Dyskutowaliśmy tutaj o czołówkach seriali kryminalnych, o tym, jak poszczególne elementy mają wprowadzić widza w odpowiedni nastrój. Teraz przyszła pora na spojrzenie na inny typ seriali telewizyjnych, choć na swój sposób spokrewnionych z kryminałami. Chodzi mi tutaj o seriale szpiegowskie. Częstokroć można znaleźć bardzo duże podobieństwa między opowieściami o szpiegach, a tymi o detektywach, czy czasem serialami fantastyczno-naukowymi. W dużej mierze wynika to z pewnego, bardzo głębokiego, oparcia się, jeżeli chodzi o sposób postrzegania osoby szpiega, na standardzie wymyślonym w filmowych Bondach. Są one raz poważne, a raz komediowe. Mamy tam realizm, który miesza się z fantastycznymi maszynami i przedmiotami. Do tego dochodzi przygoda, która sprawia, że tym opowieściom bardzo daleko do smutno-posępnego Johna le Carré’a, Sergiusza Piaseckiego, czy też samego Iana Fleminga, który bardzo często krytycznie spoglądał na „glamoryzację” szpiegostwa, jak i samego Bonda.
Co ciekawe, James Bond nie jest jedynym stworzonym przez Fleminga szpiegiem, który trafił na ekrany. Tym drugim jest Napoleon Solo, którzy był Człowiekiem z U.N.C.L.E. (w oryginale miała to być gra słów, zaznaczająca pewne niedookreślenie, czy chodzi o Wujka Sama, czy ONZ). Z tego, co mi wiadomo, to nie wiele elementów z przygotowanego przez Fleminga pomysłu na serial się w nim zachowało. Głównym bohaterem jest Napoleon Solo, grany przez Roberta Vaughna, który jest bardzo podobny do Bonda. Pewny siebie, z doskonałym wyczuciem stylu, acz mniej skłonny do przemocy niż agent MI6. W większości odcinków towarzyszy mu Illya Kuryakin, grany przez Davida McCalluma. Ten szkocki aktor raczej nie przypuszczał, że z postaci drugoplanowej szybko wyrośnie na równego Napoleonowi Solo. Chciał jednak, co sam przyznaje, wykorzystać możliwie wiele, z krótkiego epizodu, od którego zaczynał. Stworzył postać tajemniczego Rosjanina, o którym nie wiele wiadomo. Tutaj zresztą widać pewną nietypowość Człowieka, gdyż mamy tutaj serial, stworzony w czasie Zimnej wojny, gdzie sowiet jest pozytywnym bohaterem.
Serial początkowo był w miarę poważną opowieścią o szpiegach, acz stopniowo pojawiały się w nim elementy parodystyczne, slapstickowe, czy też fantastyczno-naukowe. W pewnym momencie elementy te zdominowały opowieść, za czym przyszło odejście widzów. Oczekiwali oni czegoś innego, niż wydawało się producentom. Stąd w trakcie 4 sezonu serial zakończył swoją bytność na ekranach telewizorów. Potem Powrócił przy okazji filmu telewizyjnego w latach 80-tych, a i doczekał się swoistego hołdu w postaci odcinka ostatniego sezonu Drużyny A. Wtedy to bohaterowie z Wietnamu wykonywali rozkazy generała Stockwella, którego grał Vaughn. W jednym z odcinków został on porwany przez agenta, który zdradził, a w którego wcielał się McCallum. Odcinek pełen był rozlicznych nawiązań i był bardzo miłym żartem, choć kompletnie nie zrozumiałym dla większości widzów w Polsce. Człowiek, pojawił się u nas tylko w postaci zbioru późnych pseudo-filmów (połączonych dwóch odcinków serialu w jedną opowieść). Co jest w gruncie rzeczy dziwne, gdyż powinien on nie wzbudzać większych kontrowersji w poprzednim ustroju i mógłby spokojnie pojawić się w ówczesnej telewizji.
Czołówka podczas pierwszego sezonu serialu jest bardzo ciekawa. Jest czystym wprowadzeniem do historii łącznie z narratorem tłumaczącym, co widz właśnie ogląda. Przedstawia on miejsce, gdzie znajduje się siedziba U.N.C.L.E., a następnie tłumaczy, jaki jest cel tej organizacji. W tym czasie na ekranie widzimy najpierw jak Napoleon i Illya wchodzą przez sklep krawca, po otwarciu tajnego przejścia, wprost do owej siedziby U.N.C.L.E. Następnie przechodzą korytarzami mijając różne osoby, co wyraźnie podkreślać ma skalę i siłę całej organizacji. Po tym wprowadzeniu bohaterowie, sami się przedstawiają i mówią, kim są i czym się zajmują. Wprost do widza. Następnie zaczyna się melodia, w trakcie której poznajemy tytuł serialu, który pojawia się z mapą Ziemi w tle. Po krótkiej informacji, kto kogo gra, czołówka się kończy i zaczyna się odcinek. Schemat ten zarzucono w późniejszy sezonach tworząc zdecydowanie bardziej zwyczajne czołówki.
Sukces Człowieka sprawił, że bardzo szybko powstały kolejne seriale opowiadające o przygodach różnych szpiegów. Łącznie ze spin-offem w postaci Dziewczyny z U.N.C.L.E., acz nie była ona zbyt popularna. Najciekawszym i najważniejszym serialem powstałym na fali Człowieka jest chyba Mission: Impossible. Znacznie poważniejszy, właściwie tak zwany procedural, tylko, że o szpiegach. Stał się on na tyle popularny, że nie tylko doczekał się nowej wersji telewizyjnej w latach 80-tych, ale i powstały na jego motywach filmy z Tomem Cruisem. Te ostatnie, poza pierwszą częścią, nie wiele mają jednak wspólnego z serialem.
Koncepcja Mission opierała się na stworzeniu w miarę realistycznej opowieści o szpiegach, gdzie główny bohater miał rolę dowódcy tworzonego przez siebie oddziału. Najpierw dostawał zadanie w postaci samo-niszczącego się nagrania, a potem korzystając z teczki dostępnych agentów dobierał sobie drużynę, która miała wykonać jego plan. Schemat poszczególnych odcinków był bardzo podobny, a różnica opierała się w dużej mierze na tym, w jaki sposób bohaterowie wykonają zadanie w odpowiednim fragmencie opowieści. Wyraźnie podzielona struktura sprawiała, że był to bardzo wygodny serial do oglądania, gdyż widz wiedział, czego mógł się spodziewać.
Czołówka korzysta z melodii Lalo Schifrina, która jest jedną z najlepiej znanych w historii telewizji. Wszystko zaczyna się od ujęcia ręki zapalającej lont, który płonie w poprzek ekranu. Za nim widzimy migawki z różnych nadchodzących odcinków pokazujące sceny akcji i napięcia. Całość ma podkreślać dynamikę i agresję. Kiedy akurat ktoś kogoś nie biję, czy nie kopię, to widzimy ujęcia tajemnicze, mające zaciekawić i zaintrygować. Tym bardziej, że migają one tak szybko, że właściwie nie wiemy, o co może chodzić. Potem napis Mission, a następnie prezentowani są aktorzy. Kiedy już zobaczymy ostatniego pojawia się dopowiedzenie: Impossible. W skrócie, całość podkreśla element walki i napięcia, akcji i tajemnicy.
Na koniec zaś tej części opowieści – do serialu szpiegowskich zamierzam tutaj wracać – muszę wspomnieć o jeszcze jednej produkcji. Podobnie jak Mission, tak i ona doczekała się niedawno kinowego remake’u. Chodzi tutaj o serial wymyślony i przygotowany przez Mela Brooksa, czyli Get Smart. Przygody agenta Maxwella Smarta, kompletnego niedojdy, partacza, idioty, który uważa siebie za geniusza i super szpiega pracującego dla CONTROL, okazały się niezwykle popularne. Dowcip opierał się dialogach i absurdzie, częstokroć tworzonym przez zbyt dosłowne trzymanie się konwencji historii o szpiegach. Dla przykładu w jednym z odcinków konflikt pomiędzy CONTROL reprezentującym siły dobra i przyzwoitości, a KAOS będącym parodią Bondowego SPECTRE, eskaluje. Agenci są porywani w celu doprowadzenia do wymiany szpiegów. Koniec końców z obydwu organizacji na wolności zostają tylko Smart i jeden z najczęściej pojawiających się jego przeciwników, czyli Siegfried. W związku z tym wymiana szpiegów polega na wymianie całych organizacji. W serialu mamy całą masę różnych gadżetów, jak telefon w bucie.
Parodia jest przednia i śmiech niewymuszony, acz w pewnym momencie coś się zaczęło psuć. Za moment, w którym serial przestał być śmieszny uznaje się ślub Smarta z Agentką 99. W serialu była ona tą kompetentną bohaterką, która ratowała sytuacje i samego Smarta przed katastrofą. Oczywiście na końcu, to on uważał się za bohatera, ale widzowie doskonale wiedzieli, kto jest kim w serialu. Ślub wiązał się z dramatyczną zmianą formuły serialu, który nagle śmiał się nie tylko z agentów, ale i z bardziej domowych spraw. Oczywiście sama utrata kawalerstwa przez Smarta nie sprawiła, że serial się popsuł. Pomogły temu także coraz gorsze scenariusze.
Czołówka jest oczywistym nawiązaniem do Człowieka. Smart podjeżdża samochodem pod tajemniczy budynek. Przechodzi korytarzem pełnym różnych drzwi otwierających się i zamykających zaraz za nim. W końcu dociera on do zwykłej budki telefonicznej, która po wybraniu odpowiedniego numeru telefonu okazuje się windą. Super tajna struktura, w której przesadna tajemniczość doprowadzona jest do groteski została później wykorzystana choćby w Szpiegach takich jak my.
Do przeczytania następnym razem.
wszystkie moje ulubione seriale acz MI jest tą najbardziej ulubioną serią nawiasem grający tam peter graves jest jedyną gwiazdą od której dostałem odpowiedź na list i zdjęcie z autografem (miałem w l90 szał pisania za granice do rozmaitych aktorów ) 😉 fajna pomysłowa akcja moje ulubione lateksowe maski i obsada klasa sama dla siebie co do uncle to vaughan grał też w legendarnym waszyngton za zamkniętymi drzwiami gdzie też był świetny pozdrawiam
O, fajna historia z Gravesem, mily czlowiek 🙂
Co do Vaughna, to on gral w tylu rzeczach, ze hej!
sam byłem zaskoczony bo od napisania do odpowiedzi minął prawie rok więc myślałem że już nic z tego a tu surprise 🙂
Ilekroc czytam takie rzeczy, to jestem zly na siebie, ze sam nie pisalem kiedys takich listow 🙂 To tak, jak czytalem opowiesc czlowieka, ktory dostal list z Industrial Light&Magic z radami, jak zostac specem od efektow specjalnych 🙂
amerykanie słabo odpisywali z aktorów nikt mi więcej nie odpisał za to dostałem od NBC koszulkę 😉 potem zagrzewałem do boju zespół NBA toronto raptors i odpisali mi dwa razy tzn.nie zawodnicy tylko ich dział kontaktu z fanami dostałem plakat terminarz meczów i składaną papierową czapkę 😉 co ciekawe najłatwiej było z niemieckim telewizjami odpisywali i odpowiadali na pytania i to szybko max 40dni czekania 😀 jak widać kultura w germanii przetrwała ;D w polsce dużo gorzej zwłaszcza po 2000r bo w l90 też zdarzało się im odpisywać jak widać taki szał pisania daje czasem owoce 😀