SS-uperman

Przeszukując internet w poszukiwaniu różnych informacji o pewnym wysoko postawionym oficerze SS, a przy okazji naukowcu (czy też raczej naukowym oficerze SS) trafiłem na bardzo ciekawą stronę poświęconą propagandzie NSDAP i III Rzeszy. Zaznaczmy tutaj, że metody przekonywania, a także ogłupiania ludzi wykorzystywane przez reżimy totalitarne i nie tylko, są bardzo interesującym tematem. Tym bardziej, że ściśle powiązanym z popkulturą. Ten związek w latach pokoju potrafił być słaby, ale kiedy dochodziło do wielkich konfliktów ujawniał się z pełną mocą. W gruncie rzeczy wpływ władzy na z pozoru rozrywkowe opowieści jest najlepiej widoczny w państwach demokratycznych. Jest on tam najczęściej robiony w sposób mało finezyjny, gdyż ludzie od manipulowania społeczeństwem nie mają tak dużego doświadczenia, jak tam, gdzie panuje władza totalna.

Dobrze to widać po Stanach Zjednoczonych, gdzie choćby radio służyło do prowadzenia bardzo agresywnej kampanii propagandowej w trakcie II wojny światowej. Materiały pochwalne na cześć prezydenta pojawiały się nagle w audycjach komediowych, a odpowiedni dzielni żołnierze w sensacji i kryminałach. Dobrym przykładem jest Inner Sanctum, jeden z klasycznych programów amerykańskiego radia, gdzie mieliśmy odcinek o krwiożerczych niemieckich żołnierzach, którzy uciekli z obozu jenieckiego w Stanach, a z drugiej strony opowieść o dzielnych partyzantach czeskich. Złośliwie dodam, że w ówczesnym amerykańskim przemyśle rozrywkowym łatwiej o waleczną/ego Czeszkę/Czecha, niż neutralnie pokazaną/ego Polkę/Polaka. Nadmieńmy, że szczególnie nie przepadali za Polską bracia Warner, ale akurat nie byli to zbyt mili ludzie w ogóle. Wystarczy wspomnieć, że rodzina ta zmusiła do porzucenia dziecka wdowę po Samie Warnerze, bo nie podobało im się jej pochodzenie i wyznawana religia.

W każdym razie amerykańskie produkcje wojenne, poza bardzo ciekawymi dokumentami, w większości raziły swoją dosłownością i niejako totalnym charakterem. To pod pewnymi względami prostactwo konstrukcyjne wyraźnie było widać po produkcjach mających pokazać Sowiety w pozytywnym świetle. Trzeba bowiem pamiętać, że w Stanach nie byli oni przesadnie popularni. W związku, z czym powstała cała masa filmów wychwalających Stalina. Później zresztą odbiło się to czkawką na filmowcach, którym w latach 50-tych wypomniano owo propagandowe zaangażowanie skrzętnie przy tym zapominając o tym, że i rząd miał udział w ich tworzeniu.

Nim jednak doszło do pierwszego prze ewaluowania charakteru Sowietów na łamach czasopisma „Look” z 27 lutego 1940 roku pojawił się krótki, dwustronicowy komiks (pod podanym linkiem można go ściągnąć, przy czym wyjątkowo odradzam djvu – bardzo źle wygląda). Powstał on specjalnie dla tego czasopisma. W przygotowanie scenariusza zaangażowanych było aż 6 osób, Jerry Siegel, Joe Shuster, dwóch redaktorów, wydawca i księgowy. Dwa podane przeze mnie nazwiska osobom czytającym komiksy od razu podsuwają, kto był bohaterem tego komiksu. Oto mamy opowieść o tym, jak Superman zakończyłby wojnę.

Superman idzie na wojne

Cała historia jest dosyć prosta. Mamy oto Supermana, który przelatuje nad linią Zygfryda, czyli niemieckimi fortyfikacjami od strony Francji. Nasz dzielny bohater najpierw niszczy działa, a potem otwiera bunkry zapraszając francuskich żołnierzy do ich zajęcia. To wszystko pomimo szaleńczego oporu ze strony Niemców. Następnie Superman uderzeniem pięści niszczy atakujący go myśliwiec, po czym udaje się do siedziby Hitlera.

Przebywa on w jednym ze swoich domów wypoczynkowych (zapewne gdzieś w górach Bawarii). Tamto jest zaskoczony, kiedy Superman wpada przez dach, a zaraz potem pokonuje jego ochroniarzy. W ten sposób Adolf wpada w ręce Człowieka ze stali, który stwierdza, że ma ochotę umieścić swoją „nie-aryjską” stopę na jego twarzy. Na tym jednak nie koniec opowieści. Superman z trzymanym przez niego Hitlerem lecą następnie na wschód, do Moskwy. Tam do pierwszego więźnia dołącza kolejny, Józef Stalin. To urocze spotkanie nie trwa długo, gdyż następnym przystankiem dla Supermana jest Genewa. Tam przekazuje więźniów Lidze Narodów, którzy skazuje ich za zbrodnie niesprowokowanej agresji na niewinne kraje.

Superman kończy wojne

Ta banalna historia na tym się kończy, ale nie niniejszy tekst. Tutaj wracamy do wątku zaznaczonego przeze mnie na początku wątku. Na wspomnianej stronie www trafiłem na bardzo interesujący tekst. Jest to tłumaczenie artykułu z „Das Schwarze Korps”, oficjalnego tygodnika SS, opublikowanego 25 kwietnia 1940 roku, czyli ledwie dwa miesiące po publikacji w „Look”. Nie trzeba tłumaczyć, dlaczego komiks nie spodobał się w Niemczech, ale warto spojrzeć na argumenty, jakie zostały użyte przez autora tekstu.

Po pierwsze dostrzegł on od razu, że Superman jest bardzo bliski niemieckim ideałom NSDAP. Według autora Jerry Siegel zobaczył jak w Niemczech i we Włoszech odradzają się wzory starożytnej Grecji i Rzymu. Następnie przeniósł je, będąc pod ich wrażeniem, do Ameryki w postaci Supermana, który charakteryzuje się silnym ciałem (ubranym w czerwony kostium kąpielowy) i małym rozumkiem. Co ciekawe autor, podobnie jak czyni wielu współczesnych odbiorców popkultury, zwrócił uwagę, że mundury żołnierzy niemieckich są niezgodne z ówczesnymi wzorami, jakie panowały w wojsku. W każdym razie właściwy atak w artykule przeprowadzony jest na kompletną absurdalność opowieści. Tak, jeżeli chodzi o marną taktykę Supermana, jak i to, że raczej nie pozwolono by mu pojawić się w siedzibie Ligi Narodów w slipach. Nigdzie jednak autor nie pisze, że Hitler i Stalin pojawiają się osobiście w komiksie, wydaje się, że dla niego było nie do wyobrażenia, aby w ten sposób potraktować tych „wielkich przywódców”. Kończąc autor stwierdza, że Superman promuje negatywne zachowania wśród amerykańskiej młodzieży, między innymi podejrzliwość i lenistwo.

Zabawne i ciekawe jest, jak jeden tekst, w gruncie rzeczy propagandowy, może być przerobiony na artykuł, który wyraża całkowicie przeciwne poglądy. W gruncie rzeczy ciekaw jestem, co w III Rzeszy pisano o Kapitanie Ameryce, bo aż się prosi on o odpowiednio podniosłą odpowiedź. Na koniec tego tekstu bez puenty, w formie puenty, polecam obejrzeć, co się mogło stać z dobrymi bajkami, jeżeli wpadły w ręce niemieckiej propagandy nakierowanej na Francuzów.

 

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *