Parasole i te sprawy

Okładka recenzowanej książki. Jak widać chodzenie z parasolem źle wpływa na kręgosłup.

Rynek książek fantastycznych podlega swoim dziwnym regułom i prawom. Od czasu do czasu pojawia się na nim pozycja, która z bliżej nieznanych powodów okazuje się całkiem dużym przebojem, choć większość ludzi zapewne o niej nie słyszała i nie będzie słyszeć. Przykładem takiej książki, która jest ewidentnie sukcesem kasowym, ale poprzez swoje ścisłe ramy gatunkowe nawet osoby siedzące mocno w fantastyce mogą nigdy nie mieć z nią żadnego kontaktu jest Soulless Gail Carriger. W Polsce została ona wydana przez Prószyński i Ska, pod zaskakującym tytułem Bezduszna.

Jest to pierwsza książka z serii o „Protektoracie Parasoli” i zarazem debiut pisarski panny Carriger. Dodajmy tutaj, że jeżeli komuś się wydaje imię autorki śmiesznym, to mamy do czynienia z pseudonimem. Naprawdę nazywa się ona Tofa Borregaard i stwierdzam, że jest to przypadek, kiedy warto jest podpisywać książki trochę innym nazwiskiem. W każdym razie Gail Carriger jest całkiem wykształconą osobą i studiowała archeologię, oraz antropologię. Aby nie przedłużać i przejść szybko do samej książki dodam, że poza bardzo dziwnymi strojami autorka uwielbia herbatę i ma całkiem zabawną stronę internetową.

Wracając jednak do zbioru kartek papieru, zaznaczę od razu, że czytałem książkę w wersji oryginalnej, stąd nie jestem w stanie ocenić, czy Prószyński i Ska wykonali dobrze swoją pracę, czy też nie. W każdym razie pierwsze, co się rzuca w oczy patrząc na Bezduszną to okładka, która jest swego rodzaju pomieszaniem lekko pulpowych klimatów z trochę na siło zrobioną stylizacją wiktoriańską. Przyznam, że poza modelki jest dla mnie nienaturalna, a cień padający na twarz trochę drażniący, tym bardziej, że tło pochodzi z całkowicie innego zdjęcia, wiec tenże cień jest trochę zbędny. W każdym razie okładka od razu mówi nam, z czym mamy do czynienia – kobiety i parasole – ale według mnie mogłaby być trochę ładniejsza.

Film pokazujący tworzenie okładki do jednej z kolejnych części sagi parasola

O czym jednak jest książka? Jej bohaterką jest Alexia Tarabotti, córka Włocha i Angielki, żyjąca w Londynie pod koniec XIX wieku. Ojciec nie żyje, a matka – dosyć typowo wredna „pani domu” – wyszła drugi raz za mąż i spłodziła dwoje dodatkowych córek. Alexia uważa siebie, z czym zgadza się większość mieszkańców Londynu, za średnio urodziwą. Poza tym jest już stara, znaczy się ma grubo powyżej 20 lat i niezamężna. Ma też jeszcze jedną wadę, mianowicie nie ma duszy. Jest to o tyle ważne, że w świecie książki jawnie działają wampiry, wilkołaki, duchy i zapewne inne tego typu istoty nadnaturalne. Od czasów królowej Elżbiety mogą oni spokojnie żyć w Anglii, choć podlegają oni ścisłym regułom i są nadzorowani przez BUR (Bureau of Unnatural Registry – Biuro Rejestru Nienaturalnych?). Oprócz wampirów i innych tego typu istot świat końca XIX wieku ma wiele przykładów bardzo nowoczesnych technologii, czyli upraszczając, jest lekko steampunkowy.

Dlaczego w takim świecie brak duszy jest taki ważny? Ponieważ każda osoba posiadająca takową przypadłość może dotknięciem pozbawić nadnaturalną istotę jej właściwości, ale i wad. W związku z tym, jeżeli Alexia dotknie wampira, to staje się on na powrót człowiekiem. Jest kilka naturalnych wątpliwości odnośnie działania tego mechanizmu. Jeżeli bowiem dotknie ona istoty, która ma kilkaset lat, to czy nie powinna ona się zamienić w kilkusetletniego człowieka? To są jednak drobne czepialstwa, bo samej książce nie przeszkadzają.

Londyn nie jest jednak zamieszkiwany tylko przez Tarabotti. Poza nią mamy szkockiego wilkołaka Lorda Maccona, który zarazem kieruje BURem, koleżankę głównej bohaterki Ivy Hisselpenny, czy też starego wampira o dziwnych skłonnościach Lorda Akaldamę. Jest jeszcze spore grono pomniejszych postaci, ale to, co się liczy, to fakt, iż wszystkie są dosyć stereotypowe. Czytając hasło „Szkot” i „wilkołak” od razu wiemy, jaki jest charakter bohatera i dopasowujemy go do obrazu z wielu innych książek, czy filmów. Jest to zarazem zaleta, jak i wada. Szybko się dzięki temu czyta książkę, ale część czytelników zdenerwuje się na kliszę, z jakimi będzie miała do czynienia podczas lektury.

Bezduszna rozpoczyna się od balu, w trakcie, którego Alexia przez przypadek zabija nie zarejestrowanego Wampira. W tej sytuacji automatycznie pojawia się pytanie, kto go stworzył, gdyż w Anglii istnieją ścisłe regulacje odnośnie tworzenia nowych istot nadnaturalnych, a już szczególnie nie wolno takim łazić samotnie po ulicach. Lord Maccon niezwłocznie przystępuje do śledztwa, a Alexia jak przystało na wścibską starą pannę mu pomaga. Chociaż tak naprawdę to ona odkrywa wszystko, a szkocki wilkołak jedynie kłapie pyskiem i robi inne rzeczy.

Książka jest wyraźnie pisana dla kobiet i to nie tylko, dlatego, że tej płci jest główna bohaterka. Chodzi tutaj raczej o to, co interesuje Gail Carriger. Mamy rozbudowane opisy strojów ze zwracaniem uwagi na szczegóły, które dla męskiego czytelnika są czasem wręcz niezrozumiałe. Mamy też dużo opisów jedzenia, ciast i deserów. Tego typu szczegóły dosyć jednoznacznie pokazują, że idealnym docelowym czytelnikiem są kobiety lubiące zabawy kuchenne. Nim ktoś powie, że sprowadzam zainteresowania kobiet do gotowania i szycia, zaznaczam, że są to jedynie elementy szerszej konstrukcji, która pozwala przypisać Bezduszną do kategorii powieści dla kobiet. Wskazałem je tutaj nie tyle ze względu na stereotypy, co na to, że są chyba najbardziej jaskrawymi elementami powieści pokazującymi docelowego czytelnika tej powieści. Poza tym mamy w książce Carriger do czynienia z rozbudowanym wątkiem miłosnym przywodzącym na myśl choćby Anię z Zielonego Wzgórza. Zaznaczę jednak, że poza niektórymi opisami, także i mężczyzna przeczyta książkę, a i może się ona jemu spodobać. Dodajmy także, że pewna infantylizacja konieczna przy okazji kilku opisów, aby powieść nie zamieniła się w kilku scenach w hardo porno, może i drażni miejscami, ale da się nad nią przejść do porządku dziennego.

Trochę ciężko jest oceniać książkę nie będąc zamierzonym przez autorkę czytelnikiem. Stwierdzam jednak, że jeżeli bierze się poprawkę na charakter opowieści, to nawet jeśli nie jest się właściwym odbiorcą powieści, to czyta się ją wartko i przyjemnie. Oczywiście miejscami ręce opadają, jeżeli chodzi o zachowania postaci, ale mamy tutaj do czynienia z tak naprawdę romansem z elementami nadnaturalnego kryminału. Jeżeli czytelnik wie, że nie otrzyma poważnej opowieści o wampirach, czy też porządnego steampunku, a jedynie przyjemne romansidło, to nie powinien się zawieść. Sam nie jestem przekonany, czy sięgnę po kolejne tomy serii (wszystkie mają tytuły, „Bez”), ale doskonale zrozumiem, że komuś się na tyle spodobała Bezduszna, że posiada wszystkie na półce. Ot, czytadło, którego na marginesie nie polecam na pusty żołądek i z szybkim dostępem do internetu: niektóre ciasta są zbyt kuszące.

 

Gail Carriger, Soulless,  2009. Okładka Lauren Panepinto (mam wrażenie, że warunkiem pracy przy tej książce było posiadanie dziwnego nazwiska).

Wydanie polskie: Gail Carriger, Bezduszna, tłum. Magdalena Moltzan-Małkowska, 2011 

 

 

4 words, 18 letters
 
 
 

5 comments

  1. Rusty Angel says:

    A ja szczerze tych książek (przeczytałam z rozpędu dwie) nie znoszę, bo to grafomania czystej wody. Tzn. pomysł na świat niezły, ale wykonanie jak w słabym fanfiku, a dwójkę głównych bohaterów najchętniej bym utopiła. Ale każdemu jego porno, moja teściowa np. czyta jako guilty pleasure.

  2. hihnttheadmin says:

    Zgadzam sie, ze to grafomania, ale patrzac na okladke i po opisie z tylu okladki nie oczekiwalem niczego innego. Na marginesie dodam, ze patrzac po ostatniej scenie ksiazki, okreslenie “kazdemu jego porno” jest niezwykle trafne w przypadku Bezdusznej 🙂

  3. Pani Recydywa says:

    Faktycznie – książka jest straszna i napisana okropnym stylem. A i jeśli chodzi o warstwę historyczną – autorka chyba jednak więcej wie na temat wampirów niż XIX wieku. A od tych ciast aż chce się wymiotować.

    • hihnttheadmin says:

      Warstwa historyczna, to jest smiechu warta, tu sie zgodze. Natomiast odnosnie stylu, to zaczynam podejrzewac, ze chyba cos po stronie tlumaczenia jest bardzo mocno zepsute. Orginal byl napisany prostym, ale nie okropnym stylem (albo ja za bardzo zajalem sie czytaniem opisow ciast :)).

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *