W gruncie rzeczy regularnie tutaj piszę, że od czasu do czasu kino potrafi zaskakiwać. Jakiś kompletnie nieznany reżyser, aktorzy kojarzeni z telewizji, ale też tak nie do końca. Nigdy do kin u nas nie trafił, a i na nośnikach też raczej nie jest dostępny. Wszędzie cicho i głucho, a tu nagle przeglądając różne zapowiedzi, trafia się na jedną wzbudzającą przynajmniej ciekawość. Zażartowałbym, że tego typu sytuacje są na tyle regularne, że właściwie dziwi głównie to, że sam się dalej dziwie. W każdym razie takim ostatnim odkryciem było dla mnie produkcja science-fiction The Machine z 2013 roku. Wyreżyserowany przez nieznanego mi Walijczyka Caradoga W. Jamesa jest reprezentantem tamtejszej kinematografii.
Opowieść zaczyna się od pokazania widzom eksperymentu. Bohater – lekarz i naukowiec – eksperymentuje z nowym chipem wprowadzonym do mózgu inwalidy wojennego. Jego badania mają pozwolić na odbudowanie funkcji tego organu, tak, aby osoby, które były ranne na wojnie, odzyskały pełną sprawność. W przypadku tego eksperymentu sprawa jest o tyle jasna, że badany mężczyzna nie ma sporego fragmentu głowy. Projekt naukowca jest o tyle ważny, że istnieje ryzyko wojny z Chinami. Dlatego też ministerstwo obrony hojną ręką finansuje owe eksperymenty. Badania jednak są utrudnione przez niemożność odpowiedniego odtworzenia funkcji mózgu. Przygotowane chipy przywracają inwalidów do funkcjonowania, ale tracą oni zdolność mowy. Można powiedzieć, że jest osiągany sukces, ale w najlepszym razie połowiczny.
Ministerstwo chce jednak kroku dalej. Zamiast tylko przywracać społeczeństwu inwalidów, ma nadzieje na wyprodukowanie żołnierzy robotów. Do tego potrzeba jednak funkcjonującego sztucznego mózgu. Vincent, bo tak nazywa się nasz bohater, w tym celu organizuje testy różnych wersji eksperymentalnych takiego mózgu, przy czym oficjalnie chodzi o grant naukowo-badawczy. Dopiero po wybraniu odpowiedniej kandydatki ujawnia on, jaki jest cel całej operacji. Kandydatką jest Ava, bardzo zdolna pani naukowiec, której udało się skonstruować prawie doskonały mózg.
Razem rozpoczynają pracę w tajnym ośrodku należącym do ministerstwa obrony. Nadzoruje ich niejaki Thomson (w tej roli Denis Lawson, czyli Wedge Antilles!), typowy zimny urzędnik mający konkretne cele i bezwzględny w chronieniu swojego projektu. Tego typu postaci doskonale znamy. Thomson bardzo szybko nastawia się negatywnie do Avy, która jest niepotrzebnie ciekawa. Za dużo chce wiedzieć o projekcie i o inwalidach w niego zaangażowanych. Okazuje się, że nie są oni dobrowolnymi kandydatami do operacji, a raczej należy ich uznać za więźniów. W pewnym momencie Thomson uznaje, że Ava stanowi zagrożenie dla projektu i kiedy razem z Vincentem uda im się uruchomić sztuczny mózg, podejmie decyzję, aby ją usunąć.
Ginie ona w zamachu wyglądającym na robotę chińczyków. Wtedy też Vinent podejmuje decyzję o tym, aby prototypowa maszyna miała ciało oparte na skanach ciała Avy. Zostaje ona w ten sposób niejako ożywiona. Szybko jednak powstaje pytanie, czy ta Maszyna, rzeczywiście jest tym, czym powinna być. Celem było stworzenie inteligentnego robota i w tym kierunku idą późniejsze testy Vincenta mające ustalić, co właściwie stworzyli. Powstaje też pytanie, kim do końca są osoby ze wszczepionymi chipami, którzy w dużej mierze zarządzają bazą. Po kryjomu porozumiewają się ze sobą w tajemniczym języku. Nieposłusznych spośród własnego grona sami w ukryciu usuwają. W pewnym momencie powstaje także pytanie o to, co tak na prawdę motywuje Vincenta i choć na nie szybko poznajemy odpowiedź, to powstaje równocześnie kolejne pytanie. Jaki jest prawdziwy jego stosunek względem zbudowanej przez siebie Maszyny.
Thomson nie do końca jest zadowolony z tego, jak wyszedł prototyp. Dlatego sam zaczyna się angażować w projekt próbując przekształcić Maszynę w żołnierza i sprawić, aby wbrew rozkazom Vincenta, potrafiła ona zabijać ludzi. Jeżeli uda się zrobić z niej wojownika doskonałego, to wtedy będzie można wykorzystać ją na wojnie. Vincent jednak te działania spowalnia, choć też zdaje sobie sprawę, jakie jest jego zadanie.
The Machine nie jest filmem idealnym. Od razu może zaznaczę, że Caradog W. James mógłby się podszkolić z kręcenia scen akcji. Zdecydowanie mu one nie wychodzą i nie należy tego wiązać z małym budżetem, jaki miał do dyspozycji, a z pewnym brakiem umiejętności. Na szczęście jednak takich scen w filmie za dużo nie ma. Natomiast doskonale wychodzi mu budowanie napięcia związanego z odkrywaniem tajemnicy. Ma też pewną umiejętność dobrego ewokowania innych produkcji. Nie jest trudnym krzyknąć w filmie Blade Runner. Jednakże, żeby to zrobić tak, aby pasowało to do całej opowieści, to trzeba już umieć. W The Machine mamy drobne elementy muzyki, która pobrzmiewa znanymi nutami Vangelisa. Mamy oczy, które u Maszyny, jak i osób z implantami się świecą. Jednakże James czerpie nie tylko z filmu Scotta, gdyż mamy wyraźne wizualne nawiązania do Ghost in the Shell, czy też do czołówki Syndicate’a (ale tutaj nie wiem, czy to nie jest moje doszukiwanie się podobieństw). Są to drobiazgi i zdecydowanie chodzi o punkty odniesienia, a nie o kopiowanie.
Nawiązania do klasyki gatunku, to jednak nie wszystko. Po pierwsze trzeba przyznać, że choć pewne luki w logice filmu można znaleźć, to generalnie scenariusz The Machine jest bardzo sprawny i ciekawy. Skonstruowany jest w ten sposób, aby widz stopniowo zdobywał informacje o bohaterach i ich motywach. Starannie też unika wskazywania tego, kto jest pozytywnym, a kto negatywnym bohaterem opowieści. Także i aktorzy doskonale radzą sobie w swoich rolach. Przyznam też, że Caity Lotz wcielająca się w Avę i w Maszynę, bardzo umiejętnie potrafi rozgraniczyć te dwie role. Całkowicie inaczej się porusza, mówi w inny sposób. Co ciekawe, też inaczej wygląda (w roli Maszyny, na silniejszą, bardziej umięśnioną).
The Machine mogłoby być lepszym filmem, ale to, co jest i tak daje satysfakcję. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że to najlepszy prequel Blade Runnera, na jaki możemy liczyć.
Dodaję do listy do obejrzenia.
Trzymam kciuki, aby sie spodobal 🙂