Category: posty o wszystkim i o niczym

Alas komedia brytyjska trwa (Mel Smith i Griff Rhys Jones)

Niedawno pisałem tutaj o Rutland Weekend Television, czyli komedii post-Monty Pythonowskiej. Dzisiaj natomiast chciałbym przypomnieć, albo też przedstawić produkcję już następnego pokolenia brytyjskich komików. Wszystko, jak to częste u komików żyjących na wyspach, zaczęło się na Uniwersytetach. Tych dwój jedynych, jak to ujmował sir Humphrey Appleby: Cambridge i Oxford. Otóż na studia do tego drugiego dostał się niejaki Mel Smith, aby studiować psychologię. Na boku, korzystając z okazji, zaczął działać w różnych teatralnych stowarzyszeniach i grupach. Dzięki temu po studiach zamiast zostać psychologiem, stał się aktorem. Choć chyba raczej należałoby mówić: człowiekiem sceny. Nie tylko grał, ale reżyserował (a i zdarzało mu się pisać scenariusze).

W tym samym czasie, kiedy żył Mel Smith, działał także niejaki Griff Rhys Jones. Typowy Walijczyk i jak na typowego człowieka, chodził do szkoły razem z Douglasem Adamsem znanym z Autostopem przez galaktykę i scenariuszy do klasycznego Dr Who. Pomimo tego jego życie miało dalszy ciąg, któremu nie przeszkodziło nawet to, że razem z Adamsem grali wiedźmy w Makbecie. Po szkole Jones trafił do Cambridge, gdzie także nie udało mu się pozbyć Adamsa (ewentualnie Adamsowi nie udało się pozbyć Jonesa). Potem trafił do BBC, gdzie zaczynał jako producent między innymi dla „niegrzecznego” Frankie Howerda, ale też dla Rowana Atkinsona.

Not the Nine O'Clock News, czyli młodzi ludzie i straszne włosy lat 80-tych. Nie tylko Sarah Connor reklamowała wtedy chemikalia do włosów, aż dziwne, że nie ożyły wtedy one i nie uzyskały samoświadomości!
Not the Nine O’Clock News, czyli młodzi ludzie i straszne włosy lat 80-tych. Nie tylko Sarah Connor reklamowała wtedy chemikalia do włosów, aż dziwne, że nie ożyły wtedy one i nie uzyskały samoświadomości!

W 1979 roku, pewien nierozważny człowiek, John Lloyd, stworzył coś strasznego. W ramach swojego programu komediowego Not the Nine O’Clock News pozwolił poznać się Smithowi i Jonesowi, który początkowo był jednym z kilku dodatkowych aktorów, aby od drugiego sezonu dołączyć do głównej ekipy. NtNOCN było miejscem, gdzie poza Smithem i Jonesem na ekranie grasował Rowan Atkinson i Pamela Stephenson. Wszyscy zrobili potem dużą karierę w brytyjskiej komedii.

Jednakże nie chcę tutaj pisać o NtNOCN, o którym zresztą kiedyś wspominałem. Chce kontynuować przygody tego specyficznego komediowego Oxbridge. Smith i Jones poznawszy się postanowili kontynuować współpracę po zakończeniu nagrywania ich poprzedniego programu. W tym celu założyli spółkę Talkback, która na wiele lat stała się jednym z czołowych producentów telewizyjnych, mając w dorobku między innymi Ali G Show, czy The Day Today.

Pierwszym wspólnym projektem komediowym Smitha i Jonesa był słusznie nazwany serial: Alas Smith and Jones. Tytuł był żartem i odniesieniem do niezwykle popularnego westernu telewizyjnego Alias Smith and Jones. W ten sposób narodziła się legenda, która trwała 10 sezonów od 1984 z przerwami do 1998 roku. Humor obecny w serialu opierał się na prostych skeczach, przeważnie mających około 2, czy 3 minut. Dowcip był przeważnie sytuacyjny, czasem też odwoływał się do utartych motywów i schematów kultury. Często też przekraczali ówcześnie obowiązujące normy odnośnie języka, czy też tego, co można pokazać w telewizji. Stąd bywały dowcipy kręcące się dookoła seksu, ale też i przemocy. Dowcip wykorzystywał także motywy etniczne, stąd Smith i Jones grali czasem Szwajcarów, ale też i Chińczyków. Generalnie obowiązywała jedynie jedna zasada, czyli brak świętości.

Typowy program rozpoczynał się od krótkiego przemówienia obydwu komików, po którym przechodzono do kolejnych skeczy. Co ciekawe nie mieliśmy tutaj w dużej mierze do czynienia ze stereotypizacją głównych aktorów. Nie był to przypadek Flipa i Flapa, czy wielu innych komediowych grup i to pomimo tego, że mieliśmy tutaj chudego Jonesa i raczej pulchnego Smitha.

Serial cieszył się na tyle dużą popularnością, że pomiędzy kolejnymi seriami Smith i Jones nagrali dla konkurencyjnej wobec BBC London Weekend Television program The World According to Smith and Jones. BBC było złe, ale nie mogło zrezygnować z popularnych komików, więc ich w żaden sposób nie ukarało za zdradę. World to dosyć niezwykła produkcja, oto Smith i Jones opowiadają o różnych rzeczach, takich jak średniowiecze, wojny napoleońskie, czy prawo. Tłem do ich żartów są odpowiednio przycięte fragmenty starych filmów. Stąd też opowieść ma odpowiednio surrealistyczny charakter wzmagany przez cięty dowcip obydwu prowadzących.

Parę lat po zakończeniu produkcji Alas Smith and Jones, a potem samego Smith and Jones (w latach 90-tych mało kto pamiętał o westernie, więc skrócono tytuł) obydwaj komicy spotkali się, aby nakręcić Smith and Jones Sketchbook. Był to przegląd najlepszych skeczy i żartów z 10 lat programu, uzupełniony o rozmowy Smitha i Jonesa przeprowadzane w studio. Dyskutowali oni na różne tematy związane z programem, od czołówki na starości skończywszy.

Poza Alas Smith and Jones obydwaj nasi bohaterowie mieli także karierę niezależną od siebie. Jones chyba najbardziej znany jest z programów dokumentalnych, natomiast Smith nie tylko wystąpił w remake’u Nocy w Operze braci Marx, który początkowo miał tytuł Lame Ducks, ale studio dało Brain Donors. Ta zaskakująco udana produkcja niestety nie okazała się wielkim sukcesem. Co innego Mr Bean, którego kinową wersję reżyserował Smith. Film ten zarobił na siebie i jeszcze dużo dolarów zostało w kieszeniach producentów i twórców.

Nie będzie jednak już żadnej kontynuacji współpracy Smitha i Jonesa. Mel Smith zmarł 19 lipca 2013 roku. W ten sposób skończył się ponad 30 letni okres dowcipu i szaleństwa, za który odpowiadała para komików. Na szczęście pozostawili po sobie tyle materiału, że spokojnie można oglądać ich dokonania, a kiedy się skończy zacząć od nowa. Bo właściwie, czemu nie?

Podsumowanie roku

Duże koty też liżą swoje łapy
Duże koty też liżą swoje łapy

Koniec grudnia, to czas podsumowań. Skoro święta się tak ustawiły, że zachodzą na dni publikowania tekstów. Stąd też dzisiaj będzie o jednej z przyjemniejszych rzeczy, czyli czego szukali ludzie, gdy trafili na tę stronę. Ku zapewne ich zgrozie i zgrzytaniu zębami. Czasem mam wrażenie, że szukający jednak wiedział, gdzie chce trafić, stąd nie dziwie się, że wszedł “tutaj” szukając: wyjątkowo licha prelekcja. Podobnież nie dziwi pseudokonkurs.

Zdarzają się jednak dziwne wyszukiwania, takie jak: die antwoord satanizm, czy też gangster styl. Pewien zawód musiała przeżyć osoba wklepująca gdzie poznawać ludzi w internecie, bo tutaj na pewno nikogo nie pozna. Pocieszające jest jednak to, że: robocop 2014 tu dziala, chociaż ludzie się martwią: pluca.robocopa. Głównie jednak szuka się tutaj odpowiedzi na ważne pytania: jak sie nazywa bar na dzikim zachodzie? Czy: odnotuj zmiany którym podlegają bohater i otaczająca go przestrzeń? Ewentualnie: obcy czego chca? Fantastyka jest silna: pojazdy obcych przejete przez ziemian, ale mamy też pewne ekstrema fantasy: co nowego dzieje sie an dobre i na zle serial.

Miłe jest to, że głównie ludzie szukają jednak wiadomości o cyklu marsjańskim, nawet tak podstawowych jak: księżniczka z marsa była człowiekiem?

W każdym razie z wyszukarkami pewne rzeczy rozumiem, jak: meg foster oczy (jeżeli czytelniku nie wiesz, o co chodzi, to wyszukaj zdjęcia oczu tej aktorki, one są przedziwne!), ale są też rzeczy, które wzbudzają u mnie zdziwienie, jak gry robienie mieszy. Mamy też ciekawe poszukiwania: kibiety jako bohaterki, jak rozumiem kibieta, to taka duza kibitka, ergo chodzi o jakies transformery? Nie wiem też jak się ma ta osoba, ale rozumiem, że doctor who mam podobnie.

W każdym razie są: historia osoby z chipem (a gdzie Dale?), oraz ukochana bialowlosego. Trzeba też szukać i znajdzie się tutaj: słynne koty w historii. Pamiętajcie jednak, że wojownik w drodze (a w chodniku jego koń?). Pewnym regularnym standardem wyszukiwań są uszy craiga. Ktoś też szuka pomysłów chyba: tekst do komiksu o przygodzie w kosmosie. Jest jednak jedna rzecz, której i ja chce poszukać: gry krew i flaki z kurczaka. ChickenDoom? Chicken Kombat?

Jedno jednak mnie zaciekawiło, bo nie wiedziałem, że powstał steampunkowy film na podstawie twórczości Prusa: filmy fantasy o lalce.

Pewnym standardem, niechcianym, ale cóż poradzić są ludzie szukający rozrywek natury bardziej przyziemnej. Chodzi o wszelakie erotyczne sprawy. Jest to seria miejscami pocieszna, ale bardzo często creepy. Ot, na przykład, czy wiedzieliście, ze jest coś takiego jak:  opowiadania o one direction gwałt. Jest jeden, ewidentnie popularny fetysz, który podobnie jak uszy Daniela Craiga występuje niezwykle regularnie: opowiadania erotyczne zaplodniona, opowiadania erotyczne o kobietach w ciazy, sex z mamą w ciąży opowiadania erotyczne,  co ciekawe, ktoś zaczął się interesować odbiorcami tych wytworów fantazji ludzkiej: opinie panow o ciazy w bdsm opowiadania.

Są też nietypowe, typowe sprawki, jak choćby zwierzo file sex (chodzi o seks zwierząt z artykułami biurowymi?); ktoś ma też pomysły bardziej specyficzne: seks z wiedzmą erotyczne opowiadanie. Nie tylko pracują tutaj osoby źle traktujące kobiety, są też tacy, którzy szukają feministyczne filmy sex. Poza tym, warto wiedzieć, że: ronn moss zaczynal w filmach porno.

Teraz zaś, po tym jakże ważnym odkryciu dziękuje wszystkim za uwagę i do zobaczenia po nowym roku.

 

 

Świat potrzebuje środka podróży (Sluis Van)

Cóż to jest, cóż to jest? Kliknij i sprawdź.
Cóż to jest, cóż to jest? Kliknij i sprawdź.

Dzisiejszy wpis jest krótszy, co nie znaczy, że gorszy. W dawnych czasach początków internetowego fandomu można było znaleźć całe multum stron poświęconych często bardzo drobnym elementom danego popularnego uniwersum. Powstawały one jak grzyby po deszczu i równie szybko ginęły kasowane z serwerów. Czasem były absurdalne, czasem złe, czasem też słusznie zapominane. Inne natomiast były pięknym popisem miłości do swojego ulubionego cyklu. W Polsce właściwie tylko Gwiezdne wojny były na tyle popularne, aby posiadać silny i aktywny fandom w internecie, który był w stanie wyraźnie zaznaczyć swoją obecność. Stąd też, choć nawet i Star Trek posiadał swoich fanów, to nie ma porównania w ilości stron, które powstały, opisujących świat wymyślony przez Roddenberry’ego. W tamtych czas tak pisało się wiele maili, jak też i gadało na ircu.

Tamten początkowy okres internetowego szaleństwa charakteryzował się dwiema rzeczami: ludzie korzystali z sieci w poszukiwaniu informacji, a z drugiej jej dostarczycielami były najczęściej indywidualne osoby. Stąd też w tamtym czasie mogły powstać takie rzeczy, jak Completely Unofficial Star Wars Encyclopedia Boba Vitasa. Ogromny zasób wiedzy o świecie wymyślonym przez George’a Lucasa. Dzisiaj tego typu strona nie miałaby racji bytu w zalewie różnych wiki. Wtedy jednak jeden człowiek mógł, z pomocą osób dostarczających mu trudno dostępne materiały i informacje, stworzyć wielką encyklopedie. Co warto odnotować, pomimo wielu lat od zakończenia nad nią prac, dalej w wielu przypadkach dzieło Vitasa jest o wiele lepszy niż wookiepedia.

Wyobraźnia konstruktorów nie zna granic
Wyobraźnia konstruktorów nie zna granic

Z czego to wynika? Wydaje się, że wina leży w tym, że obecnie światy wymyślone przestają fanów interesować. Zamiast tego wszyscy skupiają się na postaciach, ewentualnie na wykorzystywanych motywach. Niestety, obecnie nawet i licencjonowane gry RPGie, które swego czasu de facto stworzyły świat Gwiezdnych wojen, obecnie w dużej mierze pomijają ten element skupiając się na tworzeniu ładnych wizualnie podręczników. W nich główny nacisk położony jest na odciążenie graczy i mistrza gry z „niepotrzebnej wiedzy” o wymyślonym świecie.

Czyżby to był nieudana kostka Borga?
Czyżby to był nieudana kostka Borga?
Logo dostępu do wiedzy
Logo dostępu do wiedzy

Pisałem jednak o Polskim internecie, stąd, choć Vitas miał pomocników z naszego kraju, to nie o nim chce tutaj pisać. Ostatnio, to jest 28 listopada 2014 roku fani Gwiezdnych wojen mogli uczcić pojawienie się na stronie Sluis Van prowadzonej przez Admirała NLoriela 500 opisu kanonicznej jednostki. Strona ta działa już wiele lat i w tym czasie zasłużenie zapisała się w pamięci fanów. Ilość informacji, czerpanych z różnych dostępnych źródeł robi wrażenie.

Tu nie chodzi o samo przepisanie wiadomości, które czytelnik może znaleźć w podręcznikach RPGie, a o opracowanie i przedstawienie ich w formie przejrzystej i czytelnej. Zresztą Nloriel wykorzystał nie tylko książki West End Games, a sięga właściwie po wszystkie dostępne materiały. Mamy w związku z tym gry komputerowe, książki, komiksy i nie dam głowy, ale nie zdziwiłbym się, że i słuchowiska radiowe. Tego typu praca jest ciężka i wymaga od autora skupienia i co więcej, poświęcenia się prawdziwego fana. Charakterystyczne, że strona, nieregularnie uzupełniana działa już kilka lat, podczas gdy większość stron fanowskich zamyka swoje podwoje po roku, czy dwóch.

Stąd też, należy wznieść toast na cześć Admirała i jego strony. Zarazem wypada ze smutkiem spojrzeć na inne fandomy, które nie mają czegoś tak wspaniałego i wciągającego!

Reklamując innowacyjnie

Reklama polega na sprzedawaniu czegoś, jak widać także człowieka z CV.
Reklama polega na sprzedawaniu czegoś, jak widać także człowieka z CV.

Czytając biografię Jima Hensona (Tata Muppetów) napisaną przez Briana Jay Jonesa trafiłem na bardzo ciekawy wątek reklam robionych przez niego i jego firmę dla telewizji. W latach 60-tych miał to być zresztą główny sposób, w jaki zarabiał on pieniędzy pomiędzy kolejnymi niezbyt rokującymi większymi projektami. Dopiero, kiedy na ekrany trafiła Ulica Sezamkowa sytuacja uległa zmianie. Najciekawsze w tym było jednak to, jak Henson podchodził do reklam. Zwykle była to praca wyrobnika, który tracił kontrolę nad swoim dziełem. W tym przypadku było jednak inaczej, gdyż w każdym kontrakcie Henson gwarantował swojej firmie prawa do wszystkich zrobionych przez siebie Muppetów. Oznaczało to, że mogły się one pojawiać nie tylko w reklamach konkretnej firmy, ale grasowały promując inne produkty, jak też i przechodziły płynnie do innych projektów Hensona.

Jones bardzo mocno podkreśla przełomowość reklam Hensona, które były niejako z boku produktu. O wiele bardziej niż produkt liczyła się postać go reklamująca. Było to pod wieloma względami przełomem w sposobie, w jaki kręcono te krótkie filmiki. Twórczość Hensona wyróżniało też zdecydowanie jego proste i zarazem absurdalne poczucie humoru. Każda z reklam była zabawna i to już od pierwszych promujących kawę Wilkins. Mamy tam dwa Muppety, gdzie jeden jest regularnie w dosyć makabryczny sposób karany za niepicie tegoż napoju.

Widzowie mieli bardzo szybko polubić te reklamy i oglądając je dzisiaj łatwo jest zrozumieć, dlaczego tak się stało. Są to szybkie filmiki opierające się na bardzo prostym, a co za tym idzie uniwersalnym poczuciu humoru. Oczywiście puryści wychowawczy obecnie by się pewnie oburzali, że Muppety wysadzają siebie w powietrze, ale to jest raczej problem współczesności, aniżeli tych uroczych reklam. Kiedyś ludzie, którzy byli znacznie bliżsi rzeczywistej brutalności, lepiej radzili sobie z oglądaniem fikcji.

Nie jest jednak tak, że reklama telewizyjna przed Hensonem nie była innowacyjna. Nie mam zamiaru udawać eksperta w tej dziedzinie, ale dzięki oglądaniu między innymi programu Jacka Benny’ego, czyli jednego z wielkich amerykańskiej komedii, parę reklam z początków tego medium miałem okazje obejrzeć. Są to oczywiście raczej te lepsze i bardziej wyróżniające się, ale zarazem tylko takie zostają w pamięci widzów. Większość oczywiście nie nadaje się do oglądania dzisiaj, gdyż była zbyt toporna, niczym reklama pizzerinek jednego z czołowych polskich reżyserów.

Pierwszym filmikiem, który chce tutaj pokazać jest reklama papierosów Lucky Strike. Był to wieloletni sponsor programów (tak radiowego, jak i telewizyjnego) Benny’ego. Mamy do czynienia z prostą animacją, wykorzystującą motyw, który jak słusznie zauważył jeden z komentatorów na youtubie pojawił się wiele lat później w The Wall. Tutaj jednak chodzą, a raczej maszerują papierosy, a nie młotki. Znaczenie tego obrazu może obecnie umykać wielu osobom, ale warto w tym miejscu przypomnieć, że Lucky Strike’i były związane z wojskiem. Nawet ich opakowania były zielone i stąd marsz papierosów podkreśla niejako ową relacje, która wtedy była odbierana praktycznie bezwzględnie pozytywnie. Także i muzyka ma melodyjnie mocne związki z utworami granymi przez orkiestry wojskowe. To są papierosy wojska, więc maszerują one równym krokiem do paczki.

Lucky Strike’i nie były jednak tylko reklamowane przez sentyment do armii. Choćby w tej animacji z uroczą piosenką, że oto jest czas zapalania (papierosów). Prosta, wpadająca w ucho melodia i równie prosta animacja. Zarazem jednak, kiedy wchodzi narrator widzimy, że pewne elementy konstruowania reklam już wtedy stały się obowiązującym standardem. Przemiany tej należy chyba szukać w upływającym czasie od czasu wojennego zaangażowania Strike’ów. To już była marka dla wszystkich, a nie tylko wojskowych, stąd i taka animacja była na miejscu.

Wypada jednak dodać, że nie tylko Lucky Strike’i były reklamowane w telewizji, także i inne marki papierosów doczekały się filmikowej reprezentacji. Także i Jack Benny nie był jedynym komikiem sponsorowanym przez przemysł papierosowy, który był zaangażowany -w jego promocje. Dla wielu pewnie będzie zaskoczeniem, że i Fred Flinstone zaangażował się w promowanie palenia. Wypada w tym miejscu zaznaczyć, że mamy tutaj do czynienia z typem już właściwie nieistniejącej reklamy. Jeszcze w latach 60-tych zdarzało się, że jeden producent sponsorował cały program. Była to kontynuacja systemu znanego z radia, gdzie także bohaterowie wchodzili w interakcje z reklamowanym produktem. Wraz jednak z rosnącymi kosztami produkcji doszło w pewnym momencie do konieczności powstania znanego nam obecnie systemu reklamowania, gdzie w specjalnym bloku telewizja umieszcza kilka reklam. Doszło też do zmiany właściciela nadawanego programu, którym kiedyś bywał sponsor, a nie stacja go nadająca. Dodam na końcu, że Flinstones nie do końca byli wtedy bajką dla dzieci, a raczej należy uznać, że był to serial komediowy dla całej rodziny. Pewnego rodzaju Simpsonowie, tylko znacznie dawniej. Dopiero z czasem serial został udziecinniony. Wypada jeszcze dodać, aby w większym stopniu uświadomić, że nie było niczego niezwykłego w tym, że reklamowano przy użyciu takiego serialu papierosy, należy wspomnieć, że i wiadomości telewizyjne potrafiły mieć własnego korporacyjnego (palącego) sponsora.

Kończymy także papierosowo. To jest już najbardziej tradycyjna reklama telewizyjna, Lee Marvin zapewne w ramach kontraktu telewizyjnego na serial M Squad, który dał mu sławę występował w reklamach papierosów Pall Mall. Pokazywana powyżej reklama jest banalnie prosta i sprowadza się do gadającej głowy. Czegoś, co wszyscy znamy choćby z reklam szamponów do włosów, czy konserw rybnych.

Zapowiadając rzeczywistą przygodę

Dawno temu pisałem o kampanii reklamowej Prometeusza, przy czym przypomniałem wtedy, że wbrew wyobrażeniom wielu ludzi nie była to w żaden sposób innowacyjna kampania reklamowa. Dzisiaj chciałbym wrócić do kwestii reklamy filmów i pomówić trochę o pewnym ważnym jej elemencie w postaci znanych wszystkim zapowiedzi. W przeciągu kilku minut mają one sprawić, że potencjalny widz zapamięta tytuł i będzie chciał wydać ciężko zarobione pieniądze na kawałek papieru pozwalający mu spędzić czas na sali kinowej. Zapowiedzi filmów mają różny charakter i różnie są konstruowane. Nie będę chciał tutaj przedstawić ewolucji, czy zmian w formie przygotowywania tych krótkich filmików. Zamiast tego chce pokazać parę nietypowych przykładów i przy tej okazji obalić, wydaje mi się, że dosyć powszechne mniemanie, że kiedyś zapowiedzi były proste, a dopiero całkiem niedawno zaczęto przy nich gmerać. Rzeczywistość – jak zwykle – jest bardziej skomplikowana.

Niezwykle ciekawą zapowiedź ma The Minus Man w reżyserii i do scenariusza Hamptona Fanchera, który w pewnej części odpowiada za scenariusz Blade Runnera. Zapowiedź wyróżnia się tym, że nie pokazuje ani jednej sceny z filmu. Zamiast tego mamy dwie osoby, które świeżo wyszły z kina i rozmawiają o The Minus Man z wielkim zaangażowaniem. Nie bez powodu ta zapowiedź jest tak wysoko ceniona przez wielu krytyków. Pomysł, jaki w niej wykorzystano jest zdecydowanie nietypowy, ale nie wyjątkowy!

Żeby nie być gołosłownym, co powiecie na film bez zapowiedzi? The Bishop’s Wife z 1947 roku jest przykładem, jak umiejętnie zaskoczyć widza. Już w latach 40-tych ludzie na sali kinowej byli przyzwyczajeni do tego, czego się mogli spodziewać idąc do kina i oglądając kolejne zapowiedzi filmów. Producenci The Bishop’s Wife postanowili wykorzystać przyzwyczajenia poprzez zaprzeczenie wszystkim oczywistym schematom. Jedynym elementem, który pozostał był narrator, który jednak przyjmuje inną rolę niż zwykle. Zamiast opowiadać o filmie wprowadza opowieść, która w formie zabawnego skeczu ma sprawić, że widz będzie chciał się dowiedzieć, cóż to właściwie za film i kogo gra Cary Grant?

Nie jest to jednak jedyny film z tamtego okresu, który miał nietypową zapowiedź. Oto rok wcześniej pojawił się film, który zyskał sobie zrozumiałe uwielbienie wielu. Wielki sen oparty na prozie Raymonda Chandlera. Zapowiedź rozpoczyna się od sceny w bibliotece, gdzie Bogart w zniszczonym płaszczu szuka kryminału. Bibliotekarka poleca mu Wielki sen Chandlera dodając, że ma on wszystko, co miał Sokół maltański, tylko więcej. Jest to oczywista gra na tym, że Bogart grał także w ekranizacji tej książki. Mamy tutaj, podobnie jak w The Bishop’s Wife grę z widzem, który zna kino i dobrze orientuje się w filmografii znanych aktorów.

W podobny sposób funkcjonuje niezwykle zabawna zapowiedź w gruncie rzeczy bardzo poważnego filmu Otto Premingega Anatomia morderstwa. Zapowiedź zaczyna się od niby procesu, który chyba u każdego widza spowoduje uśmiech na twarzy. Potem przechodzi zaś w typową zapowiedź filmową, gdzie oglądamy wybrane sceny z filmu, acz starannie przycięte. Widzimy, że oto przed nami rozgrywa się kluczowa scena, ale nie dowiadujemy się, kto, z kim i dlaczego. Rzeczą różniącą Anatomię od współczesnych produkcji jest w gruncie rzeczy najbardziej informacja o recenzjach, jakie film zebrał. To już się w praktyce nie pojawia w zapowiedziach popularnych filmów, ale wynika to w dużej mierze ze zmienionego sposobu dystrybucji. Na reklamach papierowych tego typu informacja się jeszcze pojawia, a także ma to miejsce w przypadku produkcji skierowanych do ograniczonej liczby widzów.

W innym kierunku, jeżeli chodzi o zapowiedzi poszli ludzie odpowiedzialni za reklamę Femme Fatale Briana De Palmy. Ten reżyser znany jest z kręcenia filmów, które w gruncie rzeczy można nazwać fantazjami na temat twórczości Hitchcocka. Jest przy tym zdecydowanie bardziej nastawiony na zaskoczenie widza, niż na logiczne tłumaczenie pewnych elementów fabuły. Często jego filmy można sprowadzić do poetyki dobrego koszmaru: na tyle realny, że straszny, ale na tyle szalony, że właściwie wszystko się może w nim wydarzyć. Nawet psychopata w masce w wielką wiertarką. W niektórych filmach ten schemat się sprawdzał, w innych kończyło się buntem widzów.

Twórcy zapowiedzi postanowili wykorzystać z jednej strony famę, jaką cieszy się reżyser, a z drugiej pociągnąć znane i stare oskarżenie, że zapowiedź, to właściwie taki skrót filmu. Czemu w takim razie nie zrobić tego na prawdę? Z pełnym przekonaniem zrobić skrót z filmu? W ten sposób powstała zapowiedź Femme Fatale. Początek, to pierwsza scena, zaś koniec to oryginalne napisy końcowe. Pomiędzy mamy przyśpieszone ujęcia, ustawione we właściwej chronologii. Stąd napis na końcu: widziałeś film de Palmy, przekazuje prawdę, ale z pewnego punktu widzenia. To teraz ty musisz się zastanowić, czy chcesz go obejrzeć jeszcze raz?

Mamy tutaj 5 filmowych zapowiedzi. Dwie odnoszą się do filmów w miarę nowych. Dwie dotyczą czasów tuż po wojnie numer 2. Widzimy zarazem, że jeżeli chodzi o pomysłowość i niezwykłość, to raczej trudno mówić o tym, że współczesne zapowiedzi są czymś zdecydowanie odmiennym od tego, co mogli zobaczyć widzowie w starym kinie. Mamy kolor, ale nie koniecznie więcej pomysłów i umiejętności wykorzystywania medium w celu reklamowania filmu.