Włochy są jedną z potęg komiksowych. Ukazuje się tam regularnie wiele różnych tytułów, skierowanych do każdego możliwego czytelnika. Owa siła tamtejszego komiksu wynika z wielu różnych czynników (w tle pojawia się także Benito Mussolini, który odpowiada za początek kariery wielu ludzi związanych z komiksem, między innymi Federico Felliniego). W pewnym momencie szczytu komiksowego boomu w Polsce podjęto próbę przeszczepienia kilku tytułów na nasz rynek. Jednakże chyba poza Corto Maltese żaden się nie przyjął. W każdym razie jednym z bohaterów, których próbowano u nas wprowadzić był Nathan Never. Doczekaliśmy się 11 zeszytów jego przygód i chyba więcej już nie będzie.
Zaznaczmy od razu, że mamy do czynienia z pewnym specyficznym typem komiksu. Czarno biały, rysowany trochę niestarannie. Dochodzi do tego bardzo schematyczny rysunek, choć spotkamy się z wieloma oryginalnie zaplanowanymi kadrami. Ten typ komiksu jest chyba dominującym w Italii, gdyż w podobny sposób prezentują się inni „wielcy” bohaterowie, tacy jak Dylan Dog, czy Martin Mystere. Wynika to w dużej mierze z tempa wydawniczego. W praktyce, co miesiąc na rynku pojawia się kolejny tom przygód bohaterów. Pod pewnymi względami sytuacja tych historii przypomina mangę, gdzie konieczność szybkiego procesu produkcji kolejnych opowieści wpływa na sposób ich prezentacji. Na pewną prostotę rysunku i jego schematyczność. Stąd też Nathanowi Neverowi bliżej do Japonii, ewentualnie amerykańskich komiksów gazetowych, niż do innych europejskich serii.
Głównym bohaterem komiksu jest wspomniany Nathan Never, który pracuje dla agencji detektywistycznej Alfa. Otrzymuje ona wiele różnorodnych zleceń. Jej agenci rozwiązują morderstwa, kradzieże, ale także wykonują inne zlecenia. Zawsze jednak do pewnego przy najmniej stopnia niebezpieczne. Czasem nie wracają oni z wykonywanego zadania. Przygody naszego bohatera mają miejsce w niedookreślonej przyszłości. Jest to świat zdecydowanie cyberpunkowy, przy czym trochę bardziej w duchu Cyberpunk 2020, niż Blade Runnera z bardzo mocno podkreśloną wagą kolonizacji kosmosu. Mamy tam także mutantów i całe partie planety opuszczone, czy też skażone na różne sposoby. Natomiast stylu ubierania się bohaterów, jak i wygląd Nathana jest bardzo mocno inspirowany filmem Scotta. Jak przystało na cyberpunka mamy do czynienia z wieloma problemami związanymi z rozwojem technologii, człowieczeństwem i ryzykiem wynikającym z tego, co przyniesie przyszłość. Zarazem jednak w toku wydawania kolejnych albumów twórcy od czasu do czasu przeskakiwali do odrobinę innej stylistyki.
Przykładem tego typu albumu jest recenzowany tutaj Vampyrus. Jego scenarzysta, Michele Medda, wykorzystał klasykę literatury, którą poprzez drobne zmiany wtłoczył w świat cyberpunka. Zastosowana metoda polegała na zmianie nazwisk, czy też charakteru pewnych wydarzeń. Pomimo tego, sama historia pozostała wierna oryginałowi i w dużej mierze mamy tutaj do czynienia z bardzo staranną adaptacją klasycznej powieści Brama Stokera Dracula. Przy czym zamiast tajemniczego hrabiego z Transylwanii mamy równie tajemniczego naukowca Vlada Shrecka, który jest jedyną osobą, która przeżyła tajemniczy atak na statek badawczy Demeter. Imię tego draculowatego bohatera jest bardzo znaczące. Vlad, czyli prawdziwe imię pierwowzoru wampira Stokera, a nazwisko Shreck jest oczywistym odniesieniem do Maxa Shrecka, czyli odtwórcy roli Nosferatu w filmie F. W. Murnaua.
Nathan Never od razu podejrzewa Vlada, że ten ma coś do ukrycia, jeżeli chodzi o wydarzenia na statku. Zleceniodawca, czyli Uniwersytet Stokera, wynajął agencję Alfa najpierw do odkrycia, kto manipulował komputerem statku. Potem, po całym zajściu na Demeter i śmierci jej załogi, chciał wyjaśnienia, co się na prawdę zdarzyło na pokładzie.
Rysunki Nicola Mari są proste, ale zarazem wyraźne. Często operuje w nich plamami czerni, czy też stosuje podobne obrazowanie, co twórcy niemieckiego ekspresjonizmu. Pomimo dosyć prostej kreski wszyscy bohaterowie mają na tyle charakterystyczny wygląd, że bez trudu ich rozpoznamy.
Vampyrus nie jest arcydziełem, ale zdecydowanie jest solidnym komiksem. Przyjemnym w lekturze, acz pozostawiającym czytelnika z tym bardzo pozytywnym uczuciem niepokoju. Jeżeli komuś wpadnie w ręce, to polecam się z nim zapoznać. Choć ma on 100 stron, to czyta się go szybko i sprawnie. Polecam.