Category: Książki Roberta A. Heinleina

Ku marzeniom o kosmosie i ich realizacji (Starman Jones)

Lata 50 były zielone.
Lata 50 były zielone.
 
 

Starman Jones jest w pewnym sensie nietypową powieścią Robert A. Heinleina. Jest to kolejny utwór, opublikowany w 1953 roku, kierowany do młodzieży. W przeciwieństwie jednak do innych tytułów z tej serii edycji książkowej nie poprzedzała wcześniejsza publikacja na łamach któregoś z czasopism około fantastycznych. Nie to jest jednak powodem, dla którego warto na nią zwrócić uwagę.

Powieść opowiada o przygodach Maxa Jonesa, młodym chłopaku z farmy ze środkowych Stanów Zjednoczonych Ameryki. Kiedy rozpoczyna się cała opowieść jego sytuacja nie należy do najbardziej radosnych. Jego ojciec zmarł pozostawiając rodzinną farmę Maxowi i jego matce. Był to jeden z pierwszych momentów przyśpieszonego dorastania naszego bohatera, który z właściwie dziecka musiał szybko przemienić się w osobę zajmującą się opieką nad farmą, jak i też obowiązkami domowymi. Był on kucharzem, farmerem jak i sprzątaczką wyręczając swoją matkę ze wszystkich właściwie prac domowych. Pomimo wielu różnych obowiązków odpowiadało mu takie życie. Lubił farmę i życie rolnika. Zarazem miał też swoje nietypowe marzenie: podróż do gwiazd. Uciekał od czasu do czasu ku myślom o podróżach między planetarnych. Pomagała mu w tym lektura wielu książek na ten temat, jak i pewien bardzo duży skarb: Max odziedziczył po wujku podręczniki Gildii Nawigatorów. Ta, powiedzmy, że sielankowa atmosfera, kończy się, kiedy matka Maxa postanawia wyjść za Montgomery’ego. Był on jednym z wielu mieszkających w okolicy kawalerów, który charakteryzował się gładkim słowem i raczej nie przepadał za wysiłkiem fizycznym. Nie trzeba mówić, że Max nie był zbyt szczęśliwy z wyboru matki, gdyż sam dosyć ostentacyjnie gardził Montgomerym. Sytuacje pogorszyło jeszcze to, że Montgomery przekonał matkę Jonesa do sprzedania farmy. Dla naszego bohatera było to nie do pomyślenia.

Test pilota Pirxa wymieszany z Ostrym dyżurem.
Test pilota Pirxa wymieszany z Ostrym dyżurem.

Nie wiedział jednak, co począć, aż przypomniał sobie o wspomnianych podręcznikach. Gildia Nawigatorów ma całkowity monopol na nawigacje statkami kosmicznymi. Członkostwo w niej jest w dużej mierze dziedziczne i Max pomyślał, że może jego wujek nie tylko zapisał mu książki w spadku, ale także i członkostwo w Gildii. W tajemnicy przed matką i ojczymem wykradł się w nocy z domu i udał się do najbliższego centrum Gildii, gdzie chciał przedstawić swoją sprawę. Po drodze spotkał włóczęgę imieniem Sam Anderson, z którym do pewnego stopnia się zaprzyjaźnił. Ten całkiem sprytny człowiek korzystając z okazji ukradł Maxowi podręczniki i chciał się pod niego podszyć, lecz Gildia nie dała się oszukać. Kiedy w końcu stawił się w niej Max okazało się, że wujek nie zapisał mu członkostwa. Dostał on jednak pieniądze w zamian za zwrot podręczników, które należą do Gildii. Max posiadał je nielegalnie, ale nie wyciągnięto wobec niego żadnych konsekwencji. Wtedy też nasz bohater spotkał ponownie Sama, który w formie przeprosin zaproponował, że za uzyskane pieniądze załatwi im wstęp na statek, który właśnie przygotowywano do lotu.

O dziwo tym razem Sam nie oszukał Maxa i rzeczywiście zdobył im wstęp na pokład statku na podstawie sfałszowanych dokumentów. Obydwaj mieli pracować na pokładzie dużej jednostki transportowo pasażerskiej. Sam szybko znajdzie sobie nisze na pokładzie i będzie poza oficjalną pracą dorabiać sobie produkując nielegalny alkohol. Max natomiast, dla którego podróż z jednej strony jest wielką radosną przygodą, ma jednak pewne wątpliwości. Nie w ten sposób miał odbyć swoją podróż do gwiazd. Jednak z tego typu rozważań i wątpliwości wyrywała go praca, jaką wykonywał na pokładzie statku. Miał za zadanie opiekować się zwierzętami należącymi do pasażerów. Jego doświadczenie z farmy zaprocentowało i jest on w stanie szybko zdobyć zaufanie tych wielonożnych pasażerów. Jednym ze zwierząt, z którym się zaprzyjaźnia jest w miarę inteligentny pająk należący do Eldreth “Ellie” Coburn. Kiedy przychodzi ona z wizytą orientuje się, że Max nie tylko dobrze opiekuje się on jej zwierzątkiem, ale także potrafi grać w trójwymiarowe szachy. Zaznaczmy, że jest ona inteligentniejsza od Maxa i lepiej gra w szachy, ale w ramach dyplomacji pozwala mu wygrać ich pierwszą wspólną partię.

Aż dziw patrząc na tę ilustrację, że Niemcy stworzyli V1 i V2...
Aż dziw patrząc na tę ilustrację, że Niemcy stworzyli V1 i V2…

W ich spotkaniu ważniejsze od gry było to, że Max spodobał się Ellie i korzystając ze swojego uroku osobistego załatwiła mu ona awans na jednego z pomocników astronawigatora. Pomogło także to, że Max miał wujka w Gildii. Na tym jednak nie koniec jego kariery. Max posiada fenomenalną pamięć i był w stanie bardzo szybko nauczyć się wszystkich swoich obowiązków. Bardzo szybko został zapamiętany przez przełożonych. Będzie to miało przełożenie na późniejszą karierę Maxa, jak i losy wszystkich pozostałych pasażerów statku.

W trakcie podróży dochodzi bowiem do katastrowy. Statek zboczył z kursu i trafił w nieznane ludzkości regiony galaktyki. Załoga była zmuszona lądować na pierwszej napotkanej planecie o odpowiednich warunkach do przeżycia, aby nie tylko naprawić statek, ale i uzupełnić szybko kończące się zapasy. Sytuacje komplikuje także to, że w wyniku katastrofy, jak i dalszych wydarzeń po kolei giną nawigatorzy. W końcu jedyną osobą, która będzie mogła sprowadzić statek z powrotem na Ziemie jest Max.

Wypada zaznaczyć, że technikalia podróży kosmicznych z jednej strony dalej są na swój sposób aktualne, ale zarazem pod pewnymi względami są mocno już przestarzałe. Nawigacja polega na wprowadzaniu na żywo do komputera kolejnych danych, dzięki czemu jest on w stanie, mocno upraszczając, zakrzywiać czasoprzestrzeń. Za tym pomysłem kryje się wymóg odpowiednio szybkiego odczytywania z odpowiednich ksiąg poszczególnych współrzędnych i programowania w ten sposób za każdym razem komputera nawigacyjnego. Stąd też najcenniejszym przedmiotem na każdym statku są książki nawigatorów, gdyż bez nich nie można dokonać poprawnego skoku. Szybko okazało się jednak, że komputery są zdecydowanie sprawniejsze od człowieka i ta wizja przyszłości należy już zdecydowanie do tych zabawnych.

Sama powieść jest historią o dorastaniu. Max z chłopca staje się mężczyzną, co obserwujemy w sytuacji kryzysowej. Od początku jest dobry i szlachetny, ale dopiero postawienie go w sytuacji osoby odpowiedzialnej za losy innych sprawia, że zaczyna on rozumieć swoją sytuacje. Starman Jones czyta się przyjemnie i to pomimo wspominanej dezaktualizacji pewnych elementów podróży kosmicznej. Zasługa w tym w dużej mierze sprawnego operowania przez Heinleina językiem, jak i starannej konstrukcji samej fabuły. W tle mamy także ciekawe grono postaci, które pozwalają podkreślić pozytywne cechy naszego bohatera. Dorosłość ma jednak także pewne negatywne skutki, o czym Max dowiaduje się na końcu powieści, ale nie będę psuć czytelnikom tej strony, w jaki sposób one się objawiają.

ps: okładki oczywiście ze muzeum.

 
 
 

W Czarnej przyszłości (Farnham’s Freehold)

Kolejny dzień w życiu Hugha Farnhama miał być jednym z wielu nudnych i mało ciekawych epizodów. Nic specjalnego się nie stało, poza wizytą córki, Karen i jej koleżanki z akademika Barbary. Razem cała rodzina, czyli jeszcze jego syn Duke i żona Grace spędzali miło wieczór razem ze służącym imieniem Joe. Grają w brydża w dosyć sielankowej atmosferze. Jedynym niepokojącym elementem są wiadomości. Od pewnego czasu sytuacja międzynarodowa się wyraźnie pogarszała. W końcu miała miejsce iskra, która zapoczątkowała katastrofę, III wojna światowa rozpoczęła się wraz z odgłosem wystrzeliwanych rakiet balistycznych. W normalnej rodzinie informacja o atomowej apokalipsie wiązałaby się z przerażeniem. W rodzinie Farnhamów strach wystąpił, ale nie zdominował on ich. Od pewnego czasu byli oni gotowi na najgorsze. W podziemiach ich domu znajdował się schron, który miał pomóc przetrwać bohaterom atak nuklearny. Kolejne eksplozje wstrząsają okolicą, lecz po pewnym czasie nastaje kojąca cisza.

O dziwo okładka Brytyjskiej edycji książki nawet pasuje do jej treści.
O dziwo okładka Brytyjskiej edycji książki nawet pasuje do jej treści.

Wtedy jednak zaczyna kończyć się powietrze. Bohaterowie mają wybór, albo uduszą się, albo zginą od promieniowania. Dosyć logicznie podejmują decyzję o zaryzykowaniu wyprawy na powierzchnie specjalnym tunelem ewakuacyjnym. Na górze nie czeka na nich spalona od promieniowania pustynia, a zielone łąki. Wśród różnych wytłumaczeń, dlaczego spotkała ich tak niezwykła przygoda najrozsądniejszą okazuje się pomysł, że trafili do świata równoległego. Pomimo uniknięcia koszmaru apokalipsy mieli przed sobą dalej różne problemy. Zapasy miały pozwolić przetrwać atak, a nie zagwarantować długotrwałe życie. Powstała drużyna musi w związku z tym niczym Robinson stworzyć sobie miejsce do przeżycia. Taki jest początek Farnham’s Freehold Roberta A. Heinleina. Wiarygodnie i ciekawie opisuje działania bohaterów, jak i tworzenie specjalnych rytuałów, które mają zapewnić im zachowanie zdrowia psychicznego.

Jednakowoż taka opowieść byłaby zbyt prosta i zbyt oklepana. Jeszcze w dużej mierze stereotypowo dochodzi w grupie do spięć i napięć. Grace jest alkoholiczką, do tego ma skłonności do histerii i agresywnych zachowań. Sytuacja, w której się teraz znalazła tylko pogarsza jej stan. Na dodatek córka Farnhamów przyznaje, że jest w ciąży. Podobnie i Barbara, ale o ile nieślubne dziecko Karen w zaistniałej sytuacji nie stanowi większego problemu, to potomstwo Barbary zostało przez nią spłodzone w wyniku gorącego i nagłego romansu z Hughem. Można tylko spekulować, czy relacje pomiędzy Hughem, a Grace Heinlein wzorował na swoim własnym pierwszym małżeństwie, które było dosyć burzliwe. W każdym razie Grace daleko do pozytywnej bohaterki, a jej zachowanie staje się jeszcze gorsze, kiedy Karen umiera w czasie połogu, a jej dziecko wkrótce do niej dołącza. W tym momencie Grace próbuje zmusić Hugh do wygnania z obozu Barbary. W końcu dochodzi między nimi do porozumienia. Grace odejdzie razem z Dukem, który także źle znosił sytuacje, w której się znalazł. Nim jednak będą mogli odejść na horyzoncie pojawiają się ludzie. Pierwszy kontakt nie jest jednak pokojowy, gdyż przybysze są patrolem reżimu, który rządzi w całej Ameryce. Jest to krwawy faszystowski reżim czarnych najeźdźców posiadających rozwiniętą technologię. Do tego są oni rasistami. Naszych bohaterów przed egzekucją ratuje Joe, który, o czym nie wspomniałem, jest czarny.

 

Na szczęście zawsze znajdzie się taka okładka, która wprawi w zdumienie...
Na szczęście zawsze znajdzie się taka okładka, która wprawi w zdumienie…

O ile życie wszystkich jest uratowane, to ich dalsza egzystencja nie jest łatwa. Muszą się dostosować do świata, gdzie nie dość, że panuje inna kultura, to jest ona im wyraźnie wroga. Biali mogą w niej egzystować tylko jako niewyedukowani niewolnicy, albo wykastrowane sługi. Innej drogi nie ma. Każdy z bohaterów na zaistniałą sytuacje reaguje inaczej. Joe, który zdaje sobie sprawę z opresyjności reżimu, korzysta ze swojego awansu do klasy panującej zwracając uwagę na to, jak był traktowany w „naszej” Ameryce. Hugh próbuje przetrwać jako sługa będąc wierny i posłuszny, ale próbuje przy okazji bronić swoich towarzyszy. Podobnież i Barbara, która próbuje uratować swoje i Hugh dzieci (miała bliźniaki). Grace zostaje kochanką przywódcy czarnych i zatraca się w alkoholu, natomiast Duke traci wole do życia.

Książka, chociaż przedstawia brutalną dyktaturę czarnych jest tak na prawdę opowieścią mocno antyrasistowską. Mamy tutaj do czynienia z klasycznym odwróceniem ról, aby pokazać, że jakakolwiek dyskryminacja nie jest czymś dobrym. Heinlein stosuje przy tym dosyć szokującą dla niektórych metodę tworzenia opowieści. Rządy czarnych nad białymi są niezwykle brutalne i przy ich opisie wykorzystanych zostało wiele stereotypów na temat murzynów. Zarazem efektem lektury nie jest utwierdzenie w nich, a odrzucenie. Wszystko dzięki dosyć przewrotnemu prowadzeniu opowięści i odpowiednio umiejętnym kreowaniu poszczególnych bohaterów. Dosyć dużo miejsca zajmują także uwagi na temat relacji pomiędzy panem, a niewolnikiem, co przypomina Logic of Empire, opowiadanie opublikowane w „Astounding Science Fiction” w Marcu 1941. Tam mamy do czynienia z niewolnictwem na Wenus opisanym podobnież z perspektywy niewolnika. Podobieństwo jest tym wyraźniejsze, iż w obydwu tych opowieściach mamy do czynienia z krytyką niewolnictwa, ale z wyraźnym zaznaczeniem, że nie zawsze można wszystko sprowadzić do czarno białego obrazu rzeczywistości. Każdy ma swoje racje, tak właściciele niewolników na Wenus, jak i czarni władcy Ziemi. Po lekturze czytelnik doskonale rozumie poszczególne racje i nie przeszkadza w tym niechęć do całego systemu i wyglądu świata.

 

... albo przerażenie.
… albo przerażenie.

Farnham’s Freehold wydano najpierw w “Worlds of If” w 1964. Już po wielkim sukcesie Stranger in a Strange Land i przed bardziej dziwnymi książkami. Jest to bardzo starannie przemyślana opowieść i dobrze napisana. Widać, że Heinlein z jednej strony wykorzystał tematykę, w której dobrze się czuje (przetrwanie w niegościnnych warunkach), a z drugiej umiejętnie dodał pewne kontrowersyjne treści. Pod pewnymi względami można określić tę powieść dorosłą książką dla młodzieży. Mamy do czynienia z wieloma elementami często występującymi w utworach kierowanych do młodszych czytelników, takimi jak wyraźnie zarysowany świat z bardzo dookreślonymi bohaterami. Zarazem dodane, możliwe, że autobiograficzne, elementy sprawiają, że trafia ona do starszego czytelnika. Polecam, szczególnie dla tych, którzy chcą krótkiej książki Heinleina.

Okładki, jak zwykle, za wspaniałą stroną.

 
 
 

Bestia z gwiazd dla młodzieży

Mocno humorystyczna okładka przywodząca na myśl choćby naszego Smoka Wawelskiego.

Jak wielekroć było już tutaj wspominane na blogu Robert Heinlein karierę pisarską tak na prawdę zaczął pisząc książki dla młodzieży. Stąd też będziemy tu jeszcze parę razy opisywać powieści kierowane do młodszego czytelnika. Omawiana tutaj pozycja jest trochę starsza niż Podkayne of Mars. Ukazała się najpierw na łamach trzech numerów The Magazine of Fantasy & Science Fiction (maj – lipiec 1954), i w tym samym w wersji książkowej. Zaznaczmy, że początkowo znana ona była pod tytułem Star Lummox.

Głównym bohaterem opowieści jest John Thomas Stuart XI. Chłopak uczęszcza do szkoły wyższej, ale nie to sprawia, że nadawał się na czołową postać książki. Zwracam uwagę na XI pojawiającą się przy jego nazwisku. Rodzina Stuartów była zbieraniną ludzi, którzy, nie zawsze rozsądnie, poszukiwali przygody, ale byli bardzo przywiązani do swoich imion. Wspomnijmy, że chociaż była ona mocno zaangażowana w rewolucję na Marsie, która dała tej planecie niepodległość, to od kilku pokoleń mieszkała na Ziemi. Zaznaczmy tutaj, że cała błękitna planeta jest zjednoczona i posiada jedną centralną władzę. Niestety dla niego nasz bohater nie posiada ojca. Zginął on bowiem w trakcie jednej z podróży kosmicznych, w których często brał udział. Taki jego los sprawia, że matka bohatera sumiennie zakazuje i blokuje wszystkie plany bohatera, którego życiowym celem jest związanie swojej przyszłości z gwiazdami.

Dalej jednak nie tłumaczy to, czemu Heinlein napisał o takim bohaterze książkę… a może nie o niego tutaj tak na prawdę chodzi? Fabuła Star Beast jak sam tytuł wskazuje, kręci się dookoła tajemniczej gwiezdnej bestii. Jest nią istota o imieniu Lummox (stąd oryginalny tytuł), która przypomina larwę, czy też raczej stonogę o ośmiu kończynach z wielką głową. Zdecydowanie nie było to najładniejsze zwierzątko domowe, jakie mógł posiadać John Thomas Stuart XI. Była to jednakże niejako pamiątka rodzinna, gdyż został sprowadzony przez VIII Stuarta. Natrafił on na niego w trakcie jednej ze swoich podróży i o ile na początku było to małe stworzenie, to z roku na rok rosło. Teraz miało już kilka metrów długości i wilczy apetyt. Jedzenie było zresztą jednym z głównych problemów, jakie były z Lummoxem – mógł on jeść bez końca i w praktyce wszystko. Od sałaty po stal. Pewnego dnia znudzona ta bestia wyszła na spacer z posesji rodziny Stuartów i postanowiła pozwiedzać okolice. Po drodze zniszczyła parę róż, zjadła jednego mastiffa i dopełniła posiłek sałatą sąsiada. Wtedy jednak tenże sąsiad, pan Ito, chwycił strzelbę i wystrzelił w biedną kilkumetrową bestię zdolną zjeść wszystko, w tym i zapewne człowieka. Ta uciekła przerażona niszcząc po drodze wszystko, co napotkała. Przerażona, ale nijak niezraniona, gdyż prosty pocisk nic jej nie mógł zrobić. Miasto wpadło w zdenerwowanie. Grupy mieszkańców zaczęły naciskać, że tak niebezpieczna istota nie powinna móc żyć i ludzie domagali się rozwiązania problemu. Rozpoczął się proces sądowy mający ustalić, co zrobić z Lummoxem.

Hiszpańska Bestia. Picasso byłby dumny.

W między czasie na arenę wydarzeń wkracza Betty Sorenson. Młoda dziewczyna w wieku mniej więcej Johna Thomasa, która rozwiodła się od swoich rodziców i mieszkała w akademiku. W świecie przyszłości będzie można dokonać tego marzenia wielu młodych ludzi, chociaż cały wątek jest jedynie zaznaczony przez Heinleina. Ciekawe jednak, że tego typu motywy często pojawiają się w twórczości różnych autorów. Jednakże Sorensen nie jest rozpuszczoną dziewczynką, za jakie przyjęło się uważać osoby zrywające ze swoją rodziną. Wręcz przeciwnie, jest inteligentna i bardzo rozsądna. Jest także obiektem uczuciowego zainteresowania głównego bohatera. Tutaj także pojawia się pewien ciekawy element książki. Teoretycznie to John Thomas jest główną postacią, jednakże jest on w dużej mierze bierny i niezbyt zaradny. To Betty kieruje jego postępowaniem i to ona ratuje jego skórę, gdy za bardzo zaufa on swoim bardzo romantycznym myślom.

Mamy więc zarys powieści, ale Heinlein dorzuca do niego jeszcze jeden element. Na Ziemie zmierza statek przedstawicieli rasy Hroshii. Jest to dosyć tajemnicza rasa, która z ziemianami kontaktuje się poprzez doktora Ftaemla z rasy Rargyllian. Ci wyglądają niczym fioletowe mitologiczne meduzy z ogonami. Najciekawszą jednak ich cechą jest to, że spełniają oni rolę dyplomatów i tłumaczy w relacjach między różnymi rasami. Tak jest i teraz i Ftaeml zjawia się w biurze pochodzącego z Kenii Henryego Gladstone’a Kiku, który pełnił funkcję sekretarza w Departamencie Spraw Przestrzennych (Department of Spatial Affairs) z informacją, że ziemianie porwali przedstawicielkę rasy Hroshii. Jeżeli jej nie zwrócą, to zostaną eksterminowani. Tego typu groźba nie robiłaby na nikim wrażenia, gdyby nie to, że odpowiednie osoby zostały przekonane, że byli oni realnie w stanie to zrobić. Rozpoczynają się w związku z tym gorączkowe poszukiwania istoty, która pasowałaby do opisu Hroshii przedstawionego przez Ftaemla. Niestety nigdzie nie można jej znaleźć.

Książka dzieje się na kilku planach, przy czym pełna jest czasem drobnych, ale ciekawych szczegółów i pomysłów odnośnie przyszłości. Przykładowo Kiku poddaje się specjalnemu dostosowaniu przy użyciu hipnozy, aby móc rozmawiać z Ftaemlem. Jego mackowate włosy przyprawiają go o mdłości i potrzebuje w związku z tym pomocy lekarskiej, aby pozbyć się tej przypadłości. Powieść zwraca także uwagę bardzo silnym podkreśleniem postaci kobiecej. Nie mamy tutaj do czynienia z tylko papierową karykaturą, jak to często ma miejsce w literaturze młodzieżowej. Wręcz przeciwnie, jest ona nie dość, że bardzo sprawnie wykreowana, to w gruncie rzeczy jest ona znacznie ciekawsza niż teoretyczny główny bohater.

Natomiast Portugalczycy ewdientnie chcą, aby młodzi ludzie miewali koszmary.

Jednakże główną przyjemność czytelnik czerpie z opisów rozważań Lummoxa. Jest on pod wieloma względami zapowiedzią początku Stranger in a Strange Land ze znajdującym się tam przedstawieniem sposobu myślenia obcego na Ziemi. W Star Beast jest to równie zabawne i ciekawie poprowadzony wątek. Zresztą sama książka zaczyna się od dosyć długiego opisu podróży Lummoxa, która sprowadziła na niego tyle niebezpieczeństw. Jest on odpowiednio szczegółowy tam, gdzie dla nas zwrócenie uwagi na te rzeczy powinno być dziwne, a jest strasznie oględny w tych sprawach, które interesują człowieka. Czyli mówiąc innymi słowy, Lummox myśli w sposób dla nas obcy.

Książka jest pisana do młodego czytelnika. Teoretycznie była kierowana przez wydawcę do młodych chłopców. Jest ona jednak bardzo nietypowa na to, jak rozumiemy taki gatunek literacki. Nie dość, że jak na swoje czasy zestaw bohaterów reprezentuje różnorodny przekrój przez społeczeństwo Ziemi (co w tamtych czasach mogło robić wrażenie), to na dodatek okazuje się, że chłopak potrzebuje dziewczyny – co jest dosyć zaskakującą konstatacją biorąc pod uwagę odbiorcę powieści. Na dodatek od pewnego momentu zamiast historii przygodowej zamienia się ona w pełna napięcia opowieść o dyplomacji i polityce. Równocześnie Heinlein postarał się, aby całość dobrze napisać. Jest to jedna z przyjemniejszych książek w jego dorobku, gdzie pozwala sobie na bardzo dużo biorąc pod uwagę ograniczone ramy gatunkowe. Szczerze polecam.

Okładki jak zwykle za odpowiednią stroną

 

 
 
 
 

Chodźmy zabijać smoki!

Dziękujemy Wielkiej Brytanii za ich fascynację nagimi piersiami na okładkach książek.

Pozostajemy w nastroju recenzyjnym. O ile w piątek był film, to teraz książka “naszego głównego autora”. Rok 1963 był bardzo przyjemny dla fanów Roberta A. Heinleina. Dwa lata po wydaniu Obcego w obcym kraju na rynku pojawiło się na raz kilka jego książek. Opisana już Podkayne of Mars, ale też Orphans of the Sky i przedstawiane tutaj Glory Road. Powieść, o której tutaj piszę ukazała się najpierw w czasopiśmie The Magazine of Fantasy & Science Fiction w numerach od lipca do września tego roku, a potem w formie książkowej. Z wielu powodów jest to tekst wyjątkowy w dorobku tego pisarza. Po pierwsze jak sam przyznawał była to powieść bardzo przyjemna w pisaniu. Większość jego książek powstawała w bólach przez wiele miesięcy i była to bardzo żmudna praca. Tutaj nie dość, że Heinlein napisał ją relatywnie szybko, to i jak sam twierdził bez większego wysiłku. Drugim elementem wyróżniającym Glory Road spośród innych utworów Heinleina jest gatunek, z jakim mamy do czynienia. Pisał on prawie wyłącznie fantastykę naukową, tutaj jednak mamy do czynienia z fantasy. Dosyć nietypowym, ale jednak fantasy.

Główny bohater to Evelyn Cyril Gordon, żołnierz niedawno zwolniony ze służby w amerykańskim wojsku, który na początku powieści przebywa na południu Francji. Jego służba była najpewniej w Wietnamie, choć Heinlein nigdy nie stwierdził tego wprost. Gordon jest typem ulubionego bohatera naszego pisarza: silny i zdolny. Jest byłym żołnierzem i zna się na fechtunku, tak samo jak i autor książki. Dodajmy także, że nie jest to typ straceńca, a raczej człowiek, który zawsze wybiera najbardziej bezpieczny, ale dający odpowiednie zyski, wariant życia. Opis jego kariery i tego, co się z nim działo aż do zwolnienia z wojska należy zresztą do jednego z przyjemniejszych i zabawniejszych spośród tych, które znajdziemy w książkach Heinleina. Dodajmy też, że bohater nie był najprzystojniejszym mężczyzną, gdyż jego twarz mocno szpeciła blizna, którą zdobył w czasie służby. Do Francji trafił na przeczekanie, w trakcie służby zebrał, bowiem duża ilość losów loterii organizowanej przez Irlandzki rząd i oczekiwał na wyniki losowania. Była to dosyć popularna w owym czasie loteria gwarantująca czasem duże zyski. Niestety okazało się, że większość losów przez niego zebranych została sfałszowana i zamiast dużej ilości pieniędzy nagle okazało się, że jego plan zostanie bogaczem spełzł na panewce. W tej sytuacji odpowiada na ogłoszenie w gazecie o poszukiwaniu odważnego mężczyzny. Na umówionym miejscu okazuje, że zostało ono zamieszczone przez Star, piękną młodą kobietę, która oferuje mu prace. Chce ona mianowicie odzyskać przedmiot o nazwie Jajo Feniksa i do tego potrzebuje mieć odpowiednią drużynę. Poza Gordonem i nią w wyprawie ma im towarzyszyć starszy mężczyzna o imieniu Rufo, który ma pewne zadawnione związki z główną bohaterką, ale, na czym one polegają, nie będę zdradzać. Nim jednak będą mogli wyruszyć Star pyta się bohatera, jak ma go nazywać, ten odpowiada, że Oh, Scar is a good enough name (Oj, Blizna, to odpowiednio dobre imię), gdyż było to przezwisko, jakie zdobył sobie w trakcie pobytu w szpitalu podczas służby wojskowej. Star jednak zrobiła z tego Oscara i pomimo jego protestów uparła się przy tym imieniu.

Niemiecka wyobraźnia jest wspaniała. Charakteryzuje się ona tym, że chce się od niej uciekać na drugi kraniec świata.

Wybór imienia bohatera nie jest bez znaczenia, tak samo jak i blizna. Ta ostatnia stanowi „znak bohatera” i podkreśla, że nie jest on zwykłym człowiekiem. Natomiast zmiana imienia z tego, które miał jako normalny mieszkaniec ziemi, na to nadane mu na wyprawę pokazuje, że przekroczył on granicę pomiędzy dwoma stanami. Wszystkie wydarzenia do tego momentu były opisane w mniej lub bardziej realistyczny sposób. Francja była rzeczywista, a i ludzie nie mieli żadnych niezwykłych cech. W momencie jednak, kiedy Gordon wyrusza na przygodę świat ulega zmianie. Zaraz po nadaniu nowego imienia trójka bohaterów przenosi się do innej rzeczywistości. Trafiają na inną planetę pełną baśniowych istot. Nie mamy jednak w trakcie lektury Glory Road do czynienia z czystym fantasy, gdyż, chociaż na kartach powieści spotkamy smoki i magię, to wszystko jest pod pewnymi względami wyjaśnione w sposób niby-realistyczny. Smoki i inne mityczne bestie są obcymi rasami, a magia ma więcej wspólnego z nauką, która jest na tyle rozwinięta, że wykraczająca poza możliwości poznawcze człowieka.

Przeniesienie bohatera do innego świata przypomina chociażby przygody Johna Cartera i skojarzenie jest słuszne. Heinlein ewidentnie zainspirował się Burroughsem przy pisaniu tej książki. Widać to także wyraźnie w tym, co stanowi jeden z głównych elementów opowieści: próby dostosowania się przez Gordona do nowego i niezwykłego świata. Na czym jednak polega owo przystosowanie się do innego w wydaniu Glory Road? Heinlein nie byłby sobą, gdyby nie wiązało się to między innymi z odrzuceniem przez bohatera naszej moralności odnośnie spraw damsko-męskich. Jednym z elementów dopasowywania się do sytuacji jest mianowicie utrzymywanie przez naszego bohatera kontaktów seksualnych nie tylko ze swoją ukochaną. Generalnie: im więcej partnerów tym lepiej i zaznaczmy, że ta swoboda odnosi się także do kobiet, które nie mają wcale obowiązku zachowania wierności, czy czystości. Oczywiście mamy też i inne elementy zderzenia kultur i cywilizacji, ale nie są one tak spektakularne.

Nie będę zdradzać tego, co się dzieje z bohaterami po przeniesieniu do innego świata, powiem jednak, o czym jest tak na prawdę książka. Właściwie nie wymaga to zbyt wielu wyjaśnień i wystarczy wskazać na tytuł: Droga Chwały. Heinlein tworząc swoją opowieść tak naprawdę pisze wariacje na punkcie opowieści o bohaterach. Sam przyznawał się tutaj do inspiracji królem Arturem i rycerzami Okrągłego Stołu, ale skojarzenia mogą także prowadzić do Campbella. Większość jego bohaterów zwykle była od początku do końca ukształtowana, a tutaj mamy do czynienia z poznawaniem przez Gordona swojej roli i akceptacji tego, kim jest, czyli człowiekiem, który dla przygody zabija smoki. Wiąże się z tym pewne wyrzucenie poza społeczeństwo, także to świata fantazji. Bohater jest i musi być samotnikiem, ponieważ tego od niego oczekuje podróżowanie po Drodze Chwały.

O dziwo książkę wydano w Polsce. Okładka jest odpowiednio dziwaczna i nie ma żadnego związku z fabułą.

Z tego opisu zapewne widać, że książka mi się podobała. Jest ona jedną z moich ulubionych napisanych przez Heinleina. Zawiera w sobie wszystkie elementy jego twórczości, które sprawiają, że sumiennie staram się zebrać i przeczytać wszystko, co kiedykolwiek napisał: ciekawych bohaterów, ostre i skrzące się humorem dialogi, oraz dużo pomysłów wypełniających opowieść. Jest to także jedna z najlżejszych książek w jego dorobku. Pod wieloma względami uważam też, że wszystkie osoby żyjące w związkach powinny ją przeczytać i tutaj nie chodzi mi o swobodę seksualną propagowaną przez Heinleina, a o jego uwagi odnośnie tego, jakie konsekwencje ma bycie bohaterem.

 

Książkę wydano w Polsce pod tytułem Szlak chwały w 1993 roku w tłumaczeniu  Zbigniewa A. Królickiego i Andrzeja Sawickiego. Nigdy tego wydania nie miałem w rękach, więc nie jestem w stanie powiedzieć, jak im wyszło.

 

Okładki za wiadomą stroną

 
 
 
 
 
 
 
 

Ludzie nieśmiertelni (Methuselah’s Children)

Nie bardzo wiem, jaki okładka ma związek z zawartością, ale co tam.

Z powodu późnego powrotu z wyjazdu zamieszczam recenzje książki. Inny większy i bardziej ogólno-zabawowy tekst zamieszcze przy następnej okazji. 

Jeżeli kogoś obeznanego z twórczością Heinleina spytać, kto był najważniejszym bohaterem jego książek padnie najpewniej jedna konkretna odpowiedź: Lazarus Long. Ma to miejsce pomimo tego, że żadna z trzech powieści, w których się on pojawia, nie znajduje się na liście stworzonej przez Heinleina, a wymieniającej najważniejsze książki, które napisał – prezentowały one według niego najlepiej jego poglądy na świat i człowieka. Lazarus Long, choć pojawia się w mniej ważnych książkach naszego autora, jest równocześnie bardzo ważnym bohaterem. Silny, inteligentny, pewny siebie i reprezentujący ekstrema tak indywidualizmu, jak i swobody obyczajowej. Wszystkie cechy, które pasowały samemu Heinleinowi. Po raz pierwszy pojawił się na kartach recenzowanych tutaj Methusalah’s Children.

Wersja książkowa została oparta na noweli, która była opublikowana w 1941 roku na łamach Astounding. Po prawie dwudziestu latach Heinlein przerobił ją na pełnoprawną powieść i w konsekwencji wydano ją w 1958. Zaznaczam tutaj, że nie czytałem wersji oryginalnej, ale z tego, co wiem, to różnica polega głównie na dodaniu kolejnego wątku do opowieści.

W ramach twórczości Heinleina omawiana książka zajmuje konkretne miejsce. Methusalah’s Children zalicza się do tak zwanych Historii przyszłości (Future Histories). Była to seria opowiadań i książek połączonych wspólnym światem. Miała to być opowieści o przyszłość ludzkości, gdzie kolejne wydarzenia mają związek z następującymi po nich opowiadaniami. W trakcie lektury znajdziemy w związku z tym odniesienia do innych utworów z tego cyklu, takich jak opowiadania zebrane w tomiku Revolt in 2140. Naszą recenzje książki zacznijmy może od wprowadzenia drogiego czytelnika w sytuacje, w której znajdują się bohaterowie. Ludzkość rozwinęła się technologicznie, planuje podbój kosmosu i w tym celu buduje statek New Frontiers, który jest statkiem kolonizacyjnym, drugim swojego typu (kiedyś o pierwszym z nich napisze), ale w momencie, gdy mają miejsce wydarzenia związane z fabułą jest jedynym znajdującym się na orbicie ziemi. Jego celem są planety poza układem słonecznym.

Ludzkość dokonała daleko idącego postępu, tak, jeżeli chodzi o technologię, jak i działanie państwa. Czego jednak chce każdy człowiek nieważne jak dobra jest jego sytuacja? Odpowiedź jest prosta: nieśmiertelności.

Nie, to nie jest kontynuacja Highlandera, a na okładce nie ma Connora MacLeoda.

Jak wiadomo wszyscy kiedyś umrą, Są jednak w tamtych czasach tacy ludzie, która żyje dłużej niż reszta populacji. Nazywają się Rodzinami Howarda. Stowarzyszenie to nie opierało się na związkach krwi zostało założone przez Irę Howarda. Miało ono na celu poprzez odpowiedni dobór genetyczny wydłużyć długość życia jego członków, albo nawet doprowadzić ich do nieśmiertelności. Założenie tak rozbudowanego i silnego stowarzyszenia było możliwe dzięki majątkowi fundatora, którego się dorobił w Kalifornii podczas Gorączki złota. Ira zapisał wszystkie swoje pieniądze w testamencie Rodzinom z poleceniem, aby jej członkowie brali śluby i płodzili dzieci tylko z wybranymi osobami, które mogą poszczycić się odpowiednio długowiecznymi przodkami. Każdy, kto podda się tym regułom będzie mógł liczyć na wsparcie finansowe Rodzin i to w dosyć dużym wymiarze.

Książka powstała w latach przełomu w myśleniu ludzi, kiedy to Eugenika przestała być nauką i została zastąpiona przez Genetykę, która ma bardzo podobne idee, tylko ładniej przedstawione. Stąd też niektóre pomysły mogą wydawać się niezbyt „przyjemnymi”. W każdym razie efekty działania Rodzin Howarda są wyraźne. Ludzie zrzeszeni w tej organizacji żyją znacznie dłużej niż reszta populacji, bowiem w XXII wieku są w stanie dożyć do około 150 lat. Jest jednak wśród nich osoba wyjątkowa: Woodrow Wilson Smith. Jednakże nie jest to imię, pod którym zna go większość ludzi, gdyż tym jest Lazarus Long. Fabuła Methusalah’s Children rozpoczyna się w 2125 roku, natomiast nasz bohater urodził się w 1912. Dlaczego jest taki żywotny? Nie wiadomo i sam Heinlein nigdy nie próbował na to pytanie odpowiedzieć poza ogólnym stwierdzeniem: „anomalia”.

Rodziny Howarda przez długi czas ukrywały się przed społeczeństwem, co było tym łatwiejsze, że nikt nie podejrzewał, że może istnieć grupa długowiecznych ludzi, po których tego nie widać. Pomagało w tym to, że poprzez odpowiednio postawionych ludzi mogli zdobywać dokumenty i inne materiały, które pozwalały ukryć prawdziwą tożsamość każdego z członków Rodzin. Kiedy jednak upadł teokratyczny reżim zapoczątkowany przez proroka Nehemiaha Scuddera, który kontrolował Stany Zjednoczone od początków XXI wieku (2012 rok! Wybory prezydenckie!), Rodziny postanowiły się ujawnić. Skłania ich do tego powstanie wydawałoby się gwarantującej swobody wspólnoty-państwa obejmującego całą ziemię. Był to duży postęp w porównaniu do totalitarnego państwa Scuddera z rozbudowanym aparatem cenzury i silnym aparatem represji. Okazało się to jednak dosyć dużym błędem, gdyż po pewnym czasie pojawiła się zazdrość reszty społeczeństwa wobec Rodzin. Wszyscy chcieli poznać sekret ich długiego życia.

Gandalf z pojemnikiem pełnym embrionów. Czy na pewno redaktor czytał książkę, kiedy wybierał okładkę?

Dlaczego sekret? Z banalnego powodu, ludzie nie wierzyli, że długowieczność członków Rodzin wynika z doboru naturalnego. Widzieli w tym działanie jakiegoś tajemniczego specyfiku-lekarstwa. W związku z tym rozpoczyna się wielka operacja wyłapania wszystkich jej członków przeprowadzona przez zmuszone do takiego działania państwo. Próbuje się na nich wymusić ujawnienie powodu, dlaczego mogą tak długo żyć. Wszystko idzie zgodnie z planem, ale jeden z członków Rodzin ucieka. Jest to nasz Lazarus.

Od początku jest on przedstawiany przez Heinleina jako indywidualista, silna jednostka i człowiek, który sam sobie radzi ze wszystkim. Przez wiele lat trzymał się z dala od Rodzin i dopiero w trakcie wydarzeń opisywanych na pierwszych kilku stronach książki powrócił na łono stowarzyszenia. Po ucieczce przed obławą i wymknięciu się siłom porządkowym Lazarus podejmuje starania uwolnienia pojmanych towarzyszy. Spotyka na swojej drodze nietypowego sojusznika, Administratora Ziemi Slaytona Forda, który nie będąc w stanie powstrzymać ludzi przed samosądem na Rodzinach postanawia im pomóc w ucieczce. Zorientował się on, że jej członkowie mówią prawdę na temat tego, dlaczego mogą żyć dłużej niż reszta ludzi i zdał sobie sprawę, że ta świadomość jeszcze bardziej rozsierdzi mieszkańców Ziemi. Jednak, aby umożliwić ucieczkę Rodzinom będą oni musieli porwać wspomniany na początku recenzji statek New Frontiers. W skutecznemu wymknięciu się ewentualnemu pościgowi pomoże im odkrycie Andrewa “Slipsticka” Libby’ego, który także należał do Rodzin Howarda. Odkrył on mianowicie mechanizm, dzięki któremu statek będzie mógł lecieć z prędkością bliską prędkości światła. Dzięki temu będą w stanie dotrzeć do celu ucieczki – wolnej planety nadającej się do kolonizacji – w przeciągu kilku lat, a nie kilkuset.

Mniej więcej w połowie książki udaje im się tego wszystkiego dokonać i Rodziny w towarzystwie Forda, który jest świadom, że nie może zostać na Ziemi wyruszają na poszukiwanie nowego domu. Dalsza część opowieści poświęcona jest przygodom i kontaktom z obcymi cywilizacjami zamieszkującymi kolejne planety. Chociaż żadna nie jest wrogo nastawiona do ludzi, to koniec końców okazuje się, że niemożliwa jest współpraca i współżycie między nimi, a uciekinierami. W końcu postanawiają wrócić na Ziemie, lecz tam czeka ich niespodzianka.

Lazarus Long jest jednym z ulubionych bohaterów Heinleina. Poświęcił mu jeszcze jedną książkę (Time Enough for Love), a i pojawia się na kartach kilku innych. Same Dzieci są całkiem przyjemną opowieścią, ale widać, że jest to wczesny Heinlein. Dialogi nie bawią tak, jak w późniejszych jego dziełach, a i fabułą nie jest zbyt konkretna. Po ucieczce z Ziemi dalsza narracja traci impet i jest ledwie dobijaniem do końca. Niby problemy naszych bohaterów mają przekazywać różne uwagi na temat tego, jak działa społeczeństwo, ale nie daiała to zbyt dobrze. Jest trochę zbyt dydaktyczne, za mało fabularne i zrobione bez pomysłu. Wydaje się, że dodane rozdziały były pisane zbyt szybko i niejako z konieczności, aby wcześniej opublikować nową książkę. Na szczęście nie trwa to zbyt długo, gdyż sama książka nie należy do zbyt długich. W dorobku Heinleina znajdują się znacznie lepsze pozycje i choć nie jest to zła publikacja, to raczej nie należy od niej zaczynać swojej znajomości z tym autorem.

Okładki, okładki