jest to przypadkowy sukces, choć trzeba przyznać, że nigdy nie nagrali potem utworu w podobnej stylistyce.
The count
Napisałem jednak, że czytelnik musiał przynajmniej raz słyszeć ten utwór, nawet jak nie słucha muzyki lat 80-tych. Wyjaśnienie jest proste. Jeżeli ogląda się współczesne seriale, gdzie pojawiają się wampiry, to nieodłącznie w tle choć przez chwile pobrzmiewać będzie Bela Lugosi’s Dead. Począwszy od czołówki The Hunger Tony’ego Scotta, gdzie nawet zespół wystąpił. Pierwsze minuty tego filmu dzieją się w klubie nocnym, gdzie para wampirów, grana przez Davida Bowie i Catherine Denevue, poluje na swoje ofiary. Sceny tego krwawego polowania przerywane są ujęciami zespołu w klatce. Tym to zespołem jest właśnie Bauhaus. Cała sekwencja zainspirowała potem jeden z teledysków She Wants Revenge, który do inspiracji dokonaniami czwórki z Northampton dosyć głośno się przyznaje.
Jednakże na tym nie koniec, gdyż chociażby w Supernaturalu pojawia się ten utwór w odcinku parodiującym Zmierzch. Wcześniej jeszcze słyszeliśmy go we Fringe, kiedy Bishopowie i Olivia próbowali rozwikłać wampiro-podobną sprawę. Bardziej jednak znamienne jest pojawienie się Bela Lugosi’s Dead w odcinku CSI, gdzie sprawa dotyczyła ludzi, którzy wierzyli, że są wampirami. Co warto podkreślić jest to stosunkowo nowy trend. Widać po tym wyraźnie, że dopiero teraz mamy do czynienia z większą rolą przy produkcji seriali i filmów przez ludzi wychowanych w latach 80-tych.
Bela Logosi’s dead
Undead undead undead
Chociaż Bauhaus nie działał zbyt długo, ledwie parę lat (i to licząc dwukrotne próby odtworzenia zespołu, przy czym druga zakończyła się na tyle ostrym spięciem, że nie ma co liczyć na trzecią), to Bela Lugosi’s Dead jest na tyle ważnym utworem, że wiele różnych zespołów nagrywało jego covery. Także i sami muzycy przez wiele lat po rozpadzie Bauhaus unikali grania tego utworu na koncertach i dopiero ostatnio zmienili zdanie, tak iż możemy posłuchać samego Murphy’ego, albo Davida J śpiewającego o Beli. Nic jednak nie pobije wersji oryginalnej.
ps: poniedziałkowy wpis pojawi się z kilku godzinnym opóźnieniem, ale będzie.
Warto wspomnieć, że z tą piosenką koresponduje może nie najwyższych lotów, ale IMHO bardzo sympatyczny utworek zespołu Lesbian Bed Death zatytułowany “Bela Lugosi’s Back”.
Brrrr, ma prawie wszystko, co jest zle we wspolczesnym “gotyku”! Wole jak Voltaire sie tym materialem bawi.