Animacja jeszcze z czołówkami

Giń!
Giń!

Trochę przerywnikowo proponuje dzisiaj wyjątkowo czołówki wersję skróconą. Skoro pisałem o serialach animowanych, a takze i o wampirycznych, to na początek przedstawiam serial, który połączył te dwa elementy.

Hrabia Kaczula zaczął swoją karierę w serialu Danger Mouse, niezwykle popularnej opowieści o myszy-agencie. Tam jednym z przeciwników tytułowego bohatera był posępny hrabia Kaczula. Był to wampir-kaczor opętany myślą o karierze w przemyśle rozrywkowym. Jednakże jego nieudolność sprawiała, że nie miał co nawet liczyć na nią. Serial nadawano przez całe lata 80-te. Pod koniec dekady producenci postanowili wykorzystać popularność Kaczuli i zrobić serial o jego przygodach, jednakże odpowiednio go zmieniając na potrzeby tytułowego bohatera. Stał się on wegetarianinem i generalnie bardziej przyjaznym bohaterem, gdzie mrok i zło reprezentował jego kamerdyner Igor. Poza tym hrabiemu usługiwała Niania o dużej sile i małym rozumku. Serial miał wiele tak wizualnych, jak i słownych dowcipów i był bardzo popularny.

Czołówka ma konstrukcje narracyjną i celem jest wprowadzenie widza do opowieści o dobrym wampirze. W tym celu też wykorzystany jest narrator, który grobowym głosem opowiada widzom, jak funkcjonują wampiry z Transylvani.

Trochę inna była historia serialu animowanego Sok z Żuka. Tim Burton po sukcesie filmu z Michaelem Keatonem przeniósł pomysł do telewizji, przy czym dokonał wielu zmian względem oryginału. Beatlejuice nie był już negatywnym bohaterem, a i kilka innych postaci zniknęło. Sam serial natomiast okazał się bardziej Burtonowski niż wiele jego filmów, w dużej mierze dzięki możliwościom animacji. Widać w nim wiele elementów, które później mogliśmy obejrzeć w Gnijącej pannie młodej i innych produkcjach Butrona. Co ciekawe, chociaż Burton potrafił wielokrotnie minąć się z gustami widzów, to sam serial był wielkim przebojem. Możliwe, że nawet większym niż jego filmy.

Sama czołówka jest popisem szaleństwa i wręcz nic się nie da na jej podstawie powiedzieć o serialu. Jest jednak na tyle fascynująca, że ciężko się od niej oderwać. Dodajmy też, że w tamtych czasach tak grobowo-mroczna stylistyka musiała być pewnym zaskoczeniem. To był mimo wszystko serial dla dzieci i może dlatego właśnie młodsi widzowie chcieli oglądać coś, co doskonale pasowało do lekko zwichrowanej psychiki osób dorastających?

Jeżeli jednak ktoś uważałby serial Burtona za najdziwniejszą decyzję producentów i stacji telewizyjnych, to kolejna produkcja zmieni ten stan rzeczy. Mamy oto Jhonena Vasqueza, znanego scenarzystę i rysownika komiksów, którego najlepszym i najciekawszym dokonaniem był komiks o jakże miłym tytule: Johnny the Homicidal Maniac. Komiks to radosna opowieść o tytułowym Johnnym, który morduje ludzi i ich krwią maluje jedną ze ścian w swoim domu, aby “monstrum” nie mogło się uwolnić. Przyznają czytający, że osoba z takimi pomysłami (i odpowiednio mroczno-krwawą realizacją) świetnie nadaje się do przygotowania serialu animowanego dla dzieci? Tak powstał Najeźdźca Zim.

Opowiadał on o perypetiach Zima, przedstawiciela rasy Irkenów. Ich celem był podbój i anichilacja wszystkiego w galaktyce, ale na nieszczęście dla Zima ich struktura społeczna opierała się na wzroście. Stąd nasz bohter charakteryzujący się tym, że był bardzo niski, raczej nie miał szans na osiągnięcie sukcesu. Tym bardziej, że był raczej nieudolny i łatwowierny. Stąd przywódcy Irkenów przygotowywujący kolejną operację siania zagłady postanowili wysłać Zima jak najdalej, czyli na Ziemię. Tam nasz bohater próbuje podbić planetę, lecz nijak mu się to nie udaje.

Czołówka, z muzyką wybitnie wojenną opowiada założenia historii, lecz bez słów. Stąd też dla kogoś, kto nie wie, o co chodzi w serialu może ona być dziwna. Oto mamy jakieś obrazy, ale o co w nich chodzi? Zarazem jednak, jeżeli zna się serial, to wszystko jest jasne i na swoim miejscu. Możliwe, że między innymi takie oto dziwne podejście do tematu sprawiło, że choć serial był doceniony przez krytykę, a i otaczał go swoisty kult, to nie utrzymał się zbyt długo na ekranach telewizorów. Dla wielu było to jednak zbyt dziwne.

Ciąg dalszy nastąpi.

2 comments

  1. rob says:

    ja pamiętam moto myszy z marsa najlepsze sceny z powiewającą peleryną 😉 czyli cybersix oraz wiele innych serii jakie się oglądało w tym te powyższe 😉

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *