Oh Death, czyli umieranie w fantastyce

Śmierć i klepsydra. Ziarnko do ziarenka.

Śmierć, w różnej postaci, jest chyba jednym z najczęściej pojawiających się motywów działań bohaterów. Istnieje on na różne sposoby w filmach, czy książkach. Chodzi tutaj między innymi o strach przed końcem życia, albo też o problem z niemożnością jego zakończenia. Dobrym przykładem będzie Highlander. Z jednej strony mamy Connora MacLeoda, który jest nieśmiertelny (i ilekroć to mówi kończy w łóżku z jakąś dziewczyną), natomiast cała seria filmów zdominowana jest przez śmierć, czy to ukochanych, czy to przyjaciół. Zresztą wątek strachu przed odejściem pojawia się i ma duże znaczenie w serialowej inkarnacji Nieśmiertelnego. Tamto jedna z najciekawszych postaci, czyli Methos (Peter Wingfield, który ostatnio grał Johna Watsona w Sanctuary) ma pewien problem. Zaznaczmy, że jest on jednym z najstarszych nieśmiertelnych, a nawet chyba najstarszym. Niestety zakochał się w dziewczynie, która jest śmiertelnie chora. Przez kilka odcinków na różne sposoby próbuje on przedłużyć jej życie, a działania te stanowią jeden z głównych wątków serialu.

Stąd też widać, że nawet tam, gdzie opowieść skupia się na życiu, to tak naprawdę w jej tle czai się śmierć. Skoro nazwa bloga pochodzi od opowiadań Heinleina, to i wypada wspomnieć o nim i o jego problemach z umieraniem. Chodzi tutaj o opowieści o Lazarusie Longu i przygodach, które były z jego udziałem. Ten bohater Heinleina ma pewną specyficzną cechę, mianowicie nie może umrzeć w sposób naturalny, a i swoimi genami podzielił się z ogromną częścią populacji galaktyki. Dzięki temu nie jest samotny wśród długowiecznych istot. Nie zmienia to tego, że czasem w jego pobliżu ludzie umierają w sposób naturalny. Taki jest los jego miłości życia, czyli Dory, opisany w Time Enough for Love. Była ona normalnym człowiekiem niezwiązanym z rodzinami Howarda. Ponadto, ponieważ mieszkała na planecie znacznie oddalonej od centrum galaktyki nie dało się użyć wobec niej procedur odmładzających i wydłużających życie. Nie chciała ona tego zresztą i ze spokojem przyjmowała swoją śmierć, tym bardziej, że umierała obok osoby, którą kochała. Zresztą właśnie to było jej celem i marzeniem. Nieśmiertelność oznaczała, że i miłość z latami mogła przeminąć.

Rodziny Howarda nie są jedynym wątkiem poszukiwania nieśmiertelności w książkach Heinleina. Napisał on także bardzo nietypową powieść I Will Fear no Evil. Bohaterem tej książki jest Johann Sebastian Bach Smith. Jest on milionerem, który może mieć wszystko, czego pragnie. W związku z tym zażyczył on sobie nieśmiertelności, a przynajmniej przedłużenia życia. W tym celu jego umysł miał zostać przeszczepiony do młodego ciała. Oczywiście wystąpią pewne komplikacje, ale o nich może innym razem. Tak, czy siak nasz bohater uzyskuje kolejne lata życia, a i wiele wskazuje, że nawet nieśmiertelność jest w zasięgu jego ręki.

W fantastyce częstokroć pojawiają się inne niż wspomniane wyżej genetyczno-chirurgiczne metody przedłużania życia. Wiele utworów dosyć optymistycznie zakłada, że klonowanie pozwoli nam oszukać śmierć. Pomysł ten ma jednak zasadniczą wadę, o której zapominają autorzy i filmowcy: czy przypadkiem nasz klon nie będzie po prostu drugim człowiekiem? Nasza świadomość natomiast umrze wraz z pierwszym ciałem. Zdarzają się produkcje, gdzie pada o to pytanie, lecz co ciekawe, częściej nie jest to związane z poszukiwaniem nieśmiertelności, a z innymi elementami fabuły. Przywołać tutaj można Prestiż Nolana.

Śmierć straszniejsza niż szkielet.

Trochę w tym duchu istnieje nieśmiertelność w recenzowanym tutaj Szklanym domu Strossa. Kiedy okazuje się, że nie można umrzeć, a zamiast tego mamy do czynienia z kolejnymi wygenerowanymi kopiami powstaje oczywiste pytanie, które nie pada w książce: na ile człowiek jest człowiekiem, a na ile ledwie zapisem na dysku. Tutaj pomijam taki szczegół, że tak totalna nieśmiertelność zabija napięcie podczas lektury. Mamy w tej książce jednak do czynienia z bardzo optymistycznym skrajnie materialistycznym podejściem do człowieka.

Pomimo tych moich wątpliwości pomysł Strossa pozwala mi przejść do właściwego tematu tekstu. Mówiłem o nieśmiertelności, co jednak zrobić, jak człowiek umrze? Do przystąpienia do pisania natchnęła mnie lektura Ubika Philipa K. Dicka. Jednym z ważnych elementów tej książki jest fakt, że po śmierci człowieka, jeżeli odpowiednio szybko przystąpi się do działania, można go do pewnego stopnia uratować. Zostaje on zamrożony i poddany specjalnej procedurze, która wprowadza go w stan pół życia. Nie jest to normalna egzystencja, gdyż do końca pozostałego czasu jest się zamkniętym w kapsule w jednym z wielu moratoriów i jedynie na odpowiednie wezwanie przywracana jest świadomość. Można wtedy rozmawiać przez mikrofon z ludźmi żyjącymi. Wiele osób dzięki temu dalej zarządza swoimi firmami, czy też dowiadują się o dalszych losach swojej rodziny, czy też świata.

Nie jest to jednak pełna nieśmiertelność, a jedyni przedłużenie czasu świadomości o kilka dni, tygodni, czy też miesięcy. Kiedy nikt nie budzi i nie rozmawia z tym prawie-nieboszczykiem śni on dziwne sny przebywając w stanie kompletnego zawieszenia. Nie jest to najwspanialsza wizja końca, gdyż nawet jak wspomina o tym jeden z bohaterów, trudno jest wskazać realne korzyści tego stanu. To wszystko jest przeciw naturze i chyba tylko wydłuża samo cierpienie wynikające z czyjejś śmierci.

Tutaj jednak to rodziny płacą właścicielom moratoriów za podtrzymywanie w tym stanie ich bliskich. Sytuacja wygląda trochę inaczej w przypadku książki K. W. Jetera Noir. Jeśli ktoś myśli, że śmierć jest niemiła w przypadku Ubika, ten nie wie, co to znaczy cierpieć. W tej oto powieści świat jest na krawędzi upadku, czy też raczej już dawno ją przekroczył. Rozbudowana fabuła i wiele niezwykle ciekawych pomysłów sprawiają, że zasługuje ona na osobny długi tekst, tutaj jednak skupimy się jedynie na jednym z jej elementów. Wedle pomysłu Jetera ludzie, którzy byli zadłużeni nie mogą tak po prostu odejść. Muszą pieniądze oddać.

Posępna, a zarazem na swój sposób minimalistyczna okładka Noir oddaje charakter powieści.

Jak to może uczynić nieboszczyk? W sposób całkiem prosty: jest ożywiony i jako swego rodzaju wygrzebaniec pracuje dla dłużnika, aż zwróci swój dług. Do tego czasu nieżyje w osobnym mieście, gdzie w dojmującej szarzyźnie nie ma miejsca na radość i uśmiechy. Całość przypomina korporacyjny czyściec, gdzie trzeba pracować, aż przyjdzie czas na zbawienie, czyli śmierć. Zresztą owo cierpienie nie ogranicza się tylko do tych, co są zadłużeni. Także ludzie łamiący prawa autorskie mogą oczekiwać bardzo niemiłego końca. Prawo w świecie Noir jest surowe i za nielegalne kopie nie idzie się do więzienia. Karą za to jest niepełna śmierć. Niepełna, gdyż partie mózgu, gdzie znajduje się świadomość i gdzie znajdują się ośrodki bólu są wycinane i taka żywa tkanka nerwowa jest umiejscawiana w przyrządzie wybranym przez właściciela praw autorskich typu. Może to być toster, ale i kabel do wieży audio. W ten sposób złodziej własności intelektualnej cierpi w nieskończoność.

Fantastyka szuka nieśmiertelności i metod, aby ją uzyskać, ale z drugiej strony nie boi się samej śmierci, a tego, co można z nią zrobić. Żyjemy i umieramy, ale w naszym świecie jest to znacznie prostsze i w gruncie rzeczy mniej straszne. Jednakże perspektywa zrealizowania choćby części wizji przyszłości musi wzbudzać pewien niepokój. Czasem świadomość końca nie wydaje się czymś najgorszym. Na koniec, na pocieszenie, zaznaczmy, że fantastyczna śmierć bywa też zabawna, a zaświaty radosne i kolorowe.

 
 
 
 
 
 

2 comments

  1. Pani Recydywa says:

    Wszyscy się czepiają w komentarzach jakichś szczegółów, to ja też mogę – McLoud najpierw się przedstawia i potem dodaje, że jest nieśmiertelny. Potem się już zgadza.

Leave a Reply to Pani Recydywa Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *