Cyberpunk jest jednym z kilku wytworów kultury lat 80-tych, który pojawił się, zyskał popularność, a potem kompletnie znikną z widzenia rozrywki głównego nurtu. Od czasu do czasu pojawia się jakaś pozycja nawiązująca do niego, czy też stylizująca się na jakieś z nim związki. Czym jest ten nurt nie trzeba chyba mówić, ale na wszelki wypadek rzucę dosyć hasłową definicję. Dystopia, świat rządzony przez korporacje, wysoka technologia i dużo inspiracji Japonią w różnej postaci, od muzyki przez krzaczki aż do wizji miasta jako super Tokio. U początków tego nurtu widać z jednej strony dosyć infantylną książkę Gibsona (Neuromancer)1, czy też twórczość takich pisarzy jak Jeter, czy bardziej w roli zapowiadającego Cyberpunka Philipa K. Dicka. Z drugiej strona wizualna, oraz muzyczna została zdominowana przez film Ridley’a Scotta Blade Runner.
Teraz z perspektywy paru lat od ostatniego większego zainteresowania cyberpunkiem, związanego z kolejnymi premierami trylogii Matrixa, możemy powiedzieć kilka ogólnych słów. Widać, że w dużej mierze cały nurt zgrał się i bardzo mocno zestarzał. W dużej mierze jest spowodowane przez zdezaktualizowanie się stojących za nim pomysłów. Już teraz żyjemy w czasach, w których wiele elementów owej mrocznej wizji zostało zrealizowanych, jednocześnie uniknęliśmy wielu negatywnych rzeczy, które były wiązane w latach 80-tych z rozwojem. Drugim gwoździem do trumny cyberpunku jest wieloletnia stagnacja Japonii, która nie potrafi wyjść ze spirali problemów ekonomiczno-społecznych. Dlaczego to jest tak ważne łatwo można zrozumieć pamiętając, że stanowiła ona wzór, na podstawie którego przedstawiano przyszłość całego świata. Kiedy straciła swój blichtr i nowoczesność, równocześnie zabrakło tej swego rodzaju muzy.
Ze względu na to, że omawiamy tu wypalony i zużyty nurt wpis ten jest w dużej mierze historycznym rysem na temat blisko z nim związany. Musimy stwierdzić, że chociaż cyberpunk miał przebłyski wielkiej popularności nigdy nie doczekał się jasnego zdefiniowania. Tak więc wszyscy wiedzą, że Matrix, to cyberpunk (choć ja akurat się z tym nie zgadzam), ale próby uzasadnienia takowego przypisania prowadzą do banałów.
Czym w takim układzie jest muzyka cyberpunkowa? Nie da się jasno stwierdzić i czytając autorów związanych z tym nurtem widać, że nie mają oni zbyt konkretnego jej wyobrażenia. Z jednej strony mamy Vangelisa z ścieżką z Blade Runnerem, który większości dosyć jednoznacznie się kojarzy. Z drugiej natomiast mamy nieudaną produkcję Billy’ego Idola. Zasługuje ona tutaj na kilka słów, gdyż doskonale reprezentuje sytuacje, gdy z jednej strony muzyk wyprzedza swoje czasy, a z drugiej kompletnie nie trafia w gusta zamierzonego odbiorcy. Idol zafascynowany na początku lat 90-tych cyberpunkiem postanowił podłączyć się pod nurt i stworzyć koncept album, który wpisywałby się w tą stylistykę. Dosyć dużo poczytał na ten temat, ale ci, do których kierował swoją uwagę nijak nie uznali jego starań za warte uwagi. Idol został przypisany do grupy osób chcących zarobić na cyberpunku, za typowego przedstawiciela świata korporacji, a nie prawdziwego członka nurtu. Płyta jednakże ma dużą wartość dla nas, jako zapowiedź tak muzycznej (surowe gitary, które na powrót stały się modne po pewnym czasie od premiery albumu), jak i technologicznej zmiany. Klient otrzymywał z płytą dyskietkę z materiałami dodatkowymi, była także furtka do komunikacji z samym Idolem. Rzeczy, które teraz w czasach mediów społecznościowych są standardem. Płyta była promowana bardzo ładnym teledyskiem do utworu Shock to the System, który pod wieloma względami można uznać za bardzo mocno inspirowany twórczością Shinyi Tsukamoto, reżysera Tetsuo: Iron Man.
Czego więc cyberpunki słuchały? Dosyć narzucające się Sigue Sigue Sputnik raczej nie przyjął się w środowisku. Trudno powiedzieć, dlaczego, chociaż w sposób wspaniały wpisywał się ten zespół w wyobrażenie o cyberpunku. Oficjalnie składał się on bowiem z osób dobieranych ze względu na wygląd, a nie na umiejętności muzyczne. Na debiutanckiej płycie sprzedawano miejsca na reklamy, a muzyka była skrzyżowaniem późnego New Romantic z EBM i odrobiną punka. Wszystko w mocnych oparach Glam Rocka. Wygląd, dźwięk kieruje wprost do wizji Neuromancera. Wspierane to było przez kręcone w takiej stylistyce teledyski, które wyraźnie podkreślały, że mamy do czynienia z czymś, co przyszło do nas z New Los Angeles… poczym zespół rozpadł się po wydaniu drugiej płyty. Co pewien czas dalej koncertuje, ale już raczej dla fanów, aniżeli dla masowej publiczności. Porażka jego była spowodowana przez kilka rzeczy. Podstawowa polegała na znużeniu mediów, dopóki publikowały one informacje o zespole, dopóty było nim zainteresowanie ze strony słuchaczy. Drugim elementem, który sprawił, że zespół odszedł w zapomnienie był wspomniany tutaj pomysł na umieszczenie reklam na pierwszej płycie zespołu. Okazało się, że coś, co na papierze jest świetnym pomysłem, w realizacji ma jedną zasadniczą wadę: ciężko się słucha płyty z przerwą na reklamy.
Nagle w 1995 roku pojawił się utwór, który pod wieloma względami zdobył wyobrażenie, jak powinna wyglądać muzyka cyberpunkowa. Wamdue Project kompozytora Chrisa Branna zaprezentował utwór King of my Castle. W miarę typowy przykład muzyki techno, który wyróżniał się na tle innych, tym, że nie męczył słuchacza zbyt drażniącym rytmem. Powodem jednak, dla którego wiązać go można z cyberpunkiem jest teledysk. Wykorzystano w nim ujęcia i sceny z filmu Ghost in the Shell Mamoru Oshiego. Dla wielu ludzi to właśnie ten teledysk był pierwszą okazją do poznania tego filmu (do tej grupy i ja się zaliczam) i stąd prawdopodobnie wielka popularność Wamdue Project jako muzyki do sesji rpg w Cyberpunk 2020. Brann jednak nigdy nie stworzył utworu, który powtórzyłby sukces King of my Castle i pozostanie raczej twórcą jednego hitu.
Jakie wnioski można mieć, po tym krótkim przeglądzie przez ledwie trzech artystów? Dosyć banalne w gruncie rzeczy: nie ma czegoś takiego jak muzyka cyberpunkowa. Każdy odbiorca, tudzież członek tej subkultury ma własne wyobrażenia. Dla jednych będzie to normalny punk z elementami mrocznej dystopii, dla innych powinna być to elektronika. Stąd też żadnemu artyście nie udało się stworzyć utworu, płyty, która odniosłaby sukces równocześnie będąc zaakceptowaną przez ludzi uważających się za cyberpunków. Podobny problem można też wskazać w przypadku Steampunku, który choć posiada bardzo określone wyobrażenie odnośnie strojów i ogólnej wizualnej strony subkultury, to nie posiada jasnych wyznaczników odnośnie muzyki pasującej do twórczości. Co nie znaczy, że nie ma konkretnych przykładów muzyki, która jest popularna wśród osób odwołujących się do obydwu tych stylistyk, przeważnie jednakże jest to muzyka filmowa z co ważniejszych produkcji.
1 Wcześniej był K. W. Jeter ze swoim Dr Adder, ale były problemy z wydawcami, którym nie podobała się ilość i charakter “momentów”.
Mam notkę o cyberpunku w muzyce. Sort of.
http://meanwhile-on-vulcan.blogspot.com/2011/11/czesaw-spiewa-cyberpunk-czyli-szarlotka.html
Czytałem. Ciekawe, czy gdyby Neuromancer dział się w Polsce, to czy bohater słuchałby Bajmu?
Panie i Panowie ratujcie. Od wielu lat szukam utworu muzycznego, ktory byl podlozony pod reportaz wyswietlony w TVP2 ok 10 lat temu. Reportaz był o cyberpunk 2020, przeplatany byl fragmentami z Blade Runnera, w tle ktorych szedl szybki podchodzacy pod trance kawalek z samplowanym glosem kobiety. Chodzi mi to po glowie juz tyle lat i wciaz tego nie moge znalezc.
Masakra znalazlem http://www.youtube.com/watch?v=qMYSFoJp-0o
Ciesze sie, ze udalo sie znalezc!