Category: konwenty

Falkon nadciąga!

IMGP7486
Spotkasz starych znajomych
 
 
 
 

W poniedziałek miałem napisać, że w związku z długim weekendem nie będzie piątkowego wpisu. Zapomniałem. Mimo wszystko dalej nie będzie normalnego tekstu. Jest ku temu jedna prosta przyczyna, kolejna edycja Falkonu w Lublinie, która będzie miała miejsce 8-11 listopada. Oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że ludzie głównie pojadą do Lublina móc osobiście zobaczyć człowieka, który zniszczył tyle serii s-f. W każdym razie niestety, albo i stety zgłosiłem się z czterema prelekcjami i wszystkie zostały przyjęte.

IMGP7554
Zjesz zdrowo.

Zwyczajowo jedna jest “popularno-naukowa” i zgodnie z podstawowymi zasadami marketingu, ma wystarczająco wyrazisty tytuł, że może kogoś zainteresuje. Poza tym mamy coś o Barsoom, porównanie trzech literatów (Misiael się swego czasu odgrażał u siebie na blogu, że napisze coś o Gustave Le Rouge, ale na razie tego nie uczynił). No i na wielki finał prelekcja o Prometeuszu, która zapewne sprawi, że poczuje się niczym Blues Brothers w klubie country. W każdym razie zapraszam, no i polecam połazić i posłuchać i innych prelekcji. Cały program jest już dostępny na stronie konwentu.

IMGP4227
Zrobią tobie zdjęcie z każdej strony.
 
 

Sobota:
15:00 Marsjańska technologia i szaleni naukowcy
Dla wielu naukowców Mars jest martwą planetą. Wyschniętą i bez wody. Edgar Rice Burroughs w swoim cyklu o Johnie Carterze pokazał inną wizję tej planety. Nie ograniczała się ona tylko do dziwnych obcych ras czy specyficznej roślinności. Na kartach napisanych przez niego powieści pojawiają się różne, niezwykłe maszyny i urządzenia. Latające statki i promienie zdolne niszczyć wszystko na swojej drodze. Jednak, żeby stworzyć technologie, która wyprzedza najśmielsze marzenia czytelników, trzeba wybitnych naukowców. W związku z tym, Burroughs zapełnił czerwoną planetę wieloma fascynującymi, szalonymi geniuszami. Ras Tavas i inni dziwnie nazwani naukowcy tworzyli swoje potężne zabawki, które potem inspirowały wielu innych autorów fantastyki. Te ich szalone eksperymenty nie tylko wyprzedzały dokonania ziemskich naukowców, ale także dalej potrafią zaskakiwać oryginalnością i niezwykłością zblazowanych czytelników współcześnie tworzonej literatury. Przy tym w swym szaleństwie owi geniusze potrafią być niezwykle rozczulający. Zapraszam na godzinę z technologią wprost z czerwonej planety.

Niedziela
11:00 Naziści i początki Niemiec
Niemieccy historycy zawsze byli opętani potrzebą wskazania konkretnej daty, kiedy powstał ich naród. Rozliczne prace, książki i artykuły doprowadziły ich w końcu do pewnego konsensusu. Tym była data 919 roku. Opowiem, dlaczego akurat ten rok stał się dla Niemców początkiem ich obecności na arenie dziejów. Wyjaśnię też, jak wizja owych początków była wykorzystywana przez historyków i propagandystów. Należy bowiem wspomnieć, że historia dla Niemiec, to nie tylko przeszłość, ale i podstawa rozumienia teraźniejszości. Powiem nie tylko o SS i Heinrichu Himmlerze, ale także o tym, jak obecnie przedstawia się owe historyczne początki naszego zachodniego sąsiada.

14:00 Dwóch panów na Marsie i jeden na Księżycu
W 1903 roku Jerzy Żuławski, idąc śladem Verne’a, w powieści „Na srebrnym globie” wysłał człowieka na księżyc przy użyciu specjalnie skonstruowanego działa. W 1908 roku Gustave le Rouge napisał i opublikował powieść „Le Prisonnier de la Planete Mars”. Była to historia dzielnego inżyniera, który w wyniku eksperymentu trafił na planetę Mars. W 1912 roku Edgar Rice Burroughs sprawił, że kapitan kawalerii konfederacji w tajemniczych okolicznościach trafił na Czerwoną Planetę. W tej prelekcji opowiem, jak tych trzech autorów z początku XX wieku stworzyło bardzo różne, ale wielce ciekawe, wizje nieznanej planety. Będzie o początkach fantastyki naukowej i o tym, jak pisarze, na długo przed Gagarinem, widzieli podróże na obce globy.

20:00 „Prometeusz”, czyli o co chodziło Scottowi i dlaczego Czarna maź jest fajna
Minął rok od premiery „Prometeusza”. Film doczekał się wielu krytycznych opinii, a jego ocena budzi wielkie kontrowersje. Wielu bardzo się na nim zawiodło, powstały listy błędów, jakie ten film jakoby posiada. W tej prelekcji pokażę, że większość zarzutów odnośnie „Prometeusza” wynika nie z samego filmu, a z przyjętych wcześniej wyobrażeń odnośnie tego, o czym on będzie. Spróbuję wyjasnić, co Scott chciał powiedzieć poprzez „Prometeusza”. Wbrew pojawiającym się to tu, to tam opiniom, film ten ma dobrze skonstruowany scenariusz, w którym autorom udało się poruszyć kilka bardzo ważnych wątków, idąc wzorem poprzednich produkcji S-F tego reżysera. Po prelekcji jasnym będzie, czemu Roy Batty mógłby być załogantem „Prometeusza”, a „Obcy” to nie tylko fantazja H. R. Gigera.

IMGP4180
A na końcu i tak Ewoki wygrają…

 

 
 
 
 
 
 
 

Konwent wbrew organizatorom, Polcon 2013

Chociaż 501 ma w zwyczaju sprawdzać zdjęcia, na których się pojawia, to jednak jej brak na Polconie 2013 był dziwny. Szkoda, że plastiki się nie pojawiły.
Chociaż 501 ma w zwyczaju sprawdzać zdjęcia, na których się pojawia, to jednak jej brak na Polconie 2013 był dziwny. Szkoda, że plastiki się nie pojawiły.

Spóźniony wpis, ale za to dosyć długi.

Polcon to konwent z jednej strony mający swoją renomę, a z drugiej o bardzo losowym charakterze. To drugie wynika ze zmieniania za każdym razem organizatorów. Dwa lata temu za Polcon odpowiadali ludzie robiący Pyrkon, rok temu konwent odbył się we Wrocławiu, a w tym roku miał mieć miejsce w Toruniu. Po drodze doszło jednak do zmiany planów. Organizacja z miasta pierników, która miała stać za Polconem, poddała się. Zamiast niej, na rezerwowych organizatorów, zgłosiło się i zostało zaakceptowane Stowarzyszenie Avangarda. Od początku zaznaczali oni, że tak na prawdę planowali organizować Polcon w 2015, a tegoroczna impreza była niejako przypadkowa. W związku z tym, że mieli oni relatywnie mało czasu, to rokrocznie organizowana przez nich Avangarda została w tym roku zawieszona i wszystkie siły skierowano na przygotowywanie Polconu.

 

Wkrótce po wybraniu organizatorów można było słyszeć jednak różne złośliwe głosy i krytyczne uwagi. Nie przejmowałem się przesadnie nimi, gdyż wszyscy wiemy, że spory i kłótnie są regułą, jeżeli chodzi o jakiekolwiek organizacje. Ot, niektórzy ludzie się nie lubią i tyle. W czerwcu zapłaciłem dosyć duże pieniądze za akredytacje (biorąc pod uwagę, że była to przedpłata z dużymi zniżkami) i zgłosiłem dwa punkty programu. Średnio wtedy podobał mi się pomysł – jak się potem okazało słusznie – aby osoby prowadzące prelekcje zamiast dostawać zniżki do akredytacji, dostawały walutę konwentową, ale taka była wola organizatorów.

Pierwsze wątpliwości, czy wszystko dobrze idzie pojawiły się u mnie, kiedy nie dostałem żadnego potwierdzenia, czy pieniądze dotarły na konto. Może bym się tym nie przejmował, gdyby nie to, że na stronie była informacja, że takowa będzie. Druga wątpliwość pojawiła się, kiedy, po zgłoszeniu punktów programu, od strony organizatorów zapadła cisza. Teoretycznie wiedziałem, że jeden punkt został przyjęty, ale czym innym rzucona luźno uwaga, a czym innym oficjalne potwierdzenie. Mijały tygodnie i organizatorzy na facebooku głównie milczeli.

Mam miecz i nie boje się go użyć
Mam miecz i nie boje się go użyć

Była to zresztą moja druga lampka alarmowa. Każdą organizację, czy instytucję, która przekazuje informacje tylko za pomocą facebooka uważam, za co najmniej nie poważną. Przypominam wszystkim, że nie ma obowiązku posiadania konta na tym serwisie społecznościowym. W końcu jednak dostałem informacje o terminie pierwszej prelekcji. Potem dostałem telefon, że jest pewna zmiana i zamiast mieć ją w piątek o 21, to odbędzie się ona w czwartek o tej samej godzinie, a na jej miejsce będzie moja druga prelekcja. Miałem też dostać potwierdzenie mailowe. Rzeczywiście przyszło ono po kilku dniach, ale i tak pozostały u mnie pewne wątpliwości odnośnie tego, co będzie się działo na konwencie. Wiadomość o tym, jakie będę miał prelekcje, dostałem na początku sierpnia. Odliczając powrót z wakacji miałem trzy tygodnie na ich przygotowanie. O ile w przypadku moich punktów programu nie było to specjalnie ciężkie zadanie, to jestem w stanie sobie wyobrazić, że były osoby, dla których było to zdecydowanie za mało czasu.

Co ciekawe, po pierwszych opóźnieniach, program miał zostać zamknięty do końca pierwszej dekady sierpnia. Wtedy też miał zostać ustalony ostateczny harmonogram prelekcji. Minął 10 sierpnia i nastała długa cisza, przerywana jedynie przez kolejne odwołane wizyty zagranicznych autorów. Już wtedy pojawiła się wyraźnie myśl, że Polcon przerósł organizatorów, ale zarazem zaznaczałem dalej w dyskusjach, że mieli oni tylko jeden rok na przygotowanie konwentu. Pewne problemy mają prawo mieć miejsce zawsze. Potem jednak nastąpił słynny wypadek z cosplay’em, gdzie organizatorzy na kilka dni przed zakończeniem przyjmowania zgłoszeń odwołali go. Uzasadnienie było jednym z największych kuriozów, jakie czytałem: za mało zgłoszeń, choć nie upłynął jeszcze termin ich nadsyłania. Jeżeli mieli mało czasu na dopięcie pokazu organizacyjnie, to mogli przecież skrócić czas przyjmowania zgłoszeń. Krzyk wściekłości na facebooku sprawił, że po kilku dziwnych wypowiedziach organizatorów cofnęli oni swoją decyzję. Duży niesmak jednak pozostał.

Kolejkon 2013
Kolejkon 2013

Potem wreszcie, na tydzień przed konwentem, ujawniono tabele programową. Może i nie byłoby z oczekiwaniem na nią problemu, gdyby nie od paru dni przed tym wydarzeniem nie powtarzały się zapewnienia, że „już dzisiaj będzie”. Co gorsza, przygotowany plik był kompletnie bezużyteczny. Zapowiadano jednak, że problemy z jego czytelnością wynikają z tego, że robiony był on pod inny, większy, format wydruku niż standardowe A4. Już w trakcie konwentu okazało się, że nie do końca z tego pliku skorzystano drukując broszurę zawierającą harmonogram. Stąd też dziwnym jest, że dostarczono tylko taki, koszmarny, plik pdf tabeli, skoro organizatorzy posiadali też inne jego wersje. Poza tym już w dniu ogłoszenia tabeli okazało się, że jest ona nieaktualna, o czym nie wspominano na stronie konwentu. Dodajmy do tego rozliczne błędy (np. brak niektórych osób wymienionych wśród autorów punktu programu), oraz sztuczne rozdęcie całej siatki, co razem sprawiało, że całość wyglądała dziwnie. Widać wyraźnie, że organizatorzy za wszelką cenę chcieli zrobić wrażenie, że konwent jest ogromny. Ucierpiała na tym czytelność informacji. Tabela programowa byłaby o wiele bardziej przejrzysta, gdyby przeniesiono na przykład LARPy do osobnej tabeli.

RPGi, system brzmiał z dwóch usłyszanych przeze mnie zdań, jak skrzyżowanie Dzikich pól z elfami. Pola elfów?
RPGi, system brzmiał, według dwóch usłyszanych przeze mnie zdań, jak skrzyżowanie Dzikich pól z elfami. Pola elfów?

Na tym jednak nie koniec problemów, jakie pojawiły się jeszcze przed Polconem. Wraz z publikacją tabeli ogłoszono, że następnego dnia, to jest w poniedziałek przed konwentem, na stronie pojawi się pdf z książeczką zawierającą opisy punktów programu i inne przydatne informacje. Nie pojawił się on nigdy. Już w tym momencie nie powinno być wątpliwości, że wszystko wygląda nie ciekawie. Co gorsza, organizatorzy nie potrafili zrobić własnej mapki terenu konwentu, którą umieściliby na stronie.

O tym, że organizacja leży było jednak już dla wszystkich jasne w czwartek, w pierwszy dzień konwentu. Ogromna kolejka, ogromny chaos i organizatorzy, którzy zaczynają panikować. Najbardziej fascynujące jest to, że to oni sami sprowadzili sobie na głowę problemy. Sposób ustawienia akredytacji i wymieszane kolejki dla twórców, mediów, osób z przedpłatami i bez, sprawiały, że w tłumie nikt nie wiedział, gdzie powinien iść. Zbyt mała ilość stoisk sprawiała, że ludzie się tylko przepychali siłą do odpowiedniego okienka. Brakowało pieniędzy na wydanie reszty, a torebki z materiałami nie były przygotowane. Z tym zresztą wiązał się problem tego, że nie we wszystkich zestawach były karty do głosowania na Zajdle, a i ludzie w akredytacji nie wiedzieli, do kogo powinien trafić zbiór opowiadań nominowanych. Chaosu i bałaganu nie udało się rozładować do końca pierwszego dnia, stąd wiele prelekcji w ogóle się nie odbyło, a na innych frekwencja była dosyć mała. Na szczęście dla stojących w kolejce, część osób szybko się zorganizowała i można było dostrzec na przykład grupy grające w RPGi. W następne dni było już lepiej, ale i tak poza niedzielą zawsze rano była dosyć duża kolejka.

Kolejka na koniec dnia
Kolejka na koniec dnia

Gdyby jednak ograniczać się tylko do problemów z akredytacją, to nie tłumaczyłoby to ogólnego zdenerwowania i zniechęcenia odnośnie organizacji konwentu. Różne wpadki się zdarzają, czasem pewne rzeczy zwyczajnie nie działają. Tak to jest na konwentach, choć rzadko kiedy aż tak spektakularnie i to z winy ewidentnie organizatorów. Tutaj nie było mowy o tym, że właściciel budynku robiłby jakieś problemy w ostatniej chwili. Co więcej, ze względu na pogodę spokojnie można było wyciągnąć akredytację na zewnątrz budynku, co zdecydowanie rozładowałoby problemy. Zresztą już w sobotę okazało się, że akredytacje były niepotrzebne, bo nie było problemu, aby wejść na teren konwentu bez opaski.

Na tym jednak nie koniec porażek organizacyjnych. Dalszymi były mapy konwentu. Począwszy od tego, że nie było porządnej mapy terenu konwentu w materiałach wydanych uczestnikom i wiele osób gubiło się pomiędzy niezbyt wyraźnie zaznaczonymi budynkami. Kiedy jednak udawało im się dotrzeć do tego właściwego, to jeszcze nie znaczyło, że wejdą na zamierzony punkt programu. Sala konkursowa nie była w ogóle oznaczona, a sale wchodzące w skład Dni Nauki na Targach były tak zaznaczone, że co chwila ktoś szukał jak dotrzeć do którejś z nich. Sam niejako byłem ofiarą tego, gdyż wiem o paru osobach, które chciały dotrzeć na Seks, przemoc i średniowieczne kroniki, a poległy w walce z mapką i układem budynku. Teoretycznie powinna być osoba od informacji umieszczona tuż za drzwiami do budynku, ale akurat w czwartek nie zawsze była na miejscu. W gruncie rzeczy bardzo mnie fascynuje jak można było zrobić tak nieczytelne mapki. Co gorsza, jak można było tak słabo oznaczyć już poszczególne sale? Nie zawsze było widać na drzwiach, która to lit 3, a która lit 4 – szczególnie w tłoku i zamieszaniu. Dodajmy do tego w gruncie rzeczy ukryty blok dziecięcy, który umieszczono w stojącym na uboczu Kotle. Był tam też games room i parę innych atrakcji, do których już jedynie nieliczni dotarli.

Nawet psy były smutne i odmawiały szczekać
Nawet psy były smutne i odmawiały szczekać

Zbliżając się do końca narzekań wspomniałem o wynagrodzeniu za prelekcje. Za każdy punkt programu dostawało się 15 „PLN”. Pomijając już to, że wielu twórców nawet nie wiedziało o tym wynagrodzeniu, to już jedna wizyta w sklepiku konwentowym sprawiała, że ręce opadały. Za owe 15 „PLN” można było kupić li tylko 3 przypinki, albo książkę z antykwariatu. Większość książek kosztowała już 30 PLN, a i tak wybór był bardzo słaby. W porównaniu do innych konwentów, to ten sklepik był chyba najsłabszym, jaki widziałem (słabszy nawet niż stare Krakony!). Człowiek musiał dużo kombinować jak się pozbyć owej waluty konwentowej! Dodajmy, że bardzo pomysłowo pierwotną godziną zamknięcia w niedziele sklepiku była 14, choć ostatnie konkursy kończyły się po 16. W każdym razie wszyscy twórcy programu, z którymi rozmawiałem, zgodnie stwierdzali, że zdecydowanie bardziej woleliby zniżki, aniżeli kombinacje ze sklepikiem.

Niektóre punkty programu wzmagały apetyt.
Niektóre punkty programu wzmagały apetyt.

Zresztą twórcy programu mieli jeszcze problem z całkowitym zignorowaniem przez orgów uwag, które poczynili w zgłoszeniach. Sytuacja, w której zgłaszało się zapotrzebowanie na komputer lub głośniki, a potem ich nie było, jest dosyć niemiła. Co gorsza okazało się, że na cały budynek główny był tylko jeden laptop dostępny prelegentom. Na szczęście dostarczono mi komputer z akredytacji (piątek 21), ale w takim razie, po co była możliwość zgłaszania się o te rzeczy? Nie lepiej było napisać od razu: nie mamy laptopów, proszę przynieść własne?

Możliwe, że ocena tych wszystkich błędów byłaby trochę łagodniejsza, gdyby nie to, że organizatorzy na facebooku po chwili pokory i przeprosinach, zaczęli udawać, że wszystko było dobrze. Sprowadzali też całą krytykę tylko do kolejek, ale ich błędy i niekompetencja dotyczyły, jak widać, także innych spraw. Także tłumaczenie się tym, że zostali zaskoczeni ilością osób nie jest zbyt poważne biorąc pod uwagę, jak sami nakręcali atmosferę nastawiania się na rekord i tym podobnych.

Boskie hau
Boskie hau

Z tego opisu wyłania się bardzo negatywny opis konwentu. Były jednak pozytywy, a tymi okazali się uczestnicy, którzy zrobili, co mogli, aby było fajnie. Prelekcje stały na całkiem przyjemnym poziomie, a uczestników przeważnie było całkiem sporo. Jeszcze w czwartek zajrzałem na chwilę na Podteksty w baśniach prowadzone przez kot teofil. Nie było to może niezwykle odkrywcze, ale prowadząca potrafiła zainteresować słuchaczy i przyjemnie się jej słuchało do chwili, gdy musiałem udać się na swoją prelekcje. Siebie oceniać nie będę, ale Polcon był bardzo pruderyjny w tym roku.

Następnego dnia posłuchałem sobie o aktorze o twarzy budyniu, czyli Marku Sheppardzie. Jest on jednym z tych przypadków, gdzie zmarszczki tylko ratują sytuacje! Było fajnie i miło, a Cathia, jak Cathia, szybko schwytała publiczność w swoje łapska i już jej nie wypuściła. Potem udałem się posłuchać o małżeństwach w średniowieczu. Następny punkt programu, który odwiedziłem, to konkurs Retro gamingowy organizowany przez retrogralnia.pl. Trzeba przyznać, że pytania były fajne, odpowiedzi czasem jeszcze lepsze (już nigdy nie zagram bez uśmiechu w Hansa Klossa). Prowadzącym udało się zainteresować uczestników i widownie, a i przekazywali swoją dobrą zabawę innym. Nawet osoby niemające pojęcia, że było coś takiego jak spektrumna mogły się dobrze bawić.

Steampunko-fantasy w jednym
Steampunko-fantasy w jednym

Po przerwie obiadowej posłuchałem sobie na Dniach Nauki o starożytności w fantastyce i może kiedyś coś sam w tym temacie napisze. Było kilka uwag, kilka sporów, a i mało brakowało, a bylibyśmy świadkami linczu! Kiedy uciekłem od Gibbona przyszła pora dowiedzieć się, że istnieje taki film Disney’a, jak Lis i pies i co gorsza, miał więcej niż jedną część. Potem posłuchałem sobie jeszcze całkiem przyjemnego opowiadania o Hannibalu w ramach prelekcji LittleLadyPunk. Może i podobnie, jak miało to miejsce w przypadku baśni, nie dowiedziałem się niczego, czego wcześniej nie wiedziałem, ale słuchało się tego bardzo przyjemnie i prowadząca niejako iskrzyła charyzmą. Musiałem jednak zniknąć mniej więcej w połowie, aby poopowiadać o Johnie Carterze i pokazywać sprośne obrazki z mackami. Pomimo starań udało mi się uśpić tylko jedną osobę, ale jak już pisałem – nie będę oceniać swoich prelekcji.

W sobotę zobaczywszy tabun kobiet na fangirlach udałem się pogadać o wodzie, kanalizacji i rurach w różnych miastach Polski. Następnie wziąłem udział w konkursie o Supernaturalu, aby zakończyć dzień słuchając spoilerów do Galactici 1980. Kiedy już tostery zostały zakończone razem ze wszystkimi uczestnikami, zostałem usunięty z terenu budynku głównego i po krótkiej wizycie na targach spędziłem miły wieczór z piwem i pizzą.

Ci od Crowley'a
Ci od Crowley’a

Niedziela, czyli pierwszy dzień bez kolejek, była zdecydowanie luźniejsza. Gdzieś tam w tle majaczyli twórcy Dziedzictwa Imperium, obejrzałem sobie całkiem ładnie wydaną polską wersję Apocalypse World. Wziąłem jeszcze udział w konkursie wszechserialowym, a potem posłuchałem wymieniania genealogii poszczególnych rodów Gry o Tron w ramach konkursu o świecie wymyślonym przez G. R. R. Martina.

Czytając powyższe uwagi widać wyraźne przełamanie. Z jednej strony organizacja fatalna, a z drugiej fajne i ciekawe prelekcje, czy konkursy. To jest chyba największy pechy tegorocznego Polconu, to mógłby być bardzo dobry konwent. Niestety kompletna niekompetencja organizatorów sprawiła, że zamiast pochwalnych ocen dominować będą negatywne. Błędem byłoby sprowadzanie nieudolności organizatorów tylko do kolejki, to była cała seria porażek, których nie tłumaczy to, że mieli tylko rok na zorganizowanie konwentu. Zrobienie mapek nie wymaga więcej niż 12 miesięcy, a stworzenie pdfa z tabelą programową nie jest trudne (no chyba, że autorzy korzystali tylko z programu typu Scribus, ale w to nie wierze). Upraszczając, Polcon był fajnym konwentem, ale w gruncie rzeczy wbrew działaniom Stowarzyszenia Avangarda, które robiło wszystko, aby ocena była inna.

Krótka fotorelacja jest tutaj.

 
 

Falkon 2012 (relacja)

Falkon, czyli konwent organizowany przez Cytadelę Syriusza w Lublinie, doczekał się 13tej edycji. W związku z tym konwencja całości konwentu została podporządkowana szeroko rozumianemu pechowi, a na maskotkę wyznaczony został uroczy kot Licho. Grasował on w internecie na długo przed konwentem w postaci grafik i dziwnych komentarzy. Wraz z tegoroczną edycją Falkonu mieliśmy do czynienia z kilkoma, rewolucyjnymi wręcz zamianami. O tym jednak za chwile. Na początku musimy bowiem wspomnieć o pewnej drobnej kwestii: ze względu na tegoroczny brak długiego weekendu związanego z Dniem Niepodległości, organizatorzy byli zmuszeni wybrać inny termin niż już niejako tradycyjny drugi weekend listopada. Efektem tego był wyjątkowo krótki Falkon: zamiast zwyczajowych 4 mieliśmy jedynie 3 dni zabawy, od piątku do niedzieli.

W Japonii, kiedy skończą się pałeczki ludzie jedzą paluszkami.

W tym roku, jak wspomniałem, mieliśmy do czynienia z prawdziwymi rewolucjami. Pierwszą była zmiana miejsca odbywania się konwentu: zamiast znanej wszystkim bywalcom Wyspy, czyli jednej z tamtejszych uczelni wyższych, przenieśliśmy się do Targów Lublin i pobliskiej szkoły. Wyspa charakteryzowała się bardzo dobrym barkiem, do którego wzdychają zapewne wszyscy, którzy kiedykolwiek byli na Falkonie, jako że tamtejsze naleśniki zawsze były dobrym początkiem dnia. Jednakże wraz z coraz większą liczbą uczestników stawała się ona zbyt ciasna i niefunkcjonalna. W zatłoczonych korytarzach ciężko było się przebić pomiędzy stoiskami do poszczególnych sal. Miało to swoje zalety, gdyż cały czas spotykało się znajomych, bądź znajome twarze, ale na dłuższą metę było bardzo męczące. Teraz już nie było tego problemu, gdyż konwentowicze mieli do dyspozycji duże hale i kilka przyjemnej wielkości sal.

Drugą rewolucją było zapewnienie prysznicy. Były one oczekiwane przez, mam nadzieję, większość uczestników konwentu i wreszcie w tym roku, po wielu obietnicach, udało się je zagwarantować. Co prawda przez to, że konwent trwał o dzień krócej, nie dało się ocenić, na ile one były wykorzystywane, ale na pewno nie stały puste.

Póki jesteśmy przy kwestiach organizacyjnych, trzeba bardzo mocno pochwalić tempo wydawania wejściówek. Zapewne byłoby ono pewnie szybsze, gdyby od początku okienka z przedpłatami były odpowiednio opisane, ale konwent bez problemów przy akredytacji to nie jest konwent. Dodajmy też, że początkowo był problem z mapą okolicy, ale są to drobne szczegóły. Byłem pod na prawdę dużym wrażeniem, jak szybko przesuwała się ogromna kolejka . Wszyscy dostali swoje opaski oraz plakietki i mogli ruszać na teren Falkonu.

Tegoroczny konwent, o czym pisałem, był podzielony na dwa budynki: Targi, gdzie znajdowały się trzy sale z prelekcjami i hala dla turniejów planszówkowo – figurkowych, oraz wystawców. Poza tym w budynku były podobno warsztaty i turnieje gier komputerowych, ale do nich się nie zbliżałem, więc nie wiem nawet, jak działały. Poza tym część punktów programu, mianowicie bloki RPGowe, konkursy i blok filmowo-komiksowy odbywał się na terenie pobliskiej szkoły. Rozwiązanie takowe nie było idealne, ale na szczęście obie lokacje były na tyle blisko, że na dłuższą metę nie stanowiło to problemu.

Rebelia jak zwykle dała d…

Targi Lublin to przyjemny budynek, w którym zmieściło się naprawdę dużo ludzi. Można było dzięki temu obserwować z antresoli prawdziwe tłumy graczy i innych istot. Niestety, ma i wady, mianowicie barek był wyraźnie droższy niż Wyspy i jednak zdecydowanie słabszy, poza tym zamykał się zdecydowanie za wcześnie. Tradycyjnie również nikt w lokalu nie pomyślał i stosunkowo szybko skończyła się większość pozycji z menu. Na szczęście była jeszcze konwentowa pizzeria, która szybko i sprawnie dowoziła zamówione placki.

Konwenty to jednak nie tylko jedzenie i stoiska, ale także prelekcje. Skoro w tym roku cały konwent był pod hasłem pecha, to w programie mieliśmy w związku z tym kilka punktów z nim związanych. Zaznaczmy jednak, że były też i inne propozycje skierowane do zwolenników bardziej szczęśliwych dni. W programie były też opisane przeze mnie tydzień temu prelekcje mojego autorstwa. Nie będę oceniać swojego gadulstwa, wspomnę tylko, że na każdej trochę ludzi było i chyba tylko na jednej uśpiłem widownie. Zainteresowani mogą zobaczyć spory fragment jednej z prelekcji (Licha fantastycznego) w dostępnej relacji video(od 48 minuty).

 

 Mój udział w konwencie nie ograniczył się tylko do wypełnienia własnych punktów programu. Byłem na jeszcze kilku prelekcjach. Posłuchałem trochę Cathiowego gadania o Deadlandsach, czyli bardzo fajnej grze RPG osadzonej w realiach Dziwnego Zachodu. Słuchałem także We need to go deeper, czyli dogłębna analiza “Incepcji” Grzegorza Olifirowicza. Jak sam tytuł wskazuje była to próbie analizy filmu Nolana, niestety wstęp zajął na tyle dużo czasu, że sama analiza była mocno skrócona. Moje zdziwienie wzbudziło także bardzo zwięzłe odniesienie się do Josepha Campbella, tym bardziej, że nie jestem do końca przekonany, co do jego słuszności. Pomysły tego amerykańskiego antropologa są bardzo ciekawe i jeżeli się bierze go na warsztat, to chciałbym usłyszeć coś więcej. Poza tym wyjątkowo drażniąca była maniera używania przez prelegenta określenia „producent egzekutywny”. Mamy w języku polskim producenta wykonawczego. Szkoda także, że zabrakło czasu na dyskusje, tym bardziej, że było wiele spraw wartych przedyskutowania. Mimo wszystko było kilka ciekawych uwag i nie uważam godziny spędzonej na sali za straconą.

Jawa od przodu i od tyłu

Inną prelekcją, na której byłem było Dwa kina science fiction albo dlaczego (prawie) wszyscy nie umieją oglądać „Prometeusza. Prelegent, Paweł Frelik, jest jednym z redaktorów „Science Fiction Studies”, czyli nie byle kim. Swój wykład zaczął nawet ciekawie, wskazał, że ciężko jest mówić o jednym kinie fantastyczno naukowym. Ten truizm warto jest jednak podkreślać, gdyż regularnie słychać próby tworzenia jakiegoś ogólnego gatunku filmowego, tak ze strony krytyków, jak i niektórych widzów. Potem Frelik przeszedł do analizowania poszczególnych składników filmu. W tym momencie niestety odezwało się moje zmęczenie i byłem zmuszony uciec z dosyć jednak dusznej sali na świeże powietrze. Na moje szczęście pozostawiłem na sali szpiega, który zrelacjonował mi tok prelekcji. Musze przyznać, że może i dobrze, że wyszedłem, bo bym się bardzo mocno denerwował. Od razu może zaznaczę, że kiedyś zgłoszę na jakiś konwent prelekcję, gdzie udowodnię, że Prometeusz jest bardzo dobrym filmem, a jego krytycy oglądają go po prostu nieuważnie. Wbrew wyrażonej podobno przez prelegenta opinii, nie musimy czekać do wersji reżyserskiej Prometeusza, aby dowiedzieć się, o czym jest ten film. Scott to dosyć wyraźnie pokazał. Zresztą napisałem na ten temat trzy dosyć długie teksty (1, 2, 3). Podobnie i uwaga Frelika o pozytywnym obrazie świata przedstawionego w nowym Dreddzie musi dziwić.

Na koniec odwiedzania innych prelekcji zjawiłem się także na Cathiowym Supernaturalu. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że serial ten, choć bardzo niszowy, ma więcej fanów niż nie jedna czołowa produkcja telewizyjna. Sala była pełna, a większość słuchaczy dosyć dobrze znała serial.

W tym stroju można palić heretyków.

W związku z tym uznaję, że prelekcyjnie Falkon był całkiem udany. Wiele dobrego słyszałem o kilku prelekcjach, na których nie byłem, kilka zostało też odwołanych, ale w żaden sposób program konwentu się nie posypał. Było bardzo fajnie i miło, a w przyszłym roku także się wybiorę, choć mam nadzieje, że konwent będzie dłuższy. Prelekcje były całkiem ciekawe, ludzie dopisali. Trochę żałuję, że nie miałem tyle okazji do robienia zdjęć, co na kilku poprzednich konwentach, ale czasem tak po prostu wychodzi. No i największy mój smutek: na jednej z loterii skończyły się figurki Rei!

Za rok następny Falkon. Szkoda, że dopiero za rok…

Na osłodę, większa galeria zdjęć z tegorocznego Falkonu.

 

 

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 

Falkon!

 Dzisiaj zaczyna się Falkon. Konwent bardzo zacny, dziejący się w Lublinie. Słynie on z tego, że kiedyś miał bardzo dobre naleśniki, ale wraz ze zmianą lokalizacji nie wiadomo, czy będzie tak znany, jak poprzednio. W tym roku, jak i to miało miejsce na dwóch poprzednich edycjach tego konwentu będę nudził słuchaczy na kilku prelekcjach. Nie pobije zeszłorocznego rekordu i na razie ograniczam się tylko do 3 na konwent, mianowicie: 

(wszystko w sobotę)

15:00 Licho fantastyczne

Co jest cechą wspólną wszystkich seriali, filmów, ale i książek science fiction? Możemy zaryzykować stwierdzenie, że jest to jeden element fabuły. Prawie zawsze zaczynem opowieści jest pech, głupi i absurdalny pech. Pobawimy się i pośmiejemy, przypominając różne przypadki bohaterów sag i opowieści, którzy co prawda nie wywracali się na skórce od banana, ale nie było to wiele lepsze. Oto zaczyna się festiwal smutnych i śmiesznych wydarzeń z życia wszelakich Skywalkerów i innych takich.

 16:00 Alternatywne metody wygrywania bitew, czyli rzecz o pojedynkach

Średniowiecze to czas krwawych bitew. Wszyscy słysząc o tej epoce od razu myślą o Grunwaldzie czy Azincourt! Widzimy setki, a nawet, jeżeli ktoś ma dobrą wyobraźnie, tysiące trupów, odciętych kończyn i rozciętych brzuchów. Równocześnie średniowiecze kojarzy nam się z Pokojem Bożym, czyli próbą ograniczenia przelewu krwi. Jednakże znacznie wcześniej pojawiła się pewna alternatywna forma prowadzenia wojny i wygrywania bitew. Oto na pola chwały wkroczyli czempioni, którzy mieli wygrywać bitwy. O tym, jak tego typu sytuacje wyglądały, jak tworzono narracje na ich temat i jaka była geneza pojedynków jako formy unikania wielkiej bitwy opowiem miłemu audytorium.

 18:00 Barsoom, czyli jaki jest ten prawdziwy Mars

Masowa popularność wielkiej sagi o kosmosie nie zaczęła się wraz z premierą Gwiezdnych Wojen, ani też z pojawieniem się na ekranach telewizorów Star Treka. Na długo przed tym jak Luke zapalił swój miecz, a Kirk włożył swój mundur, wyobraźnię mieszkańców Stanów Zjednoczonych zdominował inny tekst science fiction. Na początku XX wieku Edgar Rice Burroughs wprowadził nie tyle fantastykę do świadomości ogromnej rzeszy ludzi, co stworzył pierwszą wielką historię, która później zaowocowała powstaniem tak Bucka Rogersa, jaki i Flasha Gordona. To właśnie opisane przez niego przygody Johna Cartera, kapitana konfederatów, stanowiły cykl, który sprawił, że później mogliśmy z napięciem obserwować zniszczenie Gwiazdy Śmierci, ale też bez niego nie mielibyśmy Monolitu z 2001, czy też Kawalerii kosmosu. Zapraszamy na Barsoom, aby pokazać niezwykły świat Marsa początków XX wieku.

 

Zapraszam zatem do słuchania mnie już za 24h. W związku z wyjazdem na Falkon nie będzie notki w poniedziałek, ale już w piątek postaram się coś napisać. Jednakże, aby nie było smutno i krótko, to zapraszam na małe wspomnienie z poprzednich dwóch Falkonów.

 

W 2010 wszyscy MUSIELI byc zadowoleni

 

Każdy powód był dobry do śmiechu

 

 

Rebelia okazywała wrogość do wrogów Ewoków

 

Vader poznawał moc cukierków

 

Soft Scout, Warm Scout, Little Armour of White… | Happy Scout, Sleepy Scout, Purr..Purr..Purr

 

 

 W 2011 sytuacja wyglądała odrobinę inaczej.

Wszyscy okazywali swoja miłość względem Star Treka

 

Od czasu, do czasu ktoś dokonywał linczu na bohaterach Republiki

 

Bogowie się stroili

 _

Superbohaterowie grasowali

 

Natomiast jawowie udowadniali, ze komorki z Javą, to nie ich ulubiona zabawka