Po Diunie w komiksie dalej (Incal)

Zakończenie prac nad Diuną Alexandro Jodorowsky’ego było chyba jedną z najlepszych rzeczy, jakie spotkało kulturę. Zapewne część osób zakrzyczy z oburzeniem, że przez to straciliśmy okazję do obejrzenia wyjątkowego filmu, który mógłby być arcydziełem. W dużej mierze takie opinie wynikają jednak z braku wiedzy na temat tego, co Jodorowsky chciał zrobić z książką Herberta. Gdyby jednak uzasadnienie pierwszego zdania tego tekstu ograniczałoby się tylko do tego, to byłby to słaby argument. Prawda jest jednak taka, że dzięki temu, że Jodorowsky’emu udało się zebrać do pracy nad jego filmem grono utalentowanych artystów, powstała pewna grupa, którą mogli wykorzystać inni reżyserzy.

 
 
 
 
 
 
 

Ridley Scott niejako zapolował na nich przygotowując swój drugi film w karierze. Zresztą za jego scenariusz odpowiadała osoba, która miała robić efekty specjalne w Diunie. Najpierw Dan O’Bannon, potem choćby Giger, zaczęli pracować wraz ze Scottem tworząc jeden z ciekawszych filmów lat 70-tych. W ten sposób powstał niezwykle popularny Alien, a i w konsekwencji cała seria filmów. Było to możliwe, ponieważ O’Bannon nie miał, co robić, po zwolnieniu z pracy nad Diuną. W związku z tym wygrzebał scenariusz, nad którym pracował i potem udało mu się go dobrze sprzedać.

Jednakże nie tylko Alien zawdzięcza swoje powstanie nie-powstałemu filmowi Jodorowsky’ego. Już tutaj kiedyś pisałem o The Long Tomorrow, czyli komiksowi O’Bannona i Moebiusa. Był on efektem spotkania się obydwu twórców przy pracy nad Diuną, a jego lektura zainspirowała Scotta do pracy nad Blade Runnerem. Strona wizualna, ale też i pewne pomysły fabularne ściśle wiążą się z opowieścią o detektywie, która ukazała się na łamach „Metal Hurlant”. Mamy w związku z tym dwa filmy, które bezpośrednio zawdzięczają swoją egzystencję i wygląd Jodorowsky’emu i temu, że nie udało mu się zekranizować książki Herberta. Co jednak z samym reżyserem? Jak ta spektakularna porażka wpłynęła na jego dalszą karierę?

W Polsce wciąż większość osób słysząc nazwisko Jodorowsky’ego, jeżeli w ogóle będą wiedzieć, o kim mowa, to skojarzą go z twórcą filmów. Produkcje typu El Topo są popularne w pewnych kręgach i gwarantują mu uznanie. Prawda jest jednak taka, że jeżeli czymś Jodorowsky się zapiszę w książkach o historii kultury, to nie będą to jego pretensjonalne produkcje na taśmie filmowej. Dla niego także upadek Diuny okazał się swego rodzaju szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Jego film niewątpliwie okazałby się nie tylko katastrofą finansową, ale także w dużym stopniu ukazałby, jak bardzo oszukuje on swoich widzów wmawiając im, że obcują z wyjątkową sztuką.

Incal zbiorczo
Incal zbiorczo

Także i Jodorowsky zadzierzgnął nić przyjaźni podczas pracy nad adaptacją książki Herberta. Osobą, która miała największy wpływ na dalszą jego karierę był Moebius. Jodo, jak czasem skraca się jego nazwisko, już wcześniej pisał scenariusze komiksowe, więc dobrze znał to medium. Moebius wtedy był zaś jednym z tych wielkich nazwisk, które gwarantowały sukces i wysoką jakość albumów. Musiało jednak minąć parę lat od spotkania, aż obydwaj twórcy usiedli do wspólnej większej pracy. W 1981 roku ukazało się ich dzieło, które zmieniło wszystko.

Incal, bo o nim mowa, to historia rozpisana na 6 albumów, które powstawały w przeciągu 8 lat. Taki długi rozrzut czasowy sprawił, że o ile sama narracja jest w miarę jednolita, to podczas jej lektury widać ewolucję i zmiany w rysunkach Moebiusa. Świat wygląda inaczej na początku, a inaczej na końcu. Warto zresztą od razu zaznaczyć, że i sam komiks w kolejnych wydaniach podlegał pewnej ewolucji. W pewnym momencie zdecydowano – nie wiadomo, kto, ale wiele wskazuje, że sam Moebius był za tym – komiks został pokolorowany na nowo przy użyciu komputerów (przykładowe porównania tutaj). Trochę błędnie zmianę tą wiązano z drugim wydaniem komiksu w Ameryce, tym razem przygotowanym przez Hummanoids (oddział Europejskiego potentata wydawniczego). Wcześniejsza edycja była sygnowana przez Epic Comics, czyli „pod wydawnictwo” Marvela. Zresztą zmiany nie ograniczały się tylko do kolorów, ale także wprowadzono pewną cenzurę komiksu. Usunięto nagość i tego typu sprawy. W Polsce wydano niestety właśnie tę, zbastardyzowaną, wersję komiksu, uzasadniając to tym, że tylko na nią można było kupić licencję. Nie jest do cała prawda, gdyż można, relatywnie bez problemu kupić francuską edycję z normalnymi kolorami. Ostatnio także i Hummanoids, po paru latach problemów finansowych, wydał komiks w wersji bez komputerów i cenzury, a i w Wielkiej Brytanii wydawnictwo Self Made Hero przygotowało Incala w wersji, jaką należy czytać. Na marginesie dodam, że jest to chyba najtańsza edycja, choć minimalnie mniejsza niż klasyczne albumy.

Techno-techno jest złe!
Techno-techno jest złe!

Dlaczego tyle miejsca poświęcam tutaj na wydawałoby się marginalną sprawę kolorów? Otóż Incal jest komiksem, który powstał w pewnym ważnym momencie w karierze Moebiusa. Prezentuje on bardzo staranne rysunki, do których dochodzą tak zwane kolory gumy balonowej. Każdy, kto żuł Donaldy, ten wie, że były one bardzo wyraziście zabarwione. Stąd duża przyjemność podczas lektury polega na oglądaniu niezwykle szczegółowych i plastycznych rysunków Moebiusa. Wraz z komputerowym kolorowaniem z kart komiks znikają te rzeczy. Stają się one mało wyraziste i tracą urok. Nie jest to może poziom nieprzyjemności w czytaniu, jaki można było odczuć przy okazji The Dark Knight Strikes Again, gdzie mieliśmy do czynienia z najgorszym zastosowaniem painta w komiksie. Bliżej temu do raczej nieciekawie wyglądającego ostatniego Funky Kovala, gdzie kreska ginie w brzydkich kolorach.

O czym opowiada Incal? Jest to historia detektywa Johna DiFoola, który jest nieudacznikiem. Niedojdą, mało inteligentnym tchórzem korzystającym z usług homeo-dziwek (specjalnie konstruowanych robotów seksualnych). Do tego jest cyniczny i jego jedynym przyjacielem jest ptaszysko żyjące w Endomieście imieniem Deepo. Trudno u niego znaleźć jakąś pozytywną cechę, która poprawiłaby jego ocenę w oczach czytelników.

Szczegóły brody!
Szczegóły brody!

Tenże bohater pracuje we wspomnianym Endomieście, jest to struktura wewnątrz złotej planety, będąca wielkim tunelem, w którym to mieszkają ludzie. Społeczeństwo jest mocno hierarchiczne, także dosłownie. Bogatsi – arystokracja – mieszkają na poziomach wyższych, natomiast motłoch niższych. Na samym dole, tak dosłownie, jak i w przenośni, są mutanci. Nikt ich nie szanuje, wszyscy zaś gardzą. Wszędzie panuje podobna dekadencja, która na dole ograniczana jest tylko przez brak pieniędzy. W poszukiwaniu przyjemności ludzie niczym się nie przejmują. Zresztą panująca w mieście apatia jest wyraźna w tym, że całe rodziny w praktyce nic nie robią, tylko oglądają telewizję. Relacje są ze wszystkiego, w tym bardzo popularne i lubiane są relację z zamieszek. Widownia wtedy jest cała pochłonięta wydarzeniami na ekranie, do tego stopnia, że jeżeli walczący wkroczą do ich mieszkania, to i tak pozostanie ona przykuta do telewizora.

W tym oto mieście zaczyna się wielka przygoda i “droga bohatera” dla Johna DiFoola, który to podczas wykonywania jednego zlecenia – ochrony arystokratki, która postanowiła w ramach dekadencji poznać rozrywki niższych poziomów – napotkał dziwną istotę. Przypominającego humanoidalnego ptaka Berga. Rasa ta wzbudza przerażenie w galaktyce (choć nie do końca z niej pochodzi), gdyż celem jej egzystencji jest ciągła mutacja. W tym celu wybierają najlepszego wojownika, który płodzi razem z wielką matką (protokrólową) nową generację Bergów. Tenże napotkany przedstawiciel tego gatunku przekazuje Johnowi tajemniczy obiekt. Tytułowego Incala, który zaczyna wpływać na życie naszego bohatera.

Upadek ma wiele znaczeń w mieście, które jest tunelem bez końca
Upadek ma wiele znaczeń w mieście, które jest tunelem bez końca

Nie tylko, dlatego, że teraz tak Bergowie, jak i przedstawiciele bardzo wpływowego Kościoła Przemysłowych Świętych (zwani potocznie Techno-technosami) chcą odebrać mu Incala. Przedmiot ten ma dodatkowe znaczenie, gdyż jest nie tylko świadomy, ale także ma konkretną rolę w kształtowaniu wszechświata. Kto kontroluje Incala, ten włada całym światem. Jednakże sam Incal ma także własne cele i zadania. O tym, o powolnym poznawaniu tajemnicy tego przedmiotu opowiada cała seria. Sprawia to, że trudno pisać o fabule, gdyż od początkowej sekwencji, gdy widzimy DiFoola spadającego w przepaść wielkiego miasta-tunelu, aż po ostatnie strony widzimy bardzo konsekwentnie tworzoną opowieść.

W tle przewijają się różnorodne elementy niezwykłego świata wykreowanego przez Moebiusa i Jodorowsky’ego. Chociaż sam świat wydaje się mało składny, pozostaje ciekawy. Wina w tym w dużej mierze tego, że świat był dla autorów drugorzędny względem pisania ciekawej opowieści. Trzeba jednak przyznać, że z czasem udało się pewne rzeczy naprostować. Zresztą na bazie różnych pomysłów powstało potem – już bez Moebiusa – kilka serii osadzonych w świecie Incala, które zyskały kolektywną nazwę Jodoverse. Najbardziej znaną spośród nich są Metabaroni.

Chociaż komiks miejscami jest mocno filozoficzny, pełen dyskusji o istnieniu, zarazem posiada dużo humoru i dowcipu. Tak rysunkowego, jak i polegającego na dialogach. Duża w tym zasługa nieporadności DiFoola, ale także Deepo, który po kontakcie z Incalem zaczyna mówić, dodaje swoimi komentarzami i przygodami dużo uroku. Opowieść poza tym, że jest podzielona na 6 albumów, to i posiada podziały wewnątrz poszczególnych tomów. Każdy dzieli się na krótsze – posiadające własne tytuły – epizody.

Incal jest graficznym arcydziełem. Jednym z najpiękniejszych komiksów, przy czym niestety nie w wersji wydanej w Polsce. Pokazuje to zresztą rolę i znaczenie kolorów w komiksie, gdzie źle dobrana technika potrafi zniszczyć kreskę. Opowieść jest ciekawa i frapująca, na tyle, że można przejść nad trochę infantylnym miejscami filozofowaniem. Dzięki dobremu tempu prowadzenia historii strony szybko się przerzuca czekając finału tej początkowo kryminalnej, a potem sensacyjnej opowieści osadzonej w świecie dalekiej przyszłości.

ps: o znaczeniu Incala najlepiej mówi to, że Moebius i Jodo pojawiają się – jako bohaterowie tła – w jednym z komiksów do scenariuszy Felliniego (nie pamiętam, gdzie go położyłem, więc dokładnej sceny nie dam).

 
 
 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *