O Rianie Johnsonie zrobiło się głośno parę lat temu, kiedy na ekranach kin pojawił się jego debiut. Nakręcony za 500000 dolarów kryminał w stylu filmów noir osadzony w amerykańskim liceum. Brick może nie okazał się wielkim sukcesem kasowym, ale zarobił wystarczająco dużo, aby wytwórnie filmowe przychylniej patrzyły na pomysły tego relatywnie młodego reżysera. Obecnie grany na ekranach kin w Polsce Looper jest jego trzecim filmem. Można jednak dostrzec pewne daleko idące podobieństwa i nawiązania pomiędzy obydwiema produkcjami.
Najpierw jednak warto napisać, o czym jest najnowszy film Johnsona. Jest to jedna z wielu wariacji na temat podróży w czasie. Powiedzmy sobie wprost, że nie jest to zbyt oryginalny temat. W ostatnich latach mieliśmy całkiem sporo filmów opowiadających o różnych efektach takich wypraw. Jest też wiele książek wykorzystujących ten motyw. Między innymi Andrzej Pilipiuk bardzo lubi z niego korzystać. Dodajmy też, że i taki steampunk, jako nurt literacki, zaczął się w dużej mierze od podróży w czasie i wariacji na temat powieści Wellsa.
W przyszłości ludzkość odkryje technologie pozwalającą na podróż w czasie. Szybko zostanie ona zakazana, co nie dziwi, gdyż wszyscy doskonale wiemy o negatywnych konsekwencjach tego typu technologii. Zmieniając przeszłość zmieniamy przyszłość. Problem wpływu na rzeczywistość poprzez podróż w czasie nie jest łatwy do ominięcia. Przeważnie stosuje się metodę pomijania oczywistych konsekwencji pewnych działań. Niestety wiele filmów robi to bez pomysłu. Source Code, który był całkiem przyjemnym filmem z wątkami podróży w czasie jest świetnym przykładem jak można zepsuć odbiór produkcji poprzez źle rozwiązaną kwestię jej konsekwencji. Niepotrzebny happy end sprawił, że cała misternie budowana konstrukcja runęła niczym domek z kart.
Nie wszystkie jednak filmy padają ofiarą takiej sytuacji. Są chwalebne wyjątki takie jak Primer, czy 12 małp. Obydwa te filmy prowadzą historię w sposób dosyć skomplikowany, mieszając wątki i poszczególne elementy opowieści. Przy czym celem tego typu narracji było przekazanie konkretnej historii. Szczególnie ekstremalny w tym względzie jest Primer, gdzie z premedytacją widz jest oszukiwany. Looper na tym tle wygląda całkiem przyjemnie. Historia jest stosunkowo prosta, ale równocześnie nie oznacza to, że jej rozwiązanie pozostawia niedosyt. Z dwóch powodów, po pierwsze w dosyć skuteczny sposób udało się Johnsonowi uciec od kwestii paradoksu podróży w czasie. Po drugie podróż w czasie jest metodą do opowiedzenia historii, a nie jej głównym tematem.
Jak wspomniałem, za kilka dekad ludzie poznają technologię podróży w czasie. O ile jednak została ona zakazana, to wpadła ona w ręce przestępców, którzy znajdują dla niej doskonałe zastosowanie. W tej odległej przyszłości wszystkim osobom zostaje przypisany nano-identyfikator, który uaktywnia się, gdy ktoś zginie. Oznacza to, że na dłuższą metę nie da się nikogo zabić. Co należy w związku z tym uczynić? Możemy wysłać kogoś w przeszłość. Tam na miejscu ta osoba zostanie zabita, a ciało usunięte. Powstaje prawna luka, która ma tym większe znaczenie, że w tym czasie (lata 40 XXI wieku), gdzie dzieje się większa część filmu, prawo jest dosyć względnym pojęciem. Osoba z bronią jest w stanie zabić prawie każdego człowieka na ulicy i nie będzie się to wiązało z jakimiś konsekwencjami.
Samo wysłanie kogoś w przeszłość nie rozwiązuje problemów. Trzeba przecież zabić osobę, której chcemy się pozbyć. W tym celu w przeszłość wysłany zostaje jeden gangster, Abe, który organizuje całą grupę ludzi., Są oni egzekutorami pracującymi dla mafii. Nazywa się ich looperami (pętlistami? Zapętlaczami?). Kandydat do usunięcia jest wysyłany w przeszłość, związany i z zasłoniętą głową. Następnie strzelec, po wykonaniu głównej części zadania odbiera swoją nagrodę w postaci sztabek srebra, które są przywiązane na plecach skazańca. Ciało jest zaraz po tym usuwane (na przykład palone w piecu fabrycznym).
Działalność looperów jest przestępstwem, jednak nikt nie ma za bardzo możliwość ich ścigać. Mordują przecież ludzi, którzy nie do końca żyją w czasie, kiedy naciskany jest spust. Looperzy mają jednak pewien element kontraktu, który nie jest zbyt miły. W pewnym momencie muszą usunąć siebie z przyszłości. Nazywane jest to wypełnieniem pętli i wiąże się z dodatkową nagrodą finansową. Dla przestępców przyszłości gwarantuje to usuwanie świadków. Bezpieczne i niesprawiające żadnych kłopotów. W pewnym momencie coraz częściej „looperzy” stają się ofiarami egzekucji. Sytuacja zmienia się dramatycznie, kiedy jeden ucieka. Wtedy ściganym staje się nie tylko skazaniec, ale także looper, który nie wykonał swojego zadania.
Taki los spotyka Joe. Ten dosyć młody człowiek cieszy się życiem i narkotykami. Daleki jest od bycia wzorowym dobrym bohaterem. W pewnym momencie widzi jak zamiast związanego i zakneblowanego skazańca pojawia się przed nim rozwiązany on z przyszłości. Joe nie jest wystarczająco szybki i pozwala sobie z przyszłości uciec. Teraz musi go złapać i zabić nim pozostali looperzy i gangsterzy pracujący na usługach Abe’a go złapią. Mogą go bowiem wtedy torturować, usuwając mu na przykład kończyny i w ten sposób zmuszając Joe z przyszłości do oddania się w ich ręce. W ten sposób otrzymujemy film opowiadający o dwóch pościgach, choć tak na prawdę sprawa dotyczy czego innego. Film opowiada o egoizmie, o poświęceniu i o konsekwencjach wyboru. Wszyscy bohaterowie mają swoje racje i nie da się ich łatwo odrzucić. Joe z przyszłości chce zabić, niejako wzorem Terminatora, osobę, która go zabije. Czy mu się to uda? Jakie też będą tego konsekwencje? Joe z teraźniejszości chce móc przeżyć swoje życie i dokonać swoich wyborów.
Johnson sprawnie posługuje się kamerą, a i scenariusz dopracował. Doskonale zdaje sobie sprawę z pewnych paradoksów i problemów podróży w czasie, ale dla filmu jest ona tylko mechanizmem pozwalającym opowiedzieć historię. To nie jest wspomniany Primer, gdzie właśnie te paradoksy były tematem całej opowieści. Bliżej filmowi jest do Terminatora z jego dosyć swobodnym podejściem do teorii podróży w czasie. Zamiast mechanizmu przemieszczania się pomiędzy latami skupiamy się w filmie Johnsona na naszych bohaterach. Zaznaczmy od razu, że chociaż Looper ma swoją serię scen akcji, to nie o nie w nim chodzi. Przyznaje od razu, że nie jest to super oryginalny film. Ciężko o takie przy temacie podróży w czasie. Miejscami można mieć wrażenie, że widzimy nawiązania choćby do wspomnianych 12 małp. Nie są to jednak kalki, o tyle, że sam film się broni jako samodzielna opowieść.
Pisałem, że są pewne podobieństwa pomiędzy Looperem, a Brick. Nie ograniczają się one do obsadzenia w roli głównej Josepha Gordon-Levita. Aktor ten w obydwu filmach gra popisowo, a o jego talencie najlepiej mówi to, że w Looperze „gra on” Bruce’a Willisa. Trzeba przyznać, że jego gesty, czy mimika są niesamowite i naprawdę można na chwile zapomnieć, że nie oglądamy tutaj młodego Willisa z pierwszego wejścia do Nakatomi Plaza.
Ważniejszym podobieństwem pomiędzy obydwoma filmami jest czerpanie z podobnego źródła. Stroje looperów są bardzo „retro”. Podobnie i sposób prowadzenia narracji. W Brick tego zabiegu nie mamy, natomiast w Looper pojawia się bohater, który jest zarazem narratorem opowieści. Nie jest on potrzebny do zrozumienia fabuły, która jest dosyć prosta, jeżeli się widziało odpowiednią ilość filmów wykorzystujących podróż w czasie. Ma on natomiast na celu stworzenie odpowiedniego nastroju odnoszącego się do filmów noir. Przez cały seans wyraźnie czuć fascynację ze strony Johnsona całym tym nurtem kina. To jest w gruncie rzeczy futurenoir, choć może nie tak wyraźny jak Blade Runner. Dodajmy też, że widać, choć zdecydowanie bardziej w Brick, nawiązania do Cowboy Bebop.
Nie mamy w przypadku omawianej produkcji do czynienia z arcydziełem, ani z tak przełomowym filmem jak Brick. Nie zmienia to tego, że Looper jest bardzo sprawnie zrobionym filmem. Trochę ciężko jest pisać o jego fabule, w sytuacji, gdy przyjemność z seansu polega na odkrywaniu poszczególnych kart i poznawaniu samemu, o co w nim biega.
Link do ciekawego tekstu o logice filmowej (przy okazji Loopera) – uwaga, koszmarna czcionka, ale tekst wart przeczytania.
Felieton z paroma uwagami będącymi analiza Loopera, z którą nie do końca się zgadzam, ale też ciekawie poczytać.
Spoilery, spoilery, czyli, o co biega w filmie (aby widzieć zaznacz tekst)
Looper Johnsona jest opowieścią o egoizmie i myśleniu tylko o sobie. Młody Joe jest, upraszczając, nadętym dupkiem. Myśli tylko o sobie, o srebrze i własnych korzyściach. Kiedy Abe chce wymusić na nim zdradę przyjaciela, to wystarczy, że zagrozi odebraniem zebranego przez Joe srebra, aby ten go wydał. Jest przy tym pewny siebie i zarozumiały. Jeżeli komuś pomaga, to robi to tak na prawdę tylko dla siebie, jak ma to miejsce w przypadku prostytutki, której oferuje pomoc finansową. Nie robi tego, aby ją wesprzeć, a tylko po to, aby poprawić sobie humor. Czy jednak Stary Joe jest lepszy? W jakim celu on przybywa do przeszłości? Chce zabić przywódcę mafii, która go skazała na śmierć. Dalej jednak kieruje nim egoizm, bo robi tak tylko po to, aby uratować swoją ukochaną z założeniem, że z nią będzie. Kiedy Joe oferuje mu, że ochroni ją przed śmiercią nie zbliżając się do niej, bo kobieta ta zginęła przez to, że była przy Joe, to Stary odmawia. On tak na prawdę nie chce jej uratować, a jedynie zapewnić sobie radość i szczęście.
Podobnie myślała Sara, która urodziwszy syna wysłała go do siostry, a sama dalej bawiła się w mieście. Nie myślała o konsekwencjach swoich czynów do czasu, aż Cid zabił przez przypadek jej siostrę. Wtedy dopiero przyjechała się nim opiekować, jednak nie jest ona w stanie przekonać go, że tak na prawdę to ona jest jego prawdziwą matką. Cid nie wierzy jej i uważa jej zmarłą siostrę za mamę. Utwierdza go w tym to, że Sara nie staje z nim do konfrontacji. Ilekroć wpada on w zdenerwowanie, to ona ucieka. Dopiero w ostatniej scenie Sara prosząc Cida, aby się uspokoił sprawiła, że dostrzegł on w niej matkę. W gruncie rzeczy dopiero wtedy ona stała się nią.
Mamy w związku z tym do czynienia z egoizmem, jako bardzo negatywnym uczuciem, choć może ono zostać także wykorzystane w celu osiągnięcia dobra. Dlaczego Młody Joe nagle zmienił zdanie? Bo zrozumiał, że Cid jest taki jak on, opuszczony przez matkę, samotny. Właśnie dlatego Joe tak łatwo został looperem, a Cid w przyszłości został bossem mafii, Rainmakerem. Poświęcając siebie, Joe niejako egoistycznie chce uratować kogoś bliskiego sobie. Nie robi tego, aby uratować Sarę, tylko po to, aby powstrzymać „pętlę”, jaka łączy go z Cidem. Stary Joe nie jest w stanie tego dostrzec i dlatego musi zostać powstrzymany.
Teraz na koniec pewna uwaga, w różnych tekstach w internecie można znaleźć uwagi, że film jest nielogiczny, bo zakłada, że aby Rainmaker mógł powstać, to Stary Joe musi przybyć i chcieć zabić Cida. To nie jest do końca prawda. Jak wiadomo Rainmaker widział śmierć swojej matki, co, poza sztuczną szczęką, jest jedyną rzeczą, jaką o nim wiadomo. Co by się stało, gdyby Stary Joe się nie pojawił i nie „zabił” Sary? Cid i tak zamieniłby się w Rainmakera, bo jego „prawdziwa matka” zginęła zabita przez niego. Jego akceptacja Sary jako matki pojawiła się dopiero podczas finałowej konfrontacji. Gdyby nie miała ona miejsca, to Cid nigdy by jej nie uznał za swoją matkę, w związku z tym dalej byłby świadkiem śmierci „matki”.
Jakie nawiązania do Cowboya Bebopa?
Tak jak wspomnialem bardziej wyrazne jest to w przypadku Brick, gdzie pewne ujecia i praca kamery wyglada na wziete wprost z Cowboya. Takze wedlug mnie wyglad Brendana jest IMHO wzorowany do pewnego stopnia na Spike’u. Sam Johnson na swoim forum napisal, ze: Bebop wasn’t a fundamental influence for Brick, that was Hammett. But being a big fan of the series, which melds two genres in a similar way, it would be tough for some of it not to have leaked into Brick. Jezeli chodzi o Looper, to te odniesienia sa znacznie bardziej delikatne i ciezko jest wskazac, ze konkretnie to i to zostalo wziete z serialu. W kazdym razie po wyjsciu z kina mialem silne odczucie, ze jest wyrazny zwiazek, jezeli chodzi o wizualna strone filmu, jak i czesciowo “ducha” narracji z Cowboy’em.
Ja właśnie nie, zresztą dopiero u ciebie o tym usłyszałam i może faktycznie pewne ujęcia byłabym w stanie podciągnąć pod klimat CB, ale sama bym na to nie wpadła. A CB lubię bardzo, bardzo.
Hm, rozne spojrzenia, choc przyznaje, ze moje moze byc troche na wyrost.