Category: Książki Roberta A. Heinleina

Tęsknota za Ziemią w wykonaniu Heinleina

Bardzo ładna i stonowana okładka zbiorku zawierającego tytułowe Green Hills...

Niniejszy post jest publikowany z wyprzedzeniem, jutro wyjezdzam na łykend (tzn. Tytusowy łyk świerzego powietrza) . Od poniedziałku wracamy do normalnego trybu postowania: poniedziałek i piątek. Jeszcze jedna informacja, na fanpejdżu bloga od czasu do czasu pojawiają się/będą się pojawiać zapowiedzi różnych złych filmów, czy też grafiki okołofantastyczne. Teraz wracając do naszych baranów, nowy wpis:

Robert Heinlein, jak już tutaj wspomniało zyskał wielką sławę dzięki swoim opowiadaniom osadzonym w ramach Światów Przyszłości. Jednym z ciekawszych i chyba najbardziej znanych jest Green Hills of Earth. Opowiada ono o mechaniku imieniem Rhysling. Nie był on grzecznym człowiekiem, często był usuwany z pokładów statków. Dane mu było jednak zwiedzić układ słoneczny. W trakcie swoich podróży jednak się zestarzał, stracił wzrok w wyniku wypadku i przestał być potrzebny na statkach. W końcu porzucony na Marsie szuka sposobu, aby wrócić do domu. Chce znowu zobaczyć Zielone wzgórza Ziemi. Rhysling nie jest jednak znany jako długowieczny podróżnik po kosmicznym bezkresie. Ludzie znają go jako autora piosenek, które były śpiewane przez wszystkich, dla których gwiazdy był domem. Jego twórczość, to czasem radosne, czasem nieprzyzwoite przyśpiewki ludzi, którzy codziennie walczyli o przetrwanie. Statki nie są bezpieczne, kapitanowie często mają więcej wspólnego z Buntem na Bounty niż z dobrymi przywódcami wyprawy. Rhysling daje wytchnienie towarzyszom podróży i pozwala im się pośmiać z tych, którzy im rozkazują. Jak przystało na ten typ postaci ma więcej wad niż dobrych cech. Jest brzydki, za dużo pije – wielokrotnie był karany za bycie pijanym na pokładzie, ale świetnie zna się na statkach i na tworzeniu piosenek, które śpiewa do melodii wygrywanej na akordeonie. W opowiadaniu Heinlein przedstawia tytuły różnych piosenek, które dały sławę bohaterowi. Część nawet przedstawionych jest in extenso. Głównym utworem, który przewija się jest jednak tytułowe Green Hills of Earth.

Przyszłość i podróże kosmiczne widzimy jako poszukiwanie coraz to nowych planet, nowych światów. Rzadko, kiedy pojawia się w opowieściach pytanie o tęsknocie nie za przygodą, a za domem. Rhysling, który był na Marsie, Venus i wielu innych miejscach tęskni do niego, do swojego własnego wyobrażenia pięknej ojczyzny. Choć wie doskonale, że jako ślepiec nigdy nie będzie mógł zobaczyć Ziemi, to chce ją poczuć, czy też, co ważniejsze, chce wiedzieć, że na niej jest. O tej właśnie tęsknocie opowiada Green Hills of Earth. O tym, czym dla Rhsylinga jest Ziemia. Jak zresztą narrator stwierdza, który jest jego znajomym i towarzyszem, utwór ten jako jeden z niewielu z jego dorobku nigdy nie był tłumaczony na języki obcych. Jest on pewnym wspólnym dorobkiem Ziemian. Jednakże nasz bohater nie jest w stanie ukończyć piosenki, cały czas jej czegoś brakuje i tym jest powrót do ojczyzny.

W końcu Rhyslingowi udaje się dostać na statek, który leci na Ziemie. Czy będzie mu dane do niej dotrzeć? Czy dotknie jej stopami? Czy skończy pisać Green Hills of Earth? Pytanie o marzenie dotarcia do celu swojej podróży pojawiło się także w innym znanym opowiadaniu Heinleina: Requiem. Tutaj mała dygresja, opowiadanie to zostało opublikowane w 1940 roku, jest ono jednak konkluzją innego tekstu w ramach Historii Przyszłości: The Man Who Sold the Moon, który został napisany w 1949 roku. Trzeba jednak zaznaczyć, że ze względu na charakter pracy nad całym projektem opowiadającym o przyszłości ludzkości można przypuścić, że zamysł całej historii istniał już w 1940 roku.

The Man… jest raczej nowelą, ponad 100 stronnicową opowieścią o Delosie Davidzie Harrimanie. Był to człowiek opanowany przez marzenie wylądowania na księżycu. Opowieść przedstawia jego kolejne kroki i sposoby, aby zrealizować to zamierzenie. Harriman poświęca wszystko, aby tego dokonać, w tym małżeństwo i własne szczęście. Wielu nie wierzy, że mu się powiedzie, inni próbują przeszkodzić. Harriman jednak dąży do celu, do spełnienia swojego marzenia i robi to bardzo skutecznie. W opowieści mamy wiele zwrotów akcji, ale najważniejszym jest to, że naszemu bohaterowie nie będzie dane spełnić swojego marzenia. Musi zostać na Ziemi, gdyż inaczej akcjonariusze nie zgodzą się finansować operacji. Widzi więc, jak inni lecą tam, gdzie on powinien. Nie do końca jest to spoilerem, dodam jednak na wszelki wypadek, że wiedza o tym, jak się kończy opowieść nie ma żadnego wpływu na to, ile przyjemności czerpiemy z lektury. Jest to Heinlein najwyższej formy, staranny, błyskotliwy, z bohaterem, który choć może nie jest do końca wzorem postępowania, to na pewno jest ciekawy i intrygujący.

Wracając jednak do Harrimana, tutaj pojawia się Requiem, czyli opowiadanie, o którym chce napisać parę słów. Nasz bohater jest już starym zmęczonym człowiekiem. Za starym, aby móc polecieć na księżyc. Jego tragedia polega na tym, że póki miał odpowiedni wiek, to akcjonariusze odmawiali mu tego prawa, teraz lekarze mówią mu nie. Jego marzenie życia się nie spełni, chyba, że… Pewnego dnia spotyka mechanika Charlesa Cummingsa, który dostał zakaz lotów z Ziemi za karę za przemyt i Jamesa McIntyre’a, który z kolei podpadł piciem na służbie. Zleca im zawiezienie siebie na księżyc. Dostarcza im statek, który następnie jest tak modyfikowany, żeby mógł polecieć do satelity Ziemi i równocześnie nie zabić bohatera opowiadani. Czy im się uda dotrzeć na księżyc? Czy zdołają wywinąć się rodzinie Harrimana, która chce żeby uznano go za niepoczytalnego i w ten sposób odebrać mu majątek?

Obydwie opowieści dotyczą marzenia o byciu gdzie indziej. Jeden bohater chce wrócić do swojej ojczyzny, inny chce polecieć tam, gdzie zawsze chciał dotrzeć. Obydwu łączy kosmos i jeszcze to, że Rhysling pracował dla Harriman Lines – firmy założonej przez tego właśnie Harrimana. Dla obydwu dotarcie do celu jest najważniejszą rzeczą i obydwaj gotowi są wiele poświęcić dla jego osiągnięcia. Cena, jaką przyjdzie im zapłacić, jest wysoka. Rzadko udaje się zrealizować marzenia.

i troche bardziej kiczowata wersja.

W obydwu opowiadaniach Heinlein mistrzowsko odtworzył psychikę ludzi, którzy są opętani podróżą. Rhysling od pierwszego zdania jest bohaterem, którego widzimy i czujemy. Starszy człowiek z akordeonem grający czasem sprośne, czasem smutne piosenki. Pod pewnymi względami opowiadanie przypomina mi postać Czarnego Orfeusza z Santiago Mike’a Resnicka. Obydwaj bohaterowie są całkowicie od siebie różne, ale dla obydwu autorów ich piosenki są sposobem na przekazanie uczuć i marzeń. Harriman jest natomiast ofiarą nowego świata akcjonariuszy i innych ludzi powstrzymujących odkrywców. Tych prawdziwych twórców firm i przemysłu. Green Hills… i The Man… to smutne historie o tym, że przyszłość nie zawsze jest łatwa dla ludzi. Pieniądze, szczęście nie sprawią, że osiągniemy cel – tylko nasza determinacja może tego dokonać, a i to nie zawsze.

 

Obydwie historie zostały zaadaptowane do słuchowiska radiowego X minus 1 – odcinki 8 i 22 (w przypadku Green Hills… wykorzystano scenariusz przygotowany na potrzeby 10 odcinka programu Dimension X). Kiedyś coś więcej napisze o samym X minus 1, tutaj skupie się na tym, że szczególnie warto posłuchać Green Hills… Kiedy po raz pierwszy usłyszy się piosenkę tytułową, to w pełni zrozumie się, dlaczego można tęsknić do Ziemi. Zresztą Green Hills miało wielkie szczęście do adaptacji. Poza X minus 1 pojawiło się ono także w 77 odcinku programu CBS Radio Workshop.

 

Ps: na cześć bohatera opowiadania Heinleina powstała nagroda jego imienia dla najlepszej poezji fantastycznej.

Okładki jak zwykle za tą stroną.

 
4 words, 17 letters
 
 
 
 
 
 

Beyond This Horizon

Robert A. Heinlein nie bez powodu jest uznawany za jednego z najważniejszych pisarzy amerykańskiej S-F. Początek jego kariery przypada na czas tuż przed i w trakcie Drugiej Wojny Światowej. W tamtym czasie głównie tworzył opowiadania i nowele, które były częstokroć potem przez niego przerabiane na książki. W tym czasie jednak napisał i wydał także w pełni przemyślaną powieść, która powstała w wyniku skanibalizowania wcześniejszej twórczości. Beyond This Horizon, bo o niej tutaj mówimy jest tak na prawdę początkiem jego kariery. Napisana w 1942 roku najpierw została wydrukowana w dwóch częściach na łamach Astounding Science Fiction, a w 1948 już jako samodzielna książka. Mamy tutaj do czynienia z zapowiedzią właściwej twórczości Heinleina, a zarazem pokazuje jak kształtowały się jego poglądy i pomysły, które zdominowały jego późniejszą twórczość. Mamy, więc pozytywny obraz selekcji genetycznej, czyli dosłownie mówiąc eugeniki, konieczność brania odpowiedzialności za swój status społeczny, telepatię (i w ogóle kult siły umysłu), oraz bunt przeciwko wyraźnie określonym regułom rządzącym społeczeństwem.

Okładka pierwszego wydania książkowego Beyond This Horizon

Głównym bohaterem książki jest Hamilton Felix. Pod wieloma względami jest on protoplastą wszystkich późniejszych bohaterów Heinleina. Jest on mianowicie silny, inteligentny i waleczny. Z pewną ostrożnością można go uznać za nadczłowieka, kogoś wyrastającego ponad resztę ludzi. Społeczeństwo otaczające go jest natomiast raczej dekadenckie i słabe. Przyczyną tego stanu jest to, że ludziom jest zwyczajnie zbyt wygodnie. Pewnym elementem wzbudzającym zamieszanie w dosyć statycznym społeczeństwie jest prawo. Główną regułą obowiązującą wszystkich mieszkańców jest akceptacja pojedynków oraz publiczne noszenie broni. Każdy obywatel może wyzwać na pojedynek innego. W ten sposób prawo gwarantuje utrzymanie porządku, gdyż każde nieodpowiednie zachowanie może się skończyć walką na śmierć i życie. Można jednak z tego prawa zrezygnować i albo wycofać się z pojedynku, albo w ogóle nosząc specjalne ubranie dawać wszystkim znać, że nie ma się zamiaru brać w nich udziału. Jest jednak konsekwencja takiego zachowania. Traci się wtedy część swojego statusu społecznego.
Nie mamy w tym wypadku do czynienia z właściwą selekcją ludzi pod kątem wartości. Nie znaczy to, że nie ma w książce innych kontrowersyjnych pomysłów. Według Heinleina w przyszłości na ziemi poprzez odpowiednie krzyżowanie ludzi stworzy się społeczeństwo nadludzi. Wiara w genetykę doprowadzi do stworzenia lepszego człowieka. Myliłby się jednak ten, kto uznałby te dość niepokojąco brzmiące hasła, za świadectwo istnienia państwa totalitarnego. Wręcz przeciwnie, panujący na ziemi system jest demokracją, choć nie wiem, czy ktoś by chciał w takowej żyć.
Warto zaznaczyć, że Heinlein jest świadom, iż genetyka niesie ze sobą też pewne zagrożenia. Był bowiem czas, kiedy nie było żadnych ograniczeń w modyfikacjach genetycznych. Ingerencje w człowieka były znacznie dalej idące niż tylko drobne poprawki wynikające ze sterowania doborem naturalnym. Konsekwencją takiej sytuacji było stworzenie amoralnych nadludzi, którzy nie mieli żadnych ograniczeń. To z kolei prowadziło do wybuchu krwawej wojny z normalnymi ludźmi. W jej wyniku ci pierwsi zostali anihilowani, choć teoretycznie byli lepsi. Z tego też powodu w czasach, kiedy dzieje się książka, dzięki odpowiednim działaniom Światowego Rządu zachowywana jest pewna równowaga pomiędzy lepszymi ludźmi, a zwykłymi, tak, aby nie doszło pomiędzy nimi do zbyt dużych różnic. Genetyka ogranicza się tylko do wybierania odpowiednich gamet przez naukowców-lekarzy, a nie do wprowadzania zmian w ich materiale genetycznym. Dzięki temu nie ma ryzyka zawiści i nienawiści ze strony normalnych, a z drugiej strony ograniczana jest pycha lepszych. Dzięki temu wszyscy byli szczęśliwi, a i jednych i drugich z roku na rok jest coraz więcej.

Bardzo włoska okładka.

Pomimo dużej populacji nie ma problemu braku towarów, wręcz przeciwnie, mamy do czynienia z ogromną nadprodukcją. Wszystkiego jest w bród poza jednym dobrem. Występuje ogromny problem ze znalezieniem pracy dla mieszkańców. Nie chodzi tutaj o wysokie bezrobocie w naszym rozumieniu. W świecie opisanym w książce nie chodzi o ludzi, którzy szukają pracy, aby się utrzymać. Problemem jest to, że nie ma już potrzeby wykonywania większości zawodów. Potrzebna jest jednak praca, aby zachowywać pozory tradycyjnie działającej gospodarki. Stąd powstają różne dziwne i kompletnie niepotrzebne zawody, a także kult nauki, ale tylko takiej, która nie gwarantuje szybkich efektów poprawiających produkcję i jakość życia. Ideałem jest wieloletni projekt na temat niemający żadnego znaczenia.
Dzisiaj byłby to punkt wyjścia do opowieści o buncie przeciwko szalonym naukowcom i ich koszmarnym planom. U Heinleina jest inaczej. Hamilton Felix nie buntuje się przeciwko temu wspaniałemu społeczeństwu, on szuka sobie w nim celu dla życia. Znajduje go w obronie tego systemu przed grupą buntowników, którzy chcą wprowadzić dyktaturę naukowców i stworzyć totalitarne państwo przywodzące na myśl komunizm. Wszyscy byliby przypisani do konkretnych prac zgodnie z ich możliwościami.
Walka z tymi buntownikami przeplata się z opowieścią o miłości i pierwszym przykładem Heinleinowskiej kobiety idealnej. Silnej, twardej i pewnej siebie. Longcourt Phyllis, bo tak się ona nazywała, była zdolna walczyć i zabijać, a jednocześnie posiadała silny instynkt macierzyński. Jest to kobieta, która z jednej strony wypełnia swoje tradycyjne role społeczne, a z drugiej jest pełnoprawnym partnerem dla mężczyzny i pod żadnym względem mu nie ustępuje. Objawiało się to też tym, że nosiła ona odznakę, czyli symbol gotowości do brania udziału w pojedynkach, co nie było częste. Była ona wyznaczona przez genetyków, jako dobry materiał na matkę dzieci Felixa ze względu na pasujący do niego kod genetyczny. Obydwoje początkowo nie są zbyt zadowoleni z oferty i choć ją odrzucają koniec końców muszą się ze sobą zejść. Efektem jest spłodzenie dwóch niezwykłych dzieci. Jedno z nich potrafiło korzystać z telepatii, a drugie było reinkarnacją jednej z ważniejszych kobiet ówczesnych czasów – Espartero Carvali, która miała wpływ na dorpowadzenie do połączenia ze sobą Felixa z Phyllis.

O czym myślał wydawca Beyond na Wyspach nie jestem w stanie powiedzieć, ale raczej książki nie czytał wybierając okładkę.

Wspomnianą grupą buntowników jest Survivors Club, oficjalnie nazwa odnosi się do miejsce do picia, a tak naprawdę chodzi o ludzi, którzy zawiązali spisek. Uznali oni, że społeczeństwu brakuje wyraźnych przywódców. Hamilton początkowo się do nich przyłączył, lecz zgodził się na grę na dwa fronty. Z jednej strony współpracował z nimi, a z drugiej donosił na ich działalność do rządu. W powieści mamy jeszcze paru innych bohaterów, przyjaciół i towarzyszy wydarzeń. Większość z tych bohaterów jednak nie pozostaje w pamięci. Są oni stworzeni przy użyciu dość topornych charakterystyk. Wyjątkiem jest J. Darlington Smith, był to człowiek, który w wyniku wypadku znalazł się w stanie hibernacji w „naszych czasach” i przebudzony w nowym społeczeństwie miał dużo problemów z dostosowaniem się do reguł w nim panujących. Miał jednak pewną przewagę nad resztą ludzi, gdyż znał gry popularne w XX wieku, a kompletnie zapomniane w przyszłości. Razem z Hamiltonem zajął się w związku z tym ich produkcją.
Niestety pomimo zawierania wszystkich koncepcji, jakie Heinlein rozwijał przez całą swoją karierę książka ta nie jest najlepsza. Czytać się czyta, ale bohaterowie wypadają blado i bez wyrazu. Brakuje dialogów i dowcipów, z których słynie nasz autor. Widać, że jeszcze się wtedy uczył pisać. Nie jest to zły debiut, wielu by mu go pozazdrościło, ale na naprawdę dobrą jego powieść przyjdzie nam jeszcze poczekać. Wtedy też będziemy mieć czasem problemy z zaakceptowaniem niektórych pomysłów, ale w zamian dostaniemy żywe postacie i lepsze opisy, czyli to, czego tutaj brakuje.

Podobnie jak w przypadku Podkayne polecam bardzo ciekawe muzeum okładek do książek Heinleina.

Podkayne of Mars

Okładka Podkayne of Mars według amerykańskiego wydania z 1987 roku.

W latach 50-tych Heinlein był coraz bardziej zmęczony pisaniem powieści dla młodzieży. Dawały mu one utrzymanie, ale widać było wyraźnie, że nie mógł się on wyżyć i zaprezentować w pełni swoich pomysłów w ściśle skrojonych ramach takowej literatury. Warto tutaj zaznaczyć, że wydawcy bardzo często dawali specyficzne wymogi odnośnie książek kierowanych do młodych chłopców i poza brakiem jakichkolwiek wątpliwości moralnych jednym z elementów był brak odpowiednio mocno zarysowanych postaci kobiecych, że już o miłości nie wspomnę.
Heinlein dosyć szybko zaczął tworzyć książki, które łamały owo tabu, ale w żadnej nie zrobił tego tak mocno, jak w opisywanej tutaj Podkayne of Mars. Mamy tutaj do czynienia z powieścią, której nie dość, że główną bohaterką jest dziewczyna w wieku 15 lat, to na dodatek, choć nigdy nie jest to napisane wprost, nie jest ona biała. Jest ona w pewnym stopniu potomkinią Maorysów stąd też ma ciemniejszą karnację skóry. Teraz wydawać się to może niczym specjalnym, ale w latach 60-tych w Stanach Zjednoczonych z dalej istniejącą i silną segregacją wspieraną przez partię Demokratyczną, było czymś. Tym bardziej, że książka była skierowana do młodego czytelnika, a ta literatura podlegała surowym rygorom wydawniczym. O wiele łatwiej było napisać powieść dla dorosłych z podobnymi bohaterami, aniżeli utwór skierowany do młodych chłopców.
Pierwszy raz tekst Heinleina została zaprezentowana w kilku numerach Worlds of If, mniej znanenym, ale mającym swoje zasługi czasopiśmie poświęconym fantastyce. W 1963 opublikowano powieść w formie książkowej. Narracja ma formę pamiętnika głównej bohaterki, wspomnianej Podkayne of Mars, choć jej pełne imię to Podkayne Fries. Jej ojcem był weteran wojny o niepodległość Marsa, a matką inżynierem zasłużonym w różnych pracach, które miały na celu odbudowe planety i jej księżyców, po walkach z Ziemią. Dodajmy tutaj, że Mars posiada tubylców, dosyć tajemniczych, małomównych i trudnych w kontaktach. Sama planeta zaś służyła Ziemi za rodzaj Australii, to znaczy wysyłano tam więźniów i trudnych ludzi. Powstała w ten sposób dosyć silna społeczność, która po pewnym czasie postanowiła wybić się na niezależność. Jednak po paru latach od wojny pojawił się pomysł stworzenia wielkiej Federacji obejmującej wszystkie planety układu słonecznego.
Dodajmy, że Podkayne ma młodszego 11 letniego brata imieniem Clark. O ile nasza bohaterka jest ostoją rozsądku i logiki, to on, choć jest geniuszem, charakteryzuje się raczej złym charakterem. Potrafi kłamać, oszukiwać i raczej jest typem „niegrzecznego szczeniaka”, aniżeli typowym bohaterem książek dla młodzieży.

Na wyspach mają ciekawe wyobrażenie tego, jak powinna wyglądać dobra okładka ksiażki dla młodzieży z bardzo silną i wyemancypowaną główną bohaterką...

Cała rodzina Friesów ma wyruszyć na wymarzoną podróż turystyczną na Ziemie. Wyprawa taka, choć z naszej perspektywy nie jest niczym specjalnym, dla Podkayne ma ogromne znaczenie. Jest to całkowicie inny świat w porównaniu z czerwonym pustynnym i nieprzyjemnym Marsem. Niestety w ostatnich chwili dochodzi do nieszczęścia. Na Czerwonej planecie istnieję kontrola urodzin, każda rodzina dostaje prawo do konkretnej liczby dzieci. Rodzice Podkayne mieli prawo do pięciorga i w związku z tym tyle spłodzili. Czytelnik dziwi się, że pisze o piątce, a wymieniłem tylko dwoje z imienia? Sprawa jest następująca, po urodzeniu zostały one zamrożone, tak, aby nie przeszkadzały w prowadzeniu normalnego życia. Jedynie Podkayne, a parę lat później Clark zostali odmrożeni, pozostała trójka czekała na odpowiedni moment. Okazało się, że w wyniku błędu w klinice, gdzie czekały na swój czas zostały one wybudzone i przez to nie można było odbyć podróży na Ziemie. Małe dzieci nie są w stanie jej przeżyć.
Choć początkowo wydaje się, że oznacza to koniec marzeń Podkayne o morzu śródziemnym, to ku jej wielkiej radości z problemów ratują ją wujek: Tom Fries. Jest on bardzo szanowanym obywatelem Marsa, który bardzo zasłużył się w trakcie wojny o niepodległość. Oferuje on rodzicom Podkayne, że zabierze ich dzieci na wyprawę na Ziemię, na co oni przystają. Podróż od początku obfituje w różne problemy, przykładowo Clark w trakcie kontroli celnej mówi, że ma w bagażu pył szczęścia (happy dust), czyli bardzo silny i niebezpieczny narkotyk przerabiający tubylczych mieszkańców Venus w krwiożercze bestie. Jest to o tyle istotna informacja, że w drodze na Ziemie podróżnicy muszą zatrzymać się na kilka dni właśnie na tej planecie.
Poza tym droga na statku pozwala Heinleinowi na opisanie technicznej strony podróży, włącznie z ochroną przed promieniowaniem kosmicznym, ale także poświęca dużo czasu na opisanie różnych pasażerów na statku. Tak pozytywnych, jak niejaka Girdie Fitz-Snugglie, która choć powszechnie uważana była za bardzo bogatą, nie okazywała wyższości wobec Podkayne i jej brata, który, co dodajmy, wyraźnie się w niej podkochiwał. Przy czym Girdie była wyraźnie starsza od naszej bohaterki. Po kilku różnych przygodach cała ekipa trafiła na Venus. Tam zaczyna się właściwa opowieść, bowiem po kilku dniach pobytu na planecie Clark zniknął. Wkrótce okazało się, że został porwany przez ludzi, którzy chcieli wpłynąć na Toma Friesa, gdyż w rzeczywistości był on wysłannikiem rządu Marsa, który miał powstrzymać powstanie Federacji.

Francuzi natomiast wiedzą jak straszyć okładkami dzieci i młodzież

Dalszej fabuły nie będę opisywać, aby nie psuć przyjemności. Dodam jedynie, że istnieją dwie wersje zakończenia, jedno radosne, a drugie smutne. Oryginalne było to drugie, ale wydawca wymusił na Heinleinie zmianę na to pierwsze. Obecnie można znaleźć wydanie zawierające obydwie wersje i wydaje się, że to autor miał racje. Książka jest bardzo przyjemna i pomysłowa. Pod wieloma względami także ważna dla gatunku, gdyż pokazuje bardzo dobrze opracowaną bohaterkę kobiecą. Nie jest to, ani słaba osoba cały czas potrzebująca pomocy, ani superbohaterka, która jedną ręką ratuje świat. Mamy zamiast tego normalną osobę, która musi sobie radzić z przeciwnościami losu. Może całej książce brakuje ostrych dialogów, czy dobrych powiedzonek, ale mimo wszystko jest ona przyjemna w lekturze, a i zakończenie pozostawia wiele do myślenia odnośnie tego, o czym należy pamiętać w życiu i co ma nas prowadzić do celu.

137 words, 769 letters

Okładki pochodzą z bardzo fajnej strony-muzeum okładek książek Roberta A. Heinleina