Kiedyś to było radio, czyli o OTR słów kilka (czyli rzecz o popkulturze)

Radio

Amerykanie wręcz uwielbiają klasyfikować różne rzeczy według ich domniemanej jakości. Stąd też mamy Złoty wiek komiksu, czy też i Srebrny. Wszystkie te określenia odnoszą się oczywiście do przeszłości z wyraźnym wręcz zaznaczeniem, że kiedyś było lepiej, a im dawniejsze dzieje tym lepsze. Trudno czasem dyskutować, na ile tego typu określenia pasują i mają odbicie w rzeczywistości, nie ulega jednak wątpliwości, że jest medium, do którego ten termin świetnie się nadaje. Chodzi mi tutaj o radio. Złoty wiek radia, trwający w Ameryce ledwie kilkadziesiąt lat, to zarazem całość pewnej epoki, gdyż to, co potem nazywano radiem nie wiele ma wspólnego z tym, czym było ono wcześniej.

 
 

Pojawienie się radia było szokiem w Stanach Zjednoczonych, ale bardzo szybko zdobyło ono sobie ogromną popularność. Zdecydowanie większą niż w innych regionach świata i poprzez to radio wpłynęło na pewne różnice w kulturze pomiędzy Europą, a Stanami. Różnice te nie ograniczają się tylko do wspomnień o przeszłości i dawnego wyglądu mediów, ale odnoszą się także bardzo wyraźnie do seriali telewizyjnych, czy też do pewnego stopnia kina. Kiedy za Atlantykiem upowszechniało się radio od początku powstało wiele stacji. Nie mieliśmy tam do czynienia z BBC, czy Polskim Radiem, które z pozycji monopolisty tworzyły sieć. W Stanach w wielu miastach powstawały lokalne rozgłośnie radiowe, które dopiero z czasem zaczęły się łączyć w wielkie korporacje, które zresztą znamy do dzisiaj: NBC, czy CBS. Podobny zresztą system obowiązuje w telewizji, gdzie wielkie korporacje wykupują czas antenowy od lokalnych stacji, przez co w prawie każdym stanie ogląda się ten sam program, ale na całkowicie różnych kanałach.

W radio sytuacja była jeszcze bardziej skomplikowana. Tam to nie nadawca był właścicielem programów, które można było słuchać. Poszczególne firmy niejako kupowały czas antenowy i w jego ramach nadawały sponsorowane przez siebie programy. Właśnie ta możliwość kupowania czasu antenowego sprawiła, że wiele późniejszych gwiazd radia robiło karierę za własne pieniądze kupując u lokalnego operatora pół godziny czasu antenowego i w tym czasie robiło swój program. Z każdym rokiem oczywiście zwiększała się rola nadawców, zaczęli oni sami oferować sponsorem swoje programy, jednakże w praktyce do końca Złotego Wieku Radia każdy program miał sponsora, który był niejako jego właścicielem. Objawiało się to na przykład tym, że cała audycja brała nazwę od reklamodawcy, czyli można było słuchać Johsnon’s Wax Theatre, przy czym pod tą nazwą krył się serial radiowy Fibber McGee and Molly. Pomimo tego, że wszyscy kojarzyli i kojarzą ten serial pod tą drugą nazwą, to aż do wycofania się Johnson’s Wax ze sponsorowania tej audycji, każdy odcinek zaczynał się od zaznaczenia przez konferansjera, że mamy do czynienia z programem właśnie tej firmy.

Wspomniałem o konferansjerze. Jest to jeden z dwóch elementów, które radio przejęło z vaudevillu. Warto wspomnieć tutaj, że wbrew powtarzanym czasem opiniom, jakoby kino zabiło tę formę rozrywki, to nie ruchome obrazki odpowiadały za jej zniknięcie. To właśnie radio swoją masowością i różnorodnością sprawiło, że ludzie przestali się interesować vaudevillem. W każdym razie konferansjer służył w programie do przedstawienia sponsora, mówił, jaki jest tytuł programu i jakie gwiazdy w nim występują. Czasem, ale nie zawsze, odpowiadał on bezpośrednio za reklamę produktu zachwalając go i przedstawiając jego zalety. Częściej jednak w programie występowali specjalni aktorzy, którzy reklamowali produkt, który częstokroć występował w samym serialu. Dotyczyło to bardziej komedii niż poważniejszych produkcji, gdzie przechadzający się sprzedawca trochę nie był na miejscu. Tego typu reklamę próbowano przenieść we wczesnym stadium telewizji także do tego medium, lecz dosyć szybko została ona zarzucona. Koszty były zbyt duże dla jednego sponsora, a z drugiej strony pomysły na reklamy częstokroć przekraczały możliwości technologiczne producentów serialu. Można jednak dalej obejrzeć w nielicznych zachowanych nagraniach ze Złotego Wieku Telewizji (a jakże, ona też ma swoje wieki!) owe reklamy.

Drugim z elementów zaczerpniętych z vaudevillu była widownia. Pojawiała się ona we wszystkich rodzajach audycji. Do pewnego stopnia zwiększało to zyski producentów, którzy mogli sprzedawać bilety na słuchowiska. Stąd zresztą w amerykańskich serialach komediowych można słyszeć śmiech z „offu”. Jest to efekt przeniesienia całej koncepcji z radia do telewizji. Widownia czasem miała bardzo silny udział w programie. Zdarzały się takie seriale, których żart był w dużej mierze wizualny, co ciekawe nie przeszkadzało to w odbiorze przez radio.

Programy przeważnie miały po pół godziny. Były bardzo nieliczne wyjątki, które trwały dłużej. Wynikało to między innymi właśnie z kwestii finansowych, gdyż sprzedawano właśnie takie porcje czasu antenowego. W telewizji format ten zachował się tylko w serialach komediowych, ale na początku także kryminały i sensacja były poddane półgodzinnemu rygorowi, który w ich przypadku dopiero z czasem się rozluźnił. Wynikało to w dużej mierze z tego, że to, co w radio można było przedstawić dialogiem, w telewizji trzeba było pokazać.

Co można było znaleźć słuchając radia? Było oczywiście bardzo wiele seriali komediowych. Różnej koncepcji, począwszy od takich, gdzie aktorzy wcielali się w role i odgrywali skecze, skończywszy na takich opartych na poszczególnych komikach. Dobrym przykładem są Jack Benny i Fred Allen. Prywatnie dwaj przyjaciele, w radio wrogowie, którzy wyświadczali sobie wiele złośliwości. Oficjalna wrogość między nimi była na tyle duża, że większość słuchaczy brała ją na poważnie. W każdym razie ich programy opierały się na tym, że grali oni samych siebie. Czasem poszczególne odcinki opowiadały o przygotowaniach do nagrania audycji radiowej. Większość seriali komediowych była przerywana przez muzykę. Czasem śpiewał bohater serialu, a czasem zaproszeni goście.

Poza tym były seriale obyczajowe, czy też obyczajowo komediowe. Przykładem może być The Great Gildersleeve, spin off (prawdopodobnie pierwszy w historii nowoczesnych mediów) z Fibber McGee and Molly, opowiadający o podstarzałym, grubym, lowelasie. Na pierwszym planie były żarty z jego rozterek uczuciowych, ale w tle od czasu do czasu pojawiały się poważniejsze wątki związane z życiem rodzinnym, wychowaniem dzieci i tak dalej. Już zresztą samo założenie serialu było dosyć zaskakujące: główny bohater adoptował dzieci swojej zmarłej siostry i jako kawaler musiał wraz z pomocą domowa je wychować. Dzięki temu, że nadawano go aż 16 lat możemy obserwować w nim zmiany obyczajowe, jakie miały miejsce w czasie wojny i po niej. Charakterystyczna jest zmiana pozycji kobiety w społeczeństwie pomiędzy poszczególnymi sezonami.

Poza komediami były też kryminały. Można tutaj wskazać na jedną z najważniejszych produkcji radia, czyli The Shadow, ale o nim planuje napisać osobny tekst. Zamiast tego wspomnę o Rocky Fortune. Serial ten pojawił się w radio w jego schyłkowym okresie, czyli w 1953 roku. Głównym bohaterem był tytułowy Rocky Fortune, bezrobotny mężczyzna, który w każdym odcinku zdobywał pracę, z którą wiązała się jakaś zagadka kryminalna, którą musiał rozwiązać. Rocky grany był przez Franka Sinatrę, ale nie wiązało się to ze śpiewaniem. W serialu pozy muzyką w tle nie ma przerw na piosenki, czy inny utwory. Serial miał dużo poczucia humoru, była to raczej lekka rozrywka. Dla osób szukających czegoś poważniejszego był Dragnet. Opowiadał on o sierżancie Joe Friday’u, który rozwiązywał zagadki kryminalne w Los Angeles. Serial opierał się na współpracy z lokalną policją, która dostarczała spraw i dokumentów potrzebnych do napisania scenariusza. Oficjalnie wszystkie odcinki były oparte na prawdziwych wydarzeniach jedynie ze zmienionymi nazwiskami. W rzeczywistości różnie z tym bywało, nie zmienia to jednak tego, że była to całkiem poważna produkcja. Mieliśmy do czynienia z morderstwami, ale także i z przestępstwami natury seksualnej, czy narkotykami. Serial oparty był na odtwarzaniu procedur prawdziwej policji. Było to takie CSI, tylko, że zrobione 50 lat wcześniej i znacznie bardziej realistyczne. Serial był na tyle popularny, że upowszechnił wiele określeń z policyjnego slangu i procedur. Przez pewien czas był także nadawany równolegle z telewizyjną wersją.

Mieliśmy też do czynienia z opowieściami grozy. Można tutaj wspomnieć o Inner Sanctum, które to było antologią historii pełnych tajemnic i wszelakiego – naturalnego i nadnaturalnego – zła. Była też w eterze i fantastyka naukową, tak pod postacią Flasha Gordona, Supermana, ale też i poważniejszych produkcji, jak wspominane już na tej stronie przeze mnie X Minus One i Destination X. Zainteresowanych odsyłam do tamtego tekstu.

Radio tamtego Złotego Wieku popularnie nazywa się Old Time Radio (stąd skrót OTR). Zostało ono zabite przez rock&rolla i telewizje. Okazało się, że ludzie jednak wolą oglądać swoich bohaterów, taka reklama była skuteczniejsza, a i stacje radiowe zorientowały się, że mogą mieć większą słuchalność przy niższych kosztach nadając muzykę popularną z nagrań. Radio od czasu do czasu walczyło i próbowało wrócić w glorii chwały. Stąd mieliśmy chociażby Star Warsowe słuchowiska radiowe. Tym wątkiem zakończę te opowieść. W czasach, kiedy nie było telewizji, a zakupienie kopii filmu było dosyć kosztowne, a film już zszedł z ekranów była jedna nadzieja na kontakt z ulubioną produkcją, lub taką, która nas ominęła w kinie. Radio regularnie nadawało adaptacje filmów, częstokroć poszczególne role odgrywali w nich ci sami aktorzy, co na filmie. Radio był nośnikiem, w którym można było posłuchać Casablanci i wielu innych przebojów kina.

Warto czasem posłuchać OTRów. Stąd też postaram się tutaj od czasu do czasu omówić i przedstawić co ciekawsze programy, osoby zainteresowane mogą w związku z tym czatować.

 
 
 
 

2 comments

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *