Obecnie większość ludzi kojarzy kanadyjski przemysł rozrywkowy, jako miejsce, gdzie sąsiedzi z południa kręcą swoje filmy i seriale. W ten sposób Vancouver stało się w praktyce telewizyjną stolicą Ameryki, gdzie mieści się wszystko od Nowego Yorku aż po Los Angeles. W tym wszystkim zapomina się, że Kanadyjczycy posiadają także i własną telewizję, a także produkują swoje własne seriale telewizyjne. Wyjątkiem jest Due South, które było wielkim sukcesem. Poza tym zapomina się nawet czasem, że dany serial jest z Kanady, jak ma to często miejsce w przypadku serialowej inkarnacji Robocopa. Pomimo, a może i dzięki temu, że kanadyjska telewizja jest traktowana per noga, to charakteryzuje się ona dużymi ambicjami, którym nie dorównuje zdecydowanie budżet poszczególnych produkcji. Pewnym ratunkiem są międzynarodowe koprodukcje, ale rzadko kiedy osiągają one sukces. Dlatego też w odniesieniu do tych seriali można stwierdzić, że mają one ciekawe pomysły, ale niestety wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Warto jednak czasem zaglądać na to, co się dzieje w kraju syropu klonowego.
W 2000 roku na ekrany telewizyjne trafił niepozorny serial pod tytułem Starhunter. Opowiada on o łowcy nagród imieniem Dante Montana. W tej roli zatrudniono aktora, który kiedyś miał być przystojniakiem i obiektem westchnień kobiet, ale kariera mu nie wyszła. Chodzi o Michaela Paré, o którym wspominałem przy okazji Streets of Fire. Dante podróżuje wynajmowanym od swojego pracodawcy starym statkiem Trans-Utopia Cruiseship HHS, który najczęściej nazywany jest zdrobniale Tulip. Mamy tutaj do czynienia z dużym statkiem, pełnym korytarzy i zapewne różnych pomieszczeń o przedziwnym przeznaczeniu. W toku serialu pokazany jest ledwie jego skrawek (z tego co pamiętam nie pojawia się wspominana w jednym odcinku sala balowa). Dante nie byłby w stanie samemu kierować tak dużą jednostką stąd też załogę uzupełnia dzielna żołnierka, która służyła w służbach specjalnych imieniem Lucretia Scott. Poza tym na pokładzie znajduje się Percy Montana, kuzynka Dantego, która jest mechanikiem pokładowym. Dodajmy, że jest trochę marzycielska i zdecydowanie niezbyt zorganizowana, ale doskonale zna się na statkach. Całość uzupełnia komputer pokładowy Caravaggio.
Serial, jak łatwo się zorientować dzieje się w dalekiej przyszłości, w XXIII wieku. Bohaterowie podróżują po układzie słonecznym i dostają kolejne zlecenia, które mogą polegać na transporcie więźniów, jak też i poszukiwaniu przestępców. Mamy jednak wyraźny wątek przewodni całej produkcji. Otóż Dante poszukuje swojego syna Travisa. Kilka lat temu został on porwany przez tak zwanych Raidersów. Są oni ofiarami eksperymentów naukowych, którzy między innymi w ich wyniku stracili możliwość posiadania dzieci. Stąd też porywają je z różnych planet. Rząd prowadził z nimi kiedyś wojnę i udało się ograniczyć ich działania do sporadycznych ataków, ale dalej są oni pewnym zagrożeniem dla pokoju i bezpieczeństwa.
Uważny czytelnik już teraz zapewne zauważy pewne podobieństwa jakie łączą Starhuntera z wyprodukowanym jakiś czas potem popularnym Firefly’em. Widzimy je w strojach bohaterów, jak też i w ogólnej stylistyce, która tu i tu odwołuje się do westernów. Co ciekawe, nie jest to pierwszy kosmiczny western w dorobku Paré’a. Oto w 1985 roku na ekrany kin trafił film Space Rage opowiadający o bezwzględnym mordercy, który ucieka z wiezienia znajdującego się na jednej z ziemskich kolonii. Jest to całkiem przyjemny film klasy B, którego niewątpliwą zaletą jest dostrzegalne w oczach Paré szaleństwo.
W kwestii podobieństw pomiędzy Firefly, a Starhunterem oczywiście można wskazywać, że wynikają one z pewnego ducha czasu, jak to miało miejsce w przypadku wielu około Matrixowych filmów i seriali (Harsh Realm na przykład). Jednak charakter tych podobieństw każe jednak spytać, czy przypadkiem nie wynikają one z tego, że Whedon obejrzał chociaż jeden odcinek Starhuntera. Dotyczą one bowiem samej stylistyki serialu i choć Firefly miał znacznie większy budżet, to i w niektórych odcinkach widać bardzo podobne rozwiązania fabularne.
Jedną z rzeczy, która zwraca uwagę, jest to, że w Starhunterze mamy poza wątkiem Travisa drugi wątek główny. Dotyczy on tajemniczej organizacji Orchard, która ma dosyć niepokojące plany względem całej galaktyki. Otóż poszukuje czegoś o nazwie Divinity Cluster. Jest to część mózgu, która sprawia, że człowiek miałby awansować ewolucyjnie. Próbowano się do niego dostać poprzez sprzeczne z prawem operacje (wykonywane w trakcie krwawych wojen, które toczyły się w układzie słonecznym), jak też i farmakologicznie. Efekty tych działań pod pewnymi względami przypominają to, co zrobiono River Tam.
O ile jednak Firefly powstało ledwie kilka odcinków, to Starhunter przetrwał aż dwa sezony. Przy czym drugi – który powstał po pewnej przerwie, już po premierze serialu Whedona – opowiada trochę inną historię i posiada dopisek do tytułu 2300. Minęło 15 lat i tym razem to Travis szuka swojego ojca. Oto Tulip w wyniku wydarzeń z końca pierwszego sezonu wszedł w hiperprzestrzeń z Percy na pokładzie, z której wyszedł dopiero po tych 15 latach (acz dla Percy były to sekundy). Udaje się ona na jedną ze stacji kosmicznych i w wyniku różnych zawirowań zdobywa nową załogę. W jej skład wchodzi Travis i Marcus Fagen, jego przyjaciel z czasów, gdy byli Raidersami, ale teraz pracują jako łowcy nagród. Do tego dodajmy Callistę Larkadię, która była kiedyś żołnierzem na Marsie, ale potem odeszła z wojska oraz Rudolpho deLuna, który w pierwszym sezonie był szefem Dantego, ale po kolejnym rozwodzie stracił cały majątek.
Początkowo opowieść skupia się na relacjach pomiędzy członkami załogi, ale stopniowo pojawiają się kolejne wątki. Okazuje się także, że Orchard wraca i ma nowe niecne pomysły. O ile w pierwszym sezonie cały serial w praktyce dział się tylko na pokładzie Tulipa, tak teraz, wraz pewnie z trochę większym budżetem, pozwolono załodze trochę pochodzić po świecie.
Cechą charakterystyczną Starhuntera, poza odwołaniami do westernowej stylistyki, są ambicje twórców, aby stworzyć porządny serial s-f. Mamy tutaj na przykład dylatację czasu, która odgrywa dużą rolę w całej produkcji. Istnieje także zarysowana rozbudowana polityka wewnątrz układowa. Poszczególne odcinki korzystają z wielu standardowych rozwiązań, jak eksperymenty naukowe, czy handel organami, znajdują się jednak czasem całkiem oryginalne pomysły. Nie jest to przykład produkcji w stylu potwora tygodnia, a coś, co próbuje być czymś więcej niż kolejnym Star Trekiem.
Czy relatywna długowieczność oznacza, że Starhunter jest lepszym serialem niż Firefly? Odpowiedź jest trochę smutna, tym bardziej jeżeli weźmiemy pod uwagę ambicję twórców. Niestety Starhunter cierpi on na podobne problemy, co twór Whedona, czyli niedokończone scenariusze i słabą fabułę, w której umieszczeni są ciekawi bohaterowie. Podobnie też główni bohaterowie serialu raczej nie zachęcają do oglądania. Dante, tak jak i Mal (acz z innych powodów), to przykład wkurzającego i męczącego bohatera. Fabuła bardzo często niestarczy na pełny odcinek w związku z tym resztę czasu antenowego jest wypełniona zapchajdziurami.
Jeżeli ktoś jest fanem Firefly, to na pewno powinien rzucić okiem na Starhuntera. Część zapewne rzuci się na niego z nienawiścią, bo uzna wspominanie o tym serialu, jako atak na świętego Whedona. Jeżeli ktoś nie wierzy, to wystarczy zajrzeć na różne Firefly’owe fora, gdzie ktoś wspomni o Starhunterze. Podobne reakcje są przy okazji mangi i anime Outlaw Star utrzymanym w podobnej westernowej stylistyce. Wydaje się, że przynajmniej część fanów wykreowała z Whedona wielkiego wizjonera. Stąd zwrócenie uwagi na podobieństwa równa się obaleniu pomnika Jayne’a.
Starhunter według zapowiedzi twórców ma wrócić. Trzeci sezon będzie kontynuować opowieść, a występować mają aktorzy z obydwu sezonów. Jak tym razem twórcom wyjdzie być może zobaczymy za parę lat.